W stadium trzecim choroby dochodzi do tzw. burzy cytokinowej, a wirus nie odgrywa już żadnej roli albo jedynie minimalną. Wtedy traci sens stosowanie remdesiviru lub innego leku przeciwwirusowego. Trzeba natomiast zwalczać proces zapalny oraz nadreaktywność układu immunologicznego.
„W Polsce od początku stosowany był tocilizumab (lek immunosupresyjny, inhibitor receptorów interleukiny-6), choć inne towarzystwa naukowe nie wymieniają go w swoich zaleceniach. My jesteśmy jednak o tym przekonani. Każdy lekarz, który widział ozdrowienie po tym leku, będzie przekonany, że należy go stosować. Nie zawsze, ale w wielu przypadkach uratował on życie chorych” – przekonywał prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
W czwartym stadium choroby dochodzi do ostrej niewydolności oddechowej, zwykle na skutek braku efektów dotychczasowej farmakoterapii. Pacjent wymaga rozważenia wentylacji mechanicznej (intubacji i podłączenia do respiratora).
„Wcześniej jednak zalecamy stosowanie dużych dawek deksametazonu (kortykosteroidów). Jesteśmy za to krytykowani, ale na tym etapie trzeba intensywnie działać, tym bardziej w sytuacji, gdy nie można chorego umieścić na oddziale intensywnej terapii. To taki krzyk rozpaczy z naszej strony” - stwierdził prof. Robert Flisiak.
Prof. Gut: opanować muszą się ci, którzy nadal się bawią
2020-11-11, 08:05
Abyśmy mogli zmniejszyć rozprzestrzenianie się wirusa, opanować muszą się ci, którzy nadal się bawią — ocenił w rozmowie z PAP prof. Włodzimierz Gut. Przyznał, że obecnie choruje wielu młodych ludzi, co sugeruje, że dla pewnych grup, np. studentów, nauka zdalna jest przedłużeniem wakacji.
"Mamy obecnie w Polsce wiele rozproszonych zakażeń, więc sytuacja jest trudniejsza do opanowania. Siłą rzeczy wirus SARS-CoV-2 będzie trafiał do zakładów pracy. Ci, którzy się w tym środowisku przygotowali lepiej, odczują to mniej, a ci, którzy nie zaostrzyli rygorów sanitarnych – mocniej. Wtorkowy raport o liczbie zakażeń pokazywał spadek w porównaniu z rekordowymi dniami, ale był jednak wzrostem, gdybyśmy popatrzyli w perspektywie tydzień do tygodnia. Dlatego w mojej ocenie bardzo istotny będzie raport w piątek rano" – powiedział PAP wirusolog.
Ocenił, że jeżeli podana w piątek rano liczba zakażeń będzie podobna jak w piątek w ubiegłym tygodniu, czyli na poziomie nieco ponad 27 tysięcy – będzie to oznaczało stabilizację i wyhamowanie wzrostu epidemii, a także działanie obostrzeń wprowadzonych dwa i trzy tygodnie temu.
"Jeżeli będzie to więcej np. ok. 30 tysięcy, to sytuacja robi się dramatyczna, bo moim zdaniem to oznaczałoby, że nie ma społecznej, powszechnej akceptacji dla obostrzeń i po prostu nie są one przestrzegane. Wtedy wprowadzanie kolejnych – jeszcze mocniejszych restrykcji – obarczone jest ryzykiem, że i one nic nie dadzą. Na szczęście moim zdaniem raczej można zaobserwować przekonywanie się większości niedowiarków do istnienia wirusa" – powiedział prof. Gut.
Stwierdził, że teraz przed Polakami jest test solidarności i dbałości nie tylko o swój własny interes, ale też o interes ogółu.
"Muszą opanować się ci, którzy nadal się bawią. Dla dzieci ze szkoły podstawowej nauka zdalna oznacza przywiązanie do komputera, bo dla nich ważny jest kontakt z nauczycielem. Dla studentów często nauka zdalna oznacza przedłużenie wakacji. Te osoby muszą zrozumieć, że to nie czas na swoje interesy i zabawę. Wtedy opanujemy sytuację" – zakończył wirusolog.
Napisz komentarz
Komentarze