Jakiś czas temu wystąpiłam z wnioskiem o przyznanie stażystów do prowadzonej przeze mnie firmy. Praca, jak praca, w każdym razie nie siedzenie za biurkiem i zabawa komputerkiem przy przeglądaniu serwisów społecznościowych. Nic specjalnie ciężkiego ale cały dzień jest co robić.
Po złożeniu wniosków dowiedziałam się, że połowa stażystów musi być w wieku 50+, bo takie są wymogi a statystyka musi się przecież zgadzać. Dla mnie nie ma problemu. Uważam, że starszy i doświadczony pracownik jest tak samo dobry, jeśli w wielu przypadkach nie lepszy od młodego narybku, często rozpieszczonego przez nadopiekuńczych rodziców.
Po podpisaniu umowy rozpoczęły się, jak ja to nazywam, „wędrówki ludów”. Drzwi się nie zamykały. Co chwilę ktoś przychodził i… wychodził. Wydawać by się mogło, że ludzie chętnie podejmą stażowe zatrudnienie, bo przecież umowa obliguje pracodawcę do zatrudnienie na umowę o pracę po jego zatrudnieniu. Nic bardziej mylnego. Większość osób, które przychodziły ze skierowaniem prosiło aby… napisać im, że się ich nie chce.
Doprawdy byłam w szoku. Myślałam, że skoro takie bezrobocie, to o pracowników będzie łatwo. Pięć miesięcy przyuczenia na stażu a później normalny etat.
Po kolejnej osobie miałam już serdecznie dosyć. Pierwsze moje pytanie było: czy pani/pan chce pracować. Odpowiedź jaką słyszałam najczęściej brzmiała: nie. Tym samym mój czas był mocno zaoszczędzony, bo nie musiałam już słuchać różnych wywodów, że to wakacje, że to mąż, że dziecka nie ma z kim zostawić.
Pewna pani wieku 50+ wprost powiedziała mi, że ona ma staż gdzieś, bo razem z mężem prowadzą firmę a w PUP-ie zarejestrowała się, by nie płacić ZUS-u. Kolejna z pań stała się bezrobotną, bo chciała uzyskać kilkanaście tysięcy złotych do i tak już prowadzonej z tym, że na „czarno” działalności.
Pani, nazwijmy ją Basia, na mój komentarz, że ja poszukuję pracowników i takie zapotrzebowanie złożyłam w PUP, więc nie mogę się ośmieszać, podpisując każdemu, że go nie chcę albo się nie nadaje, roześmiała się i stwierdziła, to niech mnie pani przyjmie a ja na drugi dzień i tak pójdę na zwolnienie. Przyznacie Państwo, że nie najlepiej to świadczy o naszych lekarzach, chociaż jakby się dobrzy przyjrzeć, to każdy z nas jest na coś chory.
Następny pan pracował za granicą, a jeszcze inny układał płytki i kilkaset złotych stażu, to on może na benzynę miesięcznie wydawać.
Inną grupą osób, jaka przychodziła do mnie (również nie chcąc pracować) były osoby, którym bardziej (nie uwłaczając nikomu) pomoc specjalistów od opieki społecznej i resocjalizacji byłaby potrzebna niż miejsce stałego zatrudnienia, którego bez pomocy specjalistów i tak nie byliby w stanie utrzymać.
Trudno powiedzieć ile czasu w ten sposób zmarnowałam. W każdym bądź razie ostatecznie stażystów znalazłam sobie sama.
Napisz komentarz
Komentarze