Kiedy blisko 30 lat temu Business Club Tomaszów Mazowiecki zainicjował Festiwal "A może byśmy tak... do Tomaszowa" żyliśmy w innej całkowicie rzeczywistości. Rynek usług muzycznych był taki, że koszty wynajęcia tzw. gwiazdy wieczoru były wielokrotnie niższe niż jest to obecnie. Teraz kilkudziesięciominutowy występ wykonawcy potrafi kosztować kilkadziesiąt tysięcy złotych. A co ciekawe, często mamy do czynienia z "artystami" popularnymi, ale w absolutny sposób pozbawionymi talentu (nie wskazując nikogo z imienia i nazwiska).
Najzabawniejsze jest to, że to właśnie samorządy nakręciły koniunkturę, starając się zapewniać igrzyska dla swoich mieszkańców. Gdyby nie to, różni idole Disco Polo nie mieliby szans na wielotysięczne gaże, bo szybko zweryfikowałby ich rynek. Wytworzono więc sztuczny popyt. Zamiast odbiorcy, płaci samorząd. Gdyby trzeba było wydać 100-200 zł na bilet, by obejrzeć sepleniącego idola, wiele osób na taki wydatek by się nie zdecydowało. Dni Tomaszowa z założenia miały być swiętem miasta, a więc co do zasady prezentować aktywność jego mieszkańców.
Z czasem ta idea nie tylko się zdewaluowała, ale wręcz umarła. Dzisiaj naajbardziej jej bliska jest formuła pikniku "Lokalni niebanalni". Powiedzmy sobie wprost: organizowanie 3-dniowej imprezy z piwem w roli głównej i wiejskimi songami, to w chwili obecnej, zmarnowanie pieniędzy publicznych. I chyba nie warto zaklinać rzeczywistości. Tak po prostu jest. Być może nadal oglądalibyśmy różnych Staśków, Zenków i Maryśki, gdyby nie koronawirus. Jak widać są też jego pozytywne skutki.
Często dziwimy się, że interesujące wydarzenia kulturalne przyciągają u nas jedynie garstkę ludzi. W doatku zawsze tych samych. Sorry Winnetou, a ile mają przyciągać, jeśli ludzi nie edukuje się kulturalnie od najmłodszych lat i zamiast kształtować gusta w nieco bardziej wysublimowany sposób, karmi się ich telewizyjną papką rodem z komercyjnych stacji, gdzie wulgarne dziewuszyska przerabia się na "damy" a "królowe życia" to postacie z barwną sutenerską przeszłością.
Persony nazywane dumnie osobowościami telewizyjnymi, nie potrafiące często posługiwać się poprawnie ojczystą mową. W poszukiwaniu kolejnych "gwiazd" można przecież sięgnąć kiedyś po Mariusza Trynkiewicza i zrobić szoł "Każdy kraj ma swojego Mansona i Teda Bundy". Czy ktoś "kuma" tego rodzaju rozrywkę? Nie całkiem zabawna egzotyka może być może przyciągnąć naszą uwagę przez 5 no może 15 minut, kiedy klikamy sobie przyciskami pilota, ale przecież nie 3 razy w tygodniu.
Do tego seriale pt.: możesz być chudsza, ładniejsza, poznaj własną wartość, zmień siebie. Załóż inną kieckę, a będziesz wspaniała. Kurde, nigdy nie jest to związane ze wzbogaceniem zasobu przeczytanych książek, wizytą w teatrze, kształceniem, albo tworzeniem artystycznych potraw, ale zawsze z zakupami w takim czy innym butiku, usługami mniej lub bardziej fachowych stylistek, fryzjerów itd.. Ktoś to pochłania i nie rozumie, że jest robiony w przysłowiowe "bambuko".
Ajajaj, no i przy tym krótkim przeglądzie telwizyjnych "bestsellerów" zapomniałbym wspominieć o dwóch prostakach jeżdżących po całej Polsce, by "ratować" salony fryzjerskie i po chamsku, w ordynarny sposób, często agresywnie, strofujących, bywa, że dwukrotnie starsze od nich kobiety. Szoł mast gołn on.
Mniejsza zresztą o to, ktoś chce niech ogląda, dokonując równoczesnego spustoszenia wśród pozostałości własnych komórek mózgowych, których nie zniszczył smog i niezdrowe fast foody. Przecież przez 3 ostatnie miesiące słuchaliśmy zropaczonych dam, które nie mogły sobie regularnie pazurków wystylizować, albo ufarbowac odrostów. Wspominam o tym tylko dlatego, że powiedzenie o "skorupce, która za młodu nasiąka" jest wciąż aktualne, a to właśnie ukształtuje Wasze dzieciaki na całe życie, chociaż właściwiej byłoby powiedzieć... zdeformuje.
Uwaga! Nie wszystko jest absolutnie mierne. Oglądam od niedawna Down the Road Kossakowskiego - pouczający, wzruszający i uczący tolerancji. Powinniście pokazywać ten program swoim dzieciom. Możecie sprawić, że będą lepsze i bardziej wrażliwe.
Przyszedł właśnie czas na edukację, która znajdzie się na nieco innym poziomie. Z jednej strony wyłuskiwanie utalentowanych rodzynków w przedszkolach i szkołach przez nauczycieli pasjonatów, z drugiej niezwykle ważne kształtowanie postaw i nauczanie uczestniczenia w kulturze, zarówno jako jej twórca, ale i jako widz. A przede wszystkim uwrażliwienie. I na to wydawać publiczny grosz i warto i trzeba. Tyle, że to zadanie zbiorowe, dla szkół, domów kultury, organizacji społecznych itd.
Napisz komentarz
Komentarze