Otóż w miniony piątek zaczęły do nas docierać informacje o potrąceniu dziecka, jadącego rowerem na ulicy Św. Antoniego. Dziecko przejeżdżało przez jezdnię na drodze przeznaczonej dla rowerów, więc miało pierwszeństwo. Niestety, nieuważny kierowca potrącił dzieciaka, a kierowcą tym, według przekazanej nam informacji miał być… starosta Piotr Kagankiewicz.
Pierwsza moja reakcja taka jak zawsze w podobnych przypadkach. Telefon do ręki i mimo późnej, wieczornej pory, wybieram numer do komisarz Katarzyny Dutkiewicz Pawlikowskiej. Krótka prośba o zweryfikowanie informacji. Sprawdzanie nie trwało długo. Już po pół godzinie rzecznik KPP Tomaszów oddzwoniła do mnie nie potwierdzając, by jakiekolwiek zdarzenie drogowe z udziałem starosty miało miejsce.
W tym czasie zaczynają się pojawiać też pierwsze komentarze na naszym internetowym forum, mówiące o tym, że do jakiegoś zdarzenia we wskazanym miejscu nieopodal siedziby Powiatu doszło, a to, że o tym nie informuje znaczyć może tylko tyle, że portal (a więc chyba i ja) próbujemy sprawę zatuszować.
Doprawdy „dziwny jest ten świat” a jeszcze dziwniejsi są ludzie tropiący wszędzie spiski i doszukujący się ich głównie tam, gdzie ich nie ma. Co ciekawe, w ciągu dwóch dni sprawa stała się na tyle głośna, że różne (także te znane) osoby zaczęły telefonować do mnie, sugerując, że wypadek miał jednak miejsce i że ktoś coś znowu „zamiata po dywan”.
Nie pozostało nic innego, jak skontaktować się bezpośrednio z samym zainteresowanym.
- Nie miałem żadnego wypadku, tylko naszedłem na wypadek i zadzwoniłem po pogotowie – mówi Kagankiewicz. - Oczywiście poczekałem jak przyjedzie i to tyle. Ale faktycznie po 5 minutach ktoś mi mówił, że na ulicy już gadają że to prezydent. Jazda bez trzymanki. Niestety sensacji nie ma. Acha, poczekałem też na Policję i to tyle. Przykro mi, że znowu „zawiodłem”.
Starosta podkreśla, że sprawca zdarzenia od razu przyznał się do spowodowania kolizji. Przy zdarzeniu obecny był też dyrektor SP numer 14.
- Razem z Piotrkiem wychodziłem ze Starostwa i on to pierwszy zauważył. Pobiegł tam przede mną ale ona się już pozbierała i stała oparta o kiosk. Najechał na małego „królika” jakiś gentelman w Vito, ale chyba było ok., bo dziewczynka bardzo się broniła od wody utlenionej – opowiada Sławomir Żegota. - Była z kolegą, który zaopiekował się jej rowerem a ona pojechała na obserwację do szpitala.
Mam nadzieję, że kolejną sensacyjną „informację” udało mi się zdemaskować, jako całkowicie bezpodstawną i nieprawdziwą oraz, że trafi ona tam, gdzie jej miejsce, czyli na informacyjny śmietnik.
Dlaczego w ogóle o tego typu sprawach piszę? Ponieważ nie dementowane wcale nie umierają a pozostają w społecznej świadomości i powtarzane są z wypiekami na twarzach nawet po kilku albo i kilkunastu latach, szkodząc nie tylko osobom, których bezpośrednio dotyczą ale także ich najbliższym.
Napisz komentarz
Komentarze