Opiszę sytuację, która miała miejsce wczoraj wieczorem. Przed godzina 21 pojechałam z półrocznym synem na doraźną pomoc. Początek wizyty standardowy, rejestraca dziecka w kartotece, bardzo miłe Panie, zapraszamy do pokoju nr 6 do pediatry i tam zaczyna sie cała historia. Z pokoju obok wychodzi oburzona Pani doktor, jakim prawem ktoś śmiał przerwać jej wypoczynek, przeciez jest lato i dzieci nie chorują, ona przyszla do pracy odpocząć a nie leczyć małych pacjentów.
Tak wiec wchodzimy do gabinetu, nie zamykajac jeszcze drzwi i nie siadając do biurka, doktor pyta co sie dzieje. Opowiadam historie choroby dziecka. W niedziele wyszliśmy z oddzialu pediatrycznego, w wypisie od lekarza prowadzacego na oddziale mamy wyraźnie napisane jak postępować, gdy objawy wrócą (należy przepisać lek wg antybiogramu i leczyć dziecko w domu).
Szanowna Pani doktor słysząc, że dziecko leżało na oddziale powiedziała ze ona nie będzie go leczyć i że mam sobie iść na oddzial bo tam był wcześniej leczony, ona dziecka nie zna, historii choroby tez nie, więc to nie jej sprawa! Po tym jak się dowiedziala, że synek leżał w szpitalu, nie wiedząc nawet z jakiego powodu tam był, nie dała dojść do słowa po co przyjechaliśmy.
Dodam, ze doktor nie spojrzała nawet na wypis syna, ani go nie zbadała. Oczywiście na oddziale (tam na szczescie bardzo miła Pani doktor) nie mogła nic zrobić, gdyż nie mieliśmy skierowania, po za tym dziecko nie wymaglo hospitalizacji, a jedynie przepisania leku zgodnie z antybiogramem
Tak więc wróciłam na dół do szanowej doktor K. z pytaniem czy da mi na piśmie, że nie chce zbadać syna. Oburzona doktor powiedziała, że może go zbadać ale da skierowanie na oddział, bo nie zgadza sie z przepisaniem leku, który zalecil lekarz prowadzący. Podkreślam, że doktor K. nie spojrzała ani razu na zalecenia z wypisu, nawet nie dotknęła tego wypisu, ani też nie dała mi dojść do słowa co dziecku dolega! Nie zgadzala sie z czymś, o czym nawet nie słyszała, chciała się nas jak najszybciej pozbyć.
Podejście Pani doktor K. było conajmniej bezczelne, czuliśmy się jak intruzi, którzy sa niemile widziani. Uważam, że po to jest pomoc doraźna, aby jechać gdy coś się dzieje a przychodnia rejonowa nie pracuje.
Więcej empatii do swojego pacjenta/klienta ma rzeźnik niż doktor K. A przeciez to lekarz, tym bardziej pediatra, powinien wysłuchać, dokładnie zbadać i obejrzeć pacjenta. Przykro mi, że doktor jest zmuszana do pracy na NPL. Mam nadzieję, ze niebawem zakończy Pani odbywanie tam kary.
Cała sytuacja miała pomyślne zakonczenie. Pojechaliśmy na prywatną wizyte do przemiłej doktor Borzęckiej, ktora po wnikliwej analizie choroby dziecka, przepisała leki wg zaleceń, zgadzając sie z nimi. Leki oczywiscie zadziałały i dziecko czuje sie dużo lepiej.
Napisz komentarz
Komentarze