Liczba radnych, która została "doceniona" za swojej wsparcie dla działań reprezentującego PiS, Mariusza Węgrzynowskiego jest tak naprawdę trudna do oszacowania. Radni znajdują zatrudnienie w szkołach, powiatowym centrum animacji społecznej a nawet w szpitalu. Tomasz Zdonek w krótkim okresie czasu załatwił sobie dwa nauczycielskie etaty w II LO oraz Mechaniku, Paweł Łuczak i Bogna Hes trafili do PCAS. Ze szpitalem współpracują Piotr Kagankiewicz i Leon Karwat. Pisowscy radni trafiają na przykład do KRUS, PGE. ARMIR i innych instytucji, zazwyczaj na mocno eksponowane stanowiska (w odróżnieniu od radnych opozycyjnych, których chowa się na dalszym planie, by dalej mogli swą opozycyjność deklarować). Ta formuła budowania zależności nie dotyczy zresztą samych radnych, ale i członków Zarządu Powiatu, jak Marek Kubiak, który związany jest ze stowarzyszeniem Nemo, korzystającym z dotacji, których udziela ten sam zarząd, którego on sam jest członkiem. Jeden z wymienionych radnych nawet niedawno wnioskował o powołanie komisji czy też kodeksu etyki radnego. Pytanie, tylko, czy on sam pojmuje znaczenie słowa: etyka. Trudno nie być rozbawionym. Zapewne za niniejszy felieton po raz kolejny zostałbym osądzony przez Sąd Kapturowy, złożony z poprawnych i praworządnych i skazany na karę facebookowego linczu. Trudno, żadna to dla mnie nowość.
Dlaczego o tym piszę? Powodem jest ostatnia sesja rady powiatu tomaszowskiego. To, co się na niej działo przechodzi wszelkie granice żenady. Zaczęło się niewinnie na dwóch komisjach problemowych. Obie złożyły wniosek właściwie tożsamy. W projekcie bowiem pojawił się zapis o dofinansowaniu zakupu dwóch radiowozów dla tomaszowskiej policji (na ten temat osobny tekst). Radni niemalże jednogłośnie zawnioskowali za tym, by przynajmniej nieoznakowany pojazd wykreślić a pieniądze przeznaczyć na poprawę bezpieczeństwa na przejściach dla pieszych. Zgodnie z obowiązującymi procedurami taki wniosek powinien zaakceptować Zarząd Powiatu i tradycyjnie jest on odrzucany. To pokazuje w jaki sposób traktowani są radni. Zarząd wniosek odrzuca i... już. Nie ma zazwyczaj żadnego uzasadnienia. Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi. No właśnie radni nie mogą zrobić nic, lub... prawie nic. Bo mogą oczywiście projekt zmian budżetowych odrzucić. Problem jednak w tym, że najczęściej tych zmian jest więcej i odrzucenie uchwały przynosi skutek także dla innych wniosków. Na przykład dotyczących inwestycji, albo wsparcia osób niepełnosprawnych. Najczęściej więc uchwała przechodzi. Wnioski są odrzucane też dlatego, że mając grupę podporządkowanych poprzez zatrudnienie radnych można być spokojnym o los wszystkiego co się zgłosi lub wymyśli, nawet jeśli pomysł będzie z kategorii kosmicznych idiotyzmów.
Tym razem było inaczej. Bo radnym jednak udało się projekt uchwały budżetowej odrzucić. Właściwie wynik głosowania był 11:9, ale po chwili radny Karwat się zreflektował i poprosił o powtórne głosowanie, z uwagi na to, że się pomylił. Kiedy prawnicy potwierdzili moją uwagę, że nie może to być powodem ponownego głosowania, radny zmienił wersję i stwierdził, że miał problemy techniczne (obsługa prawna starostwa zasługuje na odrębny felieton, bo nasze obrady na przykład obsługuje prawnik specjalizujący się w prawie kanonicznym). No ale głos został jednak oddany, więc o technicznym błędzie nie mogło być mowy. Prowadzący obrad Marek Kociubiński postanowił, że wniosek o reasumpcję i tak będzie przegłosowany. Po mojej uwadze na temat ściganego z urzędu i oskarżenia publicznego potwierdzenia nieprawdy, ogłoszono przerwę do dnia następnego. Mogę się tylko domyślać, jak mocno niektóre osoby musiały się targować, ale chyba mało skutecznie, bo w końcu, kolejnego dnia, radny z wniosku reasumpcję się wycofał a Zarząd powiatu rozszerzył porządek obrad o kolejne głosowanie nad zmianami budżetowymi. Nie znaczy to oczywiście, że wniosek radnych od razu uwzględniono.
Dlaczego piszę o samorządowym getcie? Dlatego, że jesteśmy na nie skazywani. Relacje oparte na strachu i przekupstwie, zamiast na dialogu nie są już nawet relacjami między suwerenem a jego wasalem. To stosunek pana i niewolnika. Nie jest to nowy wynalazek. Obecnie przybrał on jednak monstrualne kształty. Od początku istnienia samorządu jest duża grupa radnych skupiona wyłącznie na osiąganiu osobistych korzyści. Kiedy przyjrzycie się ich działalności samorządowej trudno dostrzec jakieś zaangażowanie wykraczające poza schemat wiernopoddańczej akceptacji. Dyskusja na temat tego, komu co trzeba dać, nie budzi już odrazy i zażenowania. Stanowi oczywistą oczywistość a nawet bywa, że konieczność.
Napisz komentarz
Komentarze