Zaskoczeni? Po publikacji wspomnianego na wstępie artykułu pojawiły się dziesiątki (jeśli nie setki) komentarzy. Do tego wiele wiadomości prywatnych i maili, skierowanych bezpośrednio do mnie. Część nie tyle nawet krytycznych, co wprost atakujących. To w tych ostatnich pojawia się najczęściej słowo symbol (klik... wrrr).
Dla przykładu, młoda lekarka opisała mi przypadek pacjenta, któremu wykonała badania (o ile dobrze zrozumiałem USG), które według obowiązujących wytycznych Ministerstwa Zdrowia nie jest refundowane przez NFZ. Jak sama pisze, gdyby była "formalistką" pacjent nie zostałby odpowiednio zdiagnozowany. Pani doktor zdecydowała jednak badanie zrobić. Brawo! Doskonała decyzja, świetna i niezepsuta przez "system" medyczka.
Pacjent przecież jest najważniejszy. Bo niech mi ktoś odpowie, jakie de facto są koszty zrobienia tego rodzaju badania, kiedy sprzęt znajduje się na wyposażeniu gabinetu czy szpitala. Doktor poczuła się dotknięta moim artykułem, bo odebrała go w sposób osobisty. Niepotrzebnie, bo mogę tu jedynie przytoczyć (podobnie jak innemu lekarzowi) fragment wiersza Witkacego. Pewne uogólnienia są niezbędne dla zdefiniowania problemu. Czy ja mam się osobiście obrazić, kiedy słyszę, że wszyscy radni to lenie i darmozjady? W odpowiedzi mogę co najwyżej pracować jeszcze więcej.
Z jednej strony mamy lekarkę wykraczającą poza coś, co sama nazywa "systemem", z drugiej mogę opisać inną medyczkę z Tomaszowa, która odmawia pacjentowi, mającemu problemy z poruszaniem się wystawienia zlecenia na zaopatrzenie medyczne w postaci balkonika. Ta sama pani doktor, będąca lekarzem orzecznikiem uznaje, że niepełnosprawne cewnikowane dziecko z indywidualnym tokiem nauczania, nie wymaga stałej opieki, w związku z czym zabiera rodzicom dodatek pielęgnacyjny (do tego tematu powrócę wkrótce w osobnym artykule). Zaskarżoną decyzję uchyla organ II instancji. Będziemy mówić, że winien system, czy konkretny człowiek? John Lennon w 1968 roku, kiedy przez Świat przetaczała się fala rewolucyjnych i antysystemowych protestów i wystąpień, często ulicznych zamieszek, pisał, że rewolucję powinniśmy zacząć od zmian we własnym sposobie myślenia.
Wszyscy jesteśmy częścią systemu, który krytykujemy, bo nie stanowi on jedynie zespołu norm i przepisów, narzucanych nam przez przedstawicieli władzy (których przecież sami wybieramy), ale asymilujemy się w nim do tego stopnia, że daje nam on złudne poczucie bezpieczeństwa. Jesteśmy jak łyżeczki ułożone w pudełeczku. Odczuwamy dyskomfort, dopiero wtedy, kiedy jeden z elementów zaczyna nas uwierać. Mówicie, że system jest zły...? Zacznijmy od początku...
W domowych pieleszach
Właśnie tutaj się wszystko zaczyna. Rodzice kształtują postawy kunktatorskie. Spróbuję posłużyć się konkretnym przykładem. Co jakiś czas zgłaszaliśmy do naszego Powiatowego Urzędu Pracy zapotrzebowanie na pracowników. Większość pracodawców zna to zapewne z własnych doświadczeń. Otóż PUP podsyła do nas zarejestrowanych u siebie bezrobotnych, pobierających (a jakże) zasiłek dla osób pozostających bez pracy. Dla pełnej jasności dodam tylko, że praktyka jest wieloletnia i nie ma związku z obecnym stanem rynku pracy. Więc rzadko trafiała nam się młoda osoba, która rzeczywiście chciałaby podjąć zatrudnienie. Za to często przychodziła z mamą i tatą oraz prośbą, by... na skierowaniu napisać, że odmawia się jej zatrudnienia. Taka "mamusia" tłumaczy, że przecież "córcia" zdąży się jeszcze w swoim życiu napracować.
Napisz komentarz
Komentarze