Biuro prasowe MZ poinformowało PAP, że przepisy ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym w art. 44 – 45a penalizują odmowę przyjęcia przez szpital osoby w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego.
"Takie postępowanie jest zagrożone nałożeniem na szpital kary umownej bądź rozwiązaniem umowy przez NFZ. Ponadto szpital, który odmówił przyjęcia osoby w stanie nagłym, może być skarżony na drodze cywilnej" – wskazało biuro.
"Wiadomo jednak, że w obecnej sytuacji epidemiologicznej w warunkach przeciążenia szpitali i zespołów ratownictwa medycznego priorytetem jest zapewnienie pomocy medycznej pacjentom. Po pierwsze obowiązuje nadal zasada, że pacjent jest przewożony przez zespół ratownictwa medycznego do najbliższego SOR lub do szpitala wskazanego przez dyspozytora medycznego, właściwego ze względu na stan chorego. Dyspozytor medyczny ma możliwość i obowiązek monitorowania dostępnych miejsc w szpitalach i powinien kierować zespoły tam, gdzie takie miejsca się znajdują" – tłumaczy biuro prasowe MZ.
Ponadto, jak przypomina MZ, Centrum e-Zdrowia we współpracy z resortem uruchomiło platformę ewidencji łóżek covidowych, w której możliwe jest monitorowanie dostępności i rezerwacji. Możliwość rezerwacji łóżka na wyżej wymienionej platformie dla pacjenta z COVID-19 mają dyspozytorzy medyczni i wojewódzki koordynator ratownictwa medycznego.
Ministerstwo Zdrowia zwróciło również uwagę na wsparcie dla zespołów ratownictwa medycznego i dystrybutorów medycznych w postaci wojewódzkiego koordynatora ratownictwa medycznego, który – wskazuje MZ – rozstrzyga spory dotyczące przyjęcia przez szpital osoby w stanie nagłym. Po wzmocnieniu jego pozycji na mocy ustawy z 28 października br. koordynator ten ma możliwość nakładania na szpital znajdujący się na obszarze właściwego mu województwa obowiązku przyjęcia osoby w stanie nagłym, na podstawie decyzji administracyjnej.
"Decyzja w zakresie wezwania policji należy do kierownika zespołu ratownictwa medycznego (ZRM). W opinii Ministerstwa Zdrowia pierwszoplanowym zadaniem ZRM i dyspozytora medycznego jest poszukiwanie możliwości optymalnego zabezpieczenia pacjenta w stanie nagłym. Podkreślenia bowiem wymaga, że jednostki systemu Państwowe Ratownictwo Medyczne, czyli szpitalne oddziały ratunkowe oraz zespoły ratownictwa medycznego są dedykowane wyłącznie osobom w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. Osoby takie mają prawo do uzyskania niezwłocznej pomocy medycznej, a podmiot leczniczy nie może jej odmówić (art. 15 ustawy o działalności leczniczej)" – przekazało biuro prasowe MZ.
MZ podkreśla również, że "obecne warunki udzielania świadczeń w sytuacji, w której z jednej strony mamy do czynienia ze znacznie zwiększonym napływem pacjentów, a z drugiej strony ze zmniejszoną liczbą personelu medycznego (izolacja, kwarantanna, zwolnienia lekarskie, przesunięcia do pracy w innych podmiotach leczniczych) to przesłanki obiektywne, których skutki dla życia i zdrowia pacjentów rząd, wojewodowie, NFZ i sami medycyny próbują niwelować. Jednak dane epidemiologiczne nie wskazują na poprawę sytuacji i zmniejszenie zagrożenia.
Resort zdrowia wskazał także na działania podejmowane w kierunku walki z rozprzestrzenianiem się COVID-19. Wśród nich wymienia m.in. stałe zwiększanie liczby łóżek, doposażanie podmiotów leczniczych w sprzęt medyczny, zwiększanie dostępności testów na koronawirusa, a także uruchomienie dodatkowych zespołów transportowych i ratowniczych o 176.
W ten sposób biuro prasowe MZ skomentowało piątkową publikację portalu Onet.pl, w której zawarte zostały nagrania rozmów między dyspozytorami pogotowia a załogami karetek. Wynika z nich m.in., że załogi karetek – według Onetu – czekają kilka godzin przed szpitalami, żeby przekazać lekarzom chorych i zdarza się, że muszą wzywać policję, żeby zostawić pacjenta w szpitalu.
"Wydaje się to nie do pomyślenia, ale, by pacjent w poważnym stanie trafił pod opiekę lekarza, muszą nieraz wzywać policję" – czytamy na Onet.pl.
Ratownik medyczny cytowany przez Onet.pl, powiedział portalowi, że "wzywanie policji staje coraz częstszą praktyką, ale nie mamy wyboru. Doszliśmy do ściany. Bywa, że czekamy godzinami z pacjentem z bezpośrednim zagrożeniem życia, na przykład z udarem mózgu. Przecież w takim przypadku liczy się czas, każda chwila".
"Jeszcze trochę i ludzie zaczną umierać na podjazdach dla karetek, przed zamkniętymi drzwiami szpitala. Bo będziemy musieli ich tam zostawiać, bo trzeba jechać po następnego chorego. I nie dotyczy to wcale tylko pacjentów covidowych. Przez epidemię ci ludzie z innymi schorzeniami nie mogą dostać się do lekarza i powoli umierają w domach. Kiedy my przyjeżdżamy, ich stan bywa wręcz agonalny. Ten system nie będzie niewydolny za miesiąc. To już się dzieje" – cytuje ratownika portal.
Napisz komentarz
Komentarze