Ustawa z 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi mówi, że osoba podejrzana o zakażenie taką chorobą ma obowiązek poddać się badaniom, by ją wykryć, ale ten obowiązek jest nie do wyegzekwowania w praktyce.
Konsultant krajowa ds. medycyny rodzinnej dr hab. n. med. Agnieszka Mastalerz-Migas w środowej wypowiedzi dla PAP stwierdziła, że wiele osób z objawami infekcji nie zgłasza się jednak do lekarza POZ, bo nie chce być objętych automatyczną kwarantanną, a w przypadku pozytywnego testu, izolacją trwającą co najmniej 10 dni. Automatyczna kwarantanna nakładana jest na pacjenta, któremu lekarz wystawi skierowanie na badania wykrywające koronawirusa, a na wszystkich domowników, gdy wynik jego testu okaże się pozytywny. Ekspertka dodała, że niejednokrotnie jest tak, że pacjent zgłasza określone objawy i lekarz chce go skierować na badanie, ale pacjent kategorycznie odmawia.
Także media (np. Rzeczpospolita czy Medonet) przytaczały ostatnio wypowiedzi medyków, z których wynika, że w ostatnim czasie obserwowana jest "zmiana mentalności pacjentów". Na początku pandemii większość osób nawet z najmniejszymi objawami chciała mieć wykonane badanie, a teraz chorzy coraz częściej proszą, by nie wysyłać ich na test. Wskazują na przykład na strach przed utratą pracy w przypadku wysłania na kwarantannę.
Powody odmowy wykonania testów mogą być jeszcze inne. Według dr. hab. Wojciecha Kuleszy z Katedry Psychologii Społecznej i Osobowości Uniwersytetu SWPS część Polaków jest zbyt optymistycznych i nie docenia zagrożeń dotyczących zdrowia.
"W psychologii nazywa się to nierealistycznym optymizmem. Takie osoby chcą postrzegać się jako mniej narażone na koronawirusa, niż są inni. To nie ma sensu, bo prawdopodobieństwo zakażenia się jest takie samo np. w moim przypadku i mojego kolegi, z którym pracuję w jednym pomieszczeniu" - tłumaczy w rozmowie z PAP. "Nierealistyczny optymiści" uważają, że im osobiście się nic nie stanie, a coś złego najwyżej spotka innych ludzi z ich otoczenia - precyzuje.
Z badań zespołu dr. hab. Kuleszy wynika, że osoby te nie chodzą też na badania okresowe. "Kierują się one sformułowaniem wypowiedzianym przez byłego prezydenta Lecha Wałęsę: +Stłucz pan termometr, a nie będziesz miał gorączki+. Sądzą, że jeśli nie będą mieli wykonanego testu, a zatem nie będą mieli pozytywnego wyniku, to są zdrowi. A testu lepiej nie wykonywać, bo po co się denerwować?" - opisuje mechanizm psycholog. Dzięki temu ludzie redukują lęk i uzyskują - ich zdaniem - kontrolę nad swoim życiem.
"Tymczasem unikanie testów jest po prostu jedną z metod oszukiwania samego siebie" - podkreśla. Naukowiec dodaje, że jego badania nie są wykonywane na grupie reprezentatywnej, dlatego nie da się określić, czy liczebność "nierealnych optymistów" zmienia się w naszym społeczeństwie, ale z drugiej strony zespół badawczy wie, że efekt ten utrzymuje się w czasie, i to na całym świecie.
Jak do takich osób dotrzeć? Według eksperta trzeba im wyjaśniać, z czego wynikają podejmowane działania - i że służą one wszystkim.
"Po pierwsze należy zacząć ludzi traktować podmiotowo, a nie przedmiotowo. Wlepianie mandatów za brak maseczki nie jest dobrym pomysłem. Lepiej, aby władza pokazywała dobry przykład i to się coraz częściej dzieje - na przykład większość posłów nosi maseczki. A to sygnał, że sytuacja jest poważna" - wyjaśnia.
Natomiast osoby, które uchylają się od wykonania testu, powinny zostać do tego zachęcone łatwą dostępnością. "Tymczasem w relacjach medialnych mowa jest o wielogodzinnych kolejkach w punktach pobrań" - zauważa. A kolejka to nie tylko dużo straconego czasu, ale też przybywanie w miejscu potencjalnie niebezpiecznym, bo wśród osób zarażonych. W jego ocenie również łatwiejsza dostępność do testów przyczyniłaby się do mniejszej niechęci przed tego typu eskapadą.
Napisz komentarz
Komentarze