Zbyt łatwy musi być w Tomaszowie Mazowieckim dostęp do granatów, skoro w ciągu krótkiego czasu zdarza się już drugi wypadek, że pijany sierżant rzuca granatem ręcznym w niemiłą sobie osobę.
- czytamy w relacji dziennikarza opisującej przebieg groźnego zdarzenia
Karol Marczewski, sierżant 25 p. p. wrócił pijany koło północy do domu, prowadząc z sobą trochę mniej pijanego kolegę również sierżanta z tego samego pułku Józefa Kopczyńskiego. Ponieważ żona Marczewskiego położyła się już spać, Marczewski wszczął awanturę, że nie czekała nań z kolacją. Marczewska nie pozostawała dłużna w ostrych odpowiedziach, czem ostatecznie podirytowany Marczewski wyjął z kieszeni ręczny granat francuski i zamierzył się nim na żonę.
- rozgrywał się dramat w tomaszowskim mieszkaniu
Przytomniejszy sierżant Kopczyński widząc na co się zanosi, przyskoczył do Marczewskiego, pragnąc mu granat odebrać. Wreszcie, nie mogąc tego uskutecznić, wypchnął Marczewskiego wraz z granatem za drzwi. Wówczas ten wyrwał zapalnik z granatu i chciał go rzucić do pokoju. Po pijanemu jednak trzymał granat w ręku dłużej niż należało i pocisk wybuchł w dłoni, urywając mu rękę aż do ramienia, a ponadto odłamki poraniły go tak ciężko, iż w stanie beznadziejnym został odwieziony do szpitala.
- pisze dziennikarz nie oszczędzając czytelnikowi drastycznych szczegółów. Przy okazji wybuchu granatu szyby wyleciały ze wszystkich okien w całym domu, a gazeta zastanawia się, czy aby na pewno czy władze wojskowe mogą sprawować większy dozór nad własnymi magazynami.
A wszystko to znaleźliśmy w Wiadomościach Warszawskich z 1 lipca 1929 roku
Napisz komentarz
Komentarze