Zgłosiłem się na rozmowę z dyrektorem, który przyjął ode mnie podanie, CV i pozostałe dostarczone przeze mnie dokumenty. Mój rozmówca zapewnił mnie, że w ciągu najbliższych trzech dni otrzymam odpowiedź, czy znajdę w tej szkole zatrudnienie.
Rzeczywiście po tych trzech dniach otrzymałem informację abym się zgłosił, ponieważ zostanę zatrudniony na zastępstwo za nauczycielkę, która odchodzi na urlop macierzyński. Bardzo się ucieszyłem, tym bardziej, że umowa miała zostać podpisana już od początku września. Kiedy zgłosiłem się do szkoły dowiedziałem się, że jednak mogę być zatrudniony dopiero po 30 dniach od daty pójścia na zwolnienie osoby, którą miałem zastąpić. Pani księgowa poprosiła abym przyszedł podpisać umowę w drugiej połowie września.
Tak jak ustaliliśmy przyszedłem w drugiej połowie września. Dowiedziałem się, że nauczycielka, która miała iść na urlop macierzyński, jeszcze nie złożyła zwolnienia. Poproszono, bym przyszedł w drugiej połowie października. Tak też zrobiłem i sytuacja po raz kolejny się powtórzyła.
Postanowiłem zapytać osobiście, kiedy nauczycielka wybiera się ostatecznie na zwolnienie. Okazało się, że dopiero z początkiem listopada. Wynikało z tego, że ja będę mógł podpisać umowę dopiero od grudnia. Przy okazji porozmawialiśmy o klasach, które prowadzi i ewentualnych problemach, jakie mógłbym napotkać.
Powtórnie do szkoły zgłosiłem się 14 listopada. Poszedłem do pani księgowej, która szeroko otwiera oczy i mówi do mnie, że niestety ale coś się zmieniło. Co takiego się mogło zmienić? – pytam. Musi pan porozmawiać z dyrektorem – słyszę w odpowiedzi.
Idę wiec do dyrektora , od którego słyszę, że jednak zdecydował się przyjąć kogoś o wyższych kwalifikacjach. Dyrektor zwodząc mnie prze kilka miesięcy na koniec stwierdził, że nie musi mi się tłumaczyć. Zapewne ma rację. Tylko czy w ten sposób zachowuje się poważna osoba?
Imię i nazwisko do wiadomości redakcji
Napisz komentarz
Komentarze