Na stadionie przy ulicy Nowowiejskiej obejrzeliśmy tym razem nieco inną drużynę niż w kilku ostatnich meczach na własnym boisku. Różnica jest dosyć znacząca i wydaje się, że powrócił duch walki, który przez jakiś czas przebywał na „zwolnieniu chorobowym”.
W pierwszej odsłonie nasi piłkarze radzili sobie naprawdę dobrze. Dominowali na boisku, pozostawiając zespół rywala na pozycji defensywnej. Zabrakło niestety skuteczności i to w kilku, wydawać się mogło 100-procentowych, sytuacjach. Nie udało się przewagi udokumentować bramką.
Druga połowa, to już nieco inna gra. Bardziej widoczni stają się goście spotkania i to oni częściej pojawiają się pod bramką, bronioną przez Chachułę. Zaczynają mścić się niewykorzystane sytuacje i pojawia się nerwowość. Skutek: objęcie prowadzenia przez Wartę Działoszyn w 52 minucie meczu.
Lechia jednak nie daje za wygraną. Drużyna walczy do samego końca. W tym sezonie staje się już prawie regułą, że decydujące są ostatnie minuty meczu. Ileż to razy widzieliśmy, skuteczne akcje, decydujące o zwycięstwie, przeprowadzane w 88, czy 90 minucie? Podobnie było i tym razem. Sędzia doliczył 5 minut do regulaminowego czasu gry. Były to minuty, które odebrały Warcie zwycięstwo.
Do decydującego ataku doszło w 94 minucie spotkania. Rozpoczął ją Dolot wykopując piłkę w pole karne przeciwnika. Pod bramką powstało niemałe zamieszanie. Prze kilka sekund obserwowaliśmy bezładną „kopaninę”, której kres położył Nowacki, skierowując futbolówkę do bramki rywali. Końcowy gwizdek i wynik 1:1.
Napisz komentarz
Komentarze