Być może niektórym naszym czytelnikom umknął artykuł, w którym opisałem żenujące zachowanie przewodniczącego Boronia, kiedy zjawiłem się na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej, by wysłuchać co mają do powiedzenia pracownicy, którzy złożyli skargę na działania dyrektora tomaszowskiego Domu Dziecka, Tomasza Trzonka. Nie będę raz jeszcze w szczegółach przedtsawiał sytuacji ale zachęcam do przeczytania artykułu, do którego link zamieszczam poniżej.
Tajne przez poufne ale przecież jawne
Nie wiem, czy Boroń potrafi poruszać się po internecie, ale najwyraźniej mój artykuł przeczytał i postanowił wykazać się stanowczością godną sekretarza PZPR (swoją droga mogę się założyć, że w czasach "słusznie minionych" właściwą legitymację nosił z czułością na sercu). Ku zdumieniu radnych i powiatowych urzędników ogłosił całemu światu, że on, przewodniczący Boroń zamierza zgłosić wniosek o uznanie mnie personą non grata na posiedzeniach komisji rewizyjnej. Być może nawet odpuściłbym sobie także komentowanie tego błazeńskiego występu, nie mającego chyba precedensu w samorządach w całej Polsce, gdyby nie fakt, że przy okazji Boroń w cwaniacki sposób postanowil mnie wykorzystać do własnych politycznych celów i przy okazji w posób bezczelny i obrzydliwy nakłamał.
Zacznę od pierwszego drobnego kłamstewka pana Boronia. Otóż nieprawdą jest, bym gdziekolwiek "wtargnął". Na wspomniane wyżej posiedzenie przyszedłem jeszcze zanim się ono rozpoczęło i nim zjawili się wszyscy członkowie komisji.
Na tym kłamstwie jednak nie koniec. W kolejne został wmieszany radny Mariusz Węgrzynowski. który według Boronia, mial prosić mnie również o opuszczenie posiedzenia. Prawda jest taka, że radny Wegrzynowski zapytał mnie jedynie, kiedy zamierzam opublikować materiał prasowy. W odróżnieniu od wersji pana Boronia, moją łatwo sprawdzić, bo został zarejestrowana przez kamerę NaszTomaszow.pl, która tak bardzo przeszkadzała przewodniczącemu.
Wreszcie nieprawdą jest też, że ob. Boroń cokolwiek w temacie mojego uczestnictwa w sesji konsultowal z radcą prawnym Starostwa. Prawdą za to jest, że skarżący się na dyrektora pracownicy Domu Dziecka wyrazili zgodę na upublicznienie ich danych osobowych.
Najistotniejszym jednak kłamstem w wypowiedzi Boronia było to, że wspomniani pracownicy ze względu na moją obecność ograniczali swoje wypowiedzi. Jaka jest prawda? Ano taka, że posiedzenie komisji było źle przygotowane, radni nie mieli kompletu materiałów, by zapoznać się dokładnie ze sprawą, za co odpowiedzialny jest właśnie pan Boroń.
Przewodniczący w swojej walce z moim dziennikarskiem i obywatelskim prawem do uczestnictwa w posiedzeniach samorządu nie zawahał posłużyć się osobami, które złozyły skargę na dyrektora, mimo, że i on sam (Tomasz Trzonek) został przecież zaproszony na komisję po to, by na zarzuty stawiane przez pracowników odpowiedzieć. Zdaniem Boronia jednak moja relacja mogłaby stać się przyczyną szykan.
Dosyć to kuriozalne stwierdzenie dla kogoś, kto w komisji uczestniczył. na korytarzu zebrała się duża grupa pracowników "Słoneczka". Z dystansu obserwował ją Tomasz Trzonek. Wszyscy wiedzieli, kto i w jakim celu w starostwie powiatowym się pojawił a sama skarga podpisana imiennie przez pracowników od dluższego już czasu funkcjonowala w publicznym obiegu. Jej fragmenty w artykule poniżej
Zapomnijmy jednak o kłamstwach Boronia, mając tylko nadzieję, że nie uczy ich swoich wnuczków. Dużo, bowiem ważniejsze dla niego było wykazanie, że ja Mariusz Strzępek, zbój i bandyta, jestem też prawdziwym "pisożercą". Wszyscy członkowie partii powinni się mnie najwyraźniej wystrzegać, drżeć ze strachu, bowiem zwykłem deprecjonować ich działania a wiceprzewodniczącego PiS, Antoniego Macierewicza, pozwolilem sobie nazwać "policmajstrem". Jednak najbardziej podważam oddanie w sprawy mieszkańców powiatu tomaszowskiego, samego Wiesława Boronia.
No cóż, już przywykłem do tego, że bywam "pisożercą", "komuchobójcą", "wrogiem platformy" itd. Przykro mi tylko, że rzadko słyszę, że jestem tępicielem głupoty, cynizmu, złodziejstwa i draństwa. Miło mi za to, kiedy szefowa klubu PiS w radzie miejskiej pozytywnie wypowiada się o zarządzanym przeze mnie medium, w którym nikogo staram się nie pomijać w swojej krytyce. Bo taka jest moje rola i moje "zbójeckie" prawo. Pan Boroń wydaje się zapominać, że to media mają za zadanie recenzować jego działalność w sferze publicznej a nie odwrotnie.
Jednak przywołanie PiS i Antoniego Macierewicza do sprawy jawności posiedzeń organów samorządowych nie jest przypadkowe. Wszyscy znamy opinię partii Jarosława Kaczyńskiego na temat współpracy z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. W świetle wypowiedzi takich osób jak sam prezes, wspomniany Antonii Macierewicz, Joachim Brudziński jakiekolwiek koalicje z SLD (czyli postkomunistami) mają charakter kompromitujący, a taką właśnie koalicję w powiecie tomaszowskim reprezentuje Wiesław Boroń. Tymczasem zbliżają się wybory i trzeba będzie się z tego mariażu jakoś wytłumaczyć. Jeśli nie można tego zrobić, to najlpiej wyszukac i wskazać wroga, lokalnego "pisożercę". W ten sposób można odwrócić uwagę od siebie i skierować ją na kogoś innego.
Temat radnego z Ludwikowa zakończę zapewnieniem, że mimo, iż do końca kadencji zostało już niewiele posiedzeń komisji rewizyjnej, będę obecny na każdym.
***
Okazuje się jednak, że w powiatowym samorządzie znajdują się osoby właściwie pojmujące swoje role w życiu publicznym. Niemądre wystąpienie przewodniczącego komisji rewizyjnej spotkało się ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony Barbary Klatki i Ewy Wendrowskiej. To jakieś światełko w długim i mrocznym tunelu.
Napisz komentarz
Komentarze