Współczesna pamięć historyczna Niemców ogranicza się do winy wobec jednego narodu, Żydów.
W tej selektywnej pamięci nie ma miejsca na winy wobec innych narodów Europy, które z ofiar stają się współsprawcami zbrodni. Do niemieckiej świadomości zbiorowej nie dociera więc fakt eksterminacji polskiej inteligencji w latach 1939-1940 czy wymordowania 200 tys. Polaków podczas Powstania Warszawskiego, za to funkcjonuje w niej już pogrom w Jedwabnem, choć od nagłośnienia tej akcji minęło zaledwie 12 lat. W ten sposób Polacy podczas II wojny światowej kojarzą się przeciętnemu, młodemu Niemcowi z narodem antysemitów, a nawet pomocników w dziele ludobójstwa, a nie ofiar hitlerowskiej agresji. Film „Nasze matki, nasi ojcowie” utrwalił jedynie ten fałszywy stereotyp w oczach niemieckiej opinii publicznej.
W dyskusji nad owym obrazem zapomina się jednak często o jednym bardzo ważnym elemencie. Nowa świadomość historyczna Niemców ma ich przygotować do odegrania nowej roli w Europie. Przypomnijmy, że Unia Europejska powstała m.in. po to, by nigdy nie powtórzyły się potworności II wojny światowej. W tym celu należało ściślej związać Niemcy z projektem europejskim, zintegrować je z Unią. Wrażliwość ówczesnych Niemców skłaniała się ku takim rozwiązaniom, gdyż mieli oni poczucie winy za zbrodnie dokonane przez ich rodaków na innych narodach naszego kontynentu. Projekt „europejskich Niemiec” odpowiadał więc niemieckiemu poczuciu winy.
Dziś na naszych oczach realizowany jest zamysł „niemieckiej Europy” – z Berlinem jako kontynentalnym liderem. Zakłada on jednak wyzbycie się tego poczucia winy. Potwierdzają to badania opinii publicznej: według niedawnego sondażu Instytutu Forsa dla tygodnika „Stern” aż65 proc. Niemców uważa, że ich kraj z powodu swej niedawnej przeszłości nie ponosi żadnej szczególnej odpowiedzialności wobec innych krajów w Europie.Tymczasem u swoich źródeł projekt Unii Europejskiej zakładał zgodę co do historycznej i moralnej oceny II wojny światowej.
Ta sytuacja powoli zmusza inne kraje do przewartościowania swojego własnego stosunku wobec niemieckiej winy historycznej. Widać to choćby w Grecji, gdzie 10 września 2012 roku ministerstwo skarbu powołało specjalną grupę roboczą ds. badania archiwów wojennych. Miała ona na celu oszacowanie wysokości greckich odszkodowań wobec Niemiec za szkody wyrządzone podczas II wojny światowej. Grupa po zebraniu ok. 200 tys. stron archiwalnych dokumentów opublikowała 80-stronicowy raport, z którego wynika, że niemieckie zadośćuczynienie wobec Grecji wynosi 162 mld euro, z czego 110 mld euro to koszt zniszczeń wojennych, zaś 52 mld euro – rekompensata za przymusową pożyczkę, jakiej okupowana Grecja zmuszona była udzielić Bankowi Trzeciej Rzeszy.
Strona niemiecka odrzuca te roszczenia, twierdząc, że kwestia odszkodowań za II wojnę światową została ostatecznie uregulowana na podstawie konwencji podpisanej przez rządy RFN i Grecji 18 marca 1960 roku. Wypłacono wówczas 115 milionów marek. Władze w Atenach odpowiadają jednak, że pieniądze te zostały przekazane greckim Żydom za zrabowane im złoto, natomiast sami Grecy nie otrzymali nic za zniszczenia dokonane przez Niemców.
Ten stan rzeczy nie odpowiada Grekom. Aż 87 proc. z nich (według niedawnych badań opinii publicznej) uważa, że zniszczenia dokonane przez Niemcy w okupowanej Grecji nadal „obciążają współczesne stosunki międzypaństwowe” (tylko 9 proc. jest przeciwnego zdania). Mało tego: uważają oni, że Berlin powinien wypłacić Grecji należne odszkodowania. Tego rodzaju nastawienie społeczne nie byłoby możliwe bez świadomej polityki historycznej prowadzonej dziś przez Ateny.
Widać więc wyraźnie, że Grecy nie chcą się zgodzić nie tylko na dyktat oszczędnościowy Berlina w zjednoczonej Europie, ale także na przywódczą rolę Niemiec na naszym kontynencie oraz na ich nową narrację historyczną. Wszystkie te kwestie postrzegają razem jako część jednego wspólnego pakietu. A jak tę sprawę widzą Polacy?
Grzegorz Górny, źródło: wPolityce.pl
Napisz komentarz
Komentarze