A ja pytam: czy na pewno? Bo skoro od najmłodszych lat uczona jest cwaniactwa, to przez resztę życia również będzie się nim kierować. Zapewne podobnie postępowali też jej rodzice, miała więc czas na "właściwe" wzorce się napatrzeć. Jak już pójdzie do pracy, będzie lawirować, unikać, chodzić na zwolnienia chorobowe i narzekać na... system, który jest zły i jej... nie docenia. Przecież innym w życiu jest lepiej. Opisywany proceder dotyczy zresztą nie tylko młodzieży. Dziesiątki dorosłych osób przychodziło do nas prosząc o podpisanie "kwitów" z PUP. Żadna z nich nie chciała pracować. Dlaczego? Bo nauczona została wyłudzania różnych zasiłków i zapomóg. Posiadanie stałego miejsca pracy z procederu by ją eliminowało.
Przykłady oczywiście można mnożyć. Pamiętam, jak kiedyś, mój starszy syn razem z kolegami narozrabiali w szkole. Ktoś 12-latkom sprzedał w markecie petardy, które odpalone wrzucili do toalety. Sedes został wysadzony w powietrze, łazienka zniszczona. byłem jedynym rodzicem, który domagał się, by dzieciaki w jakikolwiek sposób ukarać. Proponowałem, by zostawali po lekcjach i sprzątali szkolne korytarze. Reszta rodziców była oburzona. Nauczyciele też, bo musieliby zostać pół godziny dłużej w pracy, by ich dopilnować. Padła więc propozycja, że może napiszą wypracowanie, albo coś narysują... a ja oczyma wyobraźni widziałem już te mamy siedzące wieczorem i wykonujące tę pracę za swoje pociechy. Nauczyliśmy dzieci odpowiedzialności za własne czyny? Przecież są niewinne. Winny jest system i... sprzedawca petard.
Skoro mówimy o roszczeniowości i oświacie równocześnie, to warto zwrócić uwagę na wymuszanie ocen. Wszak nasze dzieci są najpiękniejsze i najmądrzejsze a tylko nauczyciele nie poznali się na ich walorach (i rzeczywiście tak się często zdarza o czym w dalszej części tekstu). Wymuszamy więc oceny kompletnie nieadekwatne do poziomu wiedzy. Do tego często pomaga nam sam nauczyciel, bo dziecko, dziecku nierówne i niektóre muszą być traktowane inaczej.
Ponadto masę codziennych kombinacji, o których wydaje nam się, że nasze dzieci nie wiedzą lub nie zdają sobie sprawy. Nie płacimy czynszów... bo co nam kto zrobi... nie spłacamy kredytów i pożyczek... bo komornik i tak ich nie odzyska...
Często powtarzam moim młodszym przyjaciołom, którzy nie mają jeszcze dorosłych dzieci: uważajcie przy nich na każde słowo, bo bez wątpienia zostanie ono wykorzystane przeciwko Wam. Ach ten system...
Witaj nasza dobra szkoło!
"Jeszcze w uszach szumią morskie fale, śpiewa głośno rześki, górski wiatr. Na wakacjach było, było tak wspaniale, Ale teraz już do szkoły nadszedł czas"
Kiedy słyszymy słowo "system" to poza tematyką zdrowotną pojawia się także ta oświatowa. Jej jakość z roku na rok coraz szybciej szybuje w dół. Dlaczego? Oczywiście! Głupie dzieci, niemądrzy rodzice i jeszcze głupszy system. No ale przecież ten system to przede wszystkim nauczyciele. To od nich głównie zależy jego jakość i to oni... najczęściej na niego narzekają. Pamiętacie ostatnie protesty? Też ciągle słyszeliśmy o systemie, ale zawsze w kontekście wynagrodzeń. Są zbyt niskie.
Oczywiście, że są... podobnie jak większość pracujących w tym kraju. Ale kontestujący system nie zamierzają go naprawiać, bo się z nim doskonale zasymilowali. To nic, że samorządy dopłacają miliony złotych każdego roku. Zmiana systemu, to głównie więcej pieniędzy i przywilejów korporacyjnych.... Czy aby na pewno? Czy to warunek sine qua non i czy jest on wystarczający, by było lepiej.
Zaskakuje to, że nauczyciele negując system oświaty negeują de facto samych siebie, nie mając nawet tego świadomości. Propozycje wzrostu wynagrodzeń poprzez zmianę pensum o jedną godzinę dziennie (obecnie 3,6) są odrzucane. A więc system jest zły ale jedynie w miejscu uwierającym kontestatora. Zapominamy przy tym, że prowadzi on taką samą działalność usługową, jak każda inna. Ale i na nim ciąży piętno wychowania....
Dzieci nie nauczone pracy w domu. Nie uczone są następnie w szkole. Tworzona jest fikcja edukacyjna. Znowu winien system, że ciężar edukacyjny przejęli na siebie korepetytorzy? Wygodne tłumaczenie. Zawsze bezosobowe.
Jaki jest efekt? Że wielu wymarzonych przez rodziców "prawników", "lekarzy" i innych wybitnych specjalistów na studiach nie daje sobie rady. Wielu rezygnuje. Nie dlatego, że ich walory intelektualne nie pozwalają studiować, ale ponieważ nie nauczeni zostali systematyczności i pracy na co dzień.
Taka ciekawostka. Wiecie co usłyszało moje dziecko i jego koledzy na jednym z pierwszych wykładów na Wydziale Prawa UŁ? "Po co tu przyszliście? Prawników w tym kraju jest za dużo. Nie jesteście potrzebni!" Cóż, taki wykładowca to jeszcze nie system, ale przecież jeden z trybów tej maszyny.
Podobnie studia medyczne opisują bohaterowie reportaży Pawła Reszki "Mali bogowie". Znowu mamy system i jego ludzkie trybiki. Dzisiaj słyszałem w TV, jak jeden z przedstawicieli obecnie rządzącej partii chwalił się, że zwiększono limit przyjęć na studia medyczne i to niby uzdrowić miało sytuację z niedoborem kadry niemal we wszystkich zawodach medycznych (jeśli już to dopiero za 10 lat, ale to rozwiąże sama demografia). Póki co efektów nie widzimy, ale młodzi ludzie specjalnie do zawodów lekarskich się nie garną. Dlaczego? Bo to trudne studia. Bo trzeba na nich faktycznie ciężko pracować, a pracy dotąd nie miał ich kto nauczyć.
Mówicie system... ja mówię ludzie....
Wracając do zdrowia
Po moich ostatnich publikacjach miałem okazję dosyć długo rozmawiać ze Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Artykuły sprowokowały go do odwiedzin w szpitalu. Spacer po oddziałach był konieczny. Nie da się ocenić potrzeb z perspektywy gabinetu prezesa lub z odległego Starostwa Powiatowego. Trzeba iść i wszystkiego dotknąć (przynajmniej oczyma).
Na szczęście zgadzamy się, że szpital potrzebuje dofinansowania. W tym roku jest to poziom blisko 3 mln złotych (razem z lądowiskiem), ale to tylko kropla w morzu rzeczywistych potrzeb. Wiele oddziałów wymaga pilnych remontów. Psychiatria, ortopedia, położnictwo, ginekologia, neurologia i interna. Umówiliśmy się, że pierwsze z nich ruszą już w przyszłym roku. Ma pomóc Prezydent. I bardzo dobrze, bo Powiat sam tego nie udźwignie.
Tyle, że same pieniądze problemu nie rozwiążą. I dokładnie o tym były moje artykuły. Zmienimy warunki pracy i pobytu chorych, doposażymy w sprzęt oddziały ale tak naprawdę to, czego potrzebujemy równie pilnie to zmiana sposobu myślenia. A ta może być trudniejsza niż transfery finansowe
You say you'll change the constitution
Well you know
We all want to change your head
You tell me it's the institution
Well you know
You better free your mind instead
Napisz komentarz
Komentarze