Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 9 marca 2025 21:20
Reklama
Reklama

Kwiat Jabłoni: być może nasz wizerunek jest zbyt łagodny

Nie spodziewałam się, że ta cecha „bycia miłym” tak bardzo stanie się częścią naszego wizerunku. My po prostu tacy jesteśmy, tak zostaliśmy wychowani i uważamy to za zupełnie zwyczajne, a nie wyjątkowo grzeczne – mówi PAP Life Kasia Sienkiewicz z Kwiatu Jabłoni. A zarazem nasze teksty bywają antysystemowe. Dużo wypowiadamy się na tematy polityczne. Więc wydaje mi się, że taki łagodny wizerunek nie do końca mi leży – dodaje jej brat, Jacek. Rodzeństwo tworzy jeden z najpopularniejszych polskich zespołów, Kwiat Jabłoni. Pod koniec marca rozpoczną trasę halową „Turnus Tour”, na której po raz pierwszy wystąpią ze swoim ojcem, Kubą Sienkiewiczem.

PAP Life: Kilka miesięcy temu zniknęliście. Potrzebowaliście odpoczynku?

Jacek Sienkiewicz: Faktycznie, styczeń i luty były odpoczynkiem od Kwiatu. Oczywiście bardzo intensywnie myślimy nad tym, jak będzie wyglądała trasa, w którą wyruszamy pod koniec marca. Zaczęliśmy próby. Ale wbrew pozorom, jesienią dużo się działo. Graliśmy sporo gościnnie, na przykład z Julką Pietruchą i z Martą Zalewską, na jubileuszu Brathanków, czy z teatrem improwizowanym Klancyk, co z kolei było dla nas zupełnie nowym doświadczeniem.

Kasia Sienkiewicz: W ostatnim czasie widujemy się z Jackiem znacznie mniej. Aż dziwnie się z tym czuję, bo chyba od lat tak nie było. To celowa przerwa. Choć nie dlatego, że się źle czujemy w swoim towarzystwie. Tylko dla równowagi psychicznej i po to, żeby szukać w życiu przestrzeni na inne rzeczy. Muszę przyznać jednak, że ja nieustająco żyję Kwiatem Jabłoni. Nawet kiedy nic się nie dzieje - Jacek wyjechał na urlop, mamy przerwę od grania - potrafię dzwonić znienacka do menadżera z pytaniami i pomysłami. Moja głowa nie przestaje wymyślać rzeczy dla zespołu. Natomiast jeśli chodzi o przygotowania do naszej wiosennej trasy „Turnus Tour”, to trwają już od pewnego czasu. Spotykamy się w różnych podgrupach: ze scenografami, z menadżerami, z oświetleniowcami, po to, żeby wszystko jak najlepiej dopracować. Jeszcze nigdy tyle uwagi nie poświęcaliśmy żadnemu projektowi, jak właśnie tej trasie.

PAP Life: Nagraliście zabawny filmik promujący trasę „Turnus Tour”, w którym oboje z Jackiem wcielacie się w role konduktorów w pociągu Intercity na trasie Warszawa-Białystok. Zdradzicie, jak bardzo ten filmik był wyreżyserowany?

K.S.: To było bardzo prawdziwe, niereżyserowane. A to dzięki temu, że cały happening był świetnie zorganizowany. W większości przypadków ludzie w pociągu nie widzieli operatorów kamer i ich reakcje były spontaniczne. Dopiero, kiedy ktoś nas rozpoznawał, reagował, wtedy kamera zbliżała się i ludzie zaczynali się domyślać, że znaleźli się w jakiejś zaplanowanej przez nas sytuacji. Oczywiście, chwilę później, mogli podpisać oświadczenie dotyczące RODO - nikogo nie włożyliśmy w ten projekt bez jego zgody. Dla nas nagranie tego filmiku było cudowną przygodą, ogromnie się tym emocjonowaliśmy. Od rana byliśmy przygotowywani do roli konduktorów. Uczyliśmy się, jak sprawdzać bilety, ogłaszać komunikaty i jeszcze paru innych rzeczy, i to wszystko wcale nie było takie proste.

J.S.: Raz zdarzyła się sytuacja, na którą nie byliśmy przygotowani. Ktoś nie miał biletów i powinniśmy byli je sprzedać, ale tego już nie potrafiliśmy. Wtedy pomagali nam prawdziwi konduktorzy, którzy szli za nami.

PAP Life: Coś was zaskoczyło w tej podróży?

J.S.: Mnie chyba najbardziej to, jak dużo osób było tak wpatrzonych w swoje telefony, ze słuchawkami w uszach, że w zasadzie kompletnie nie zwracali na nas uwagi. Często dostawaliśmy bilet do kontroli bez jednego spojrzenia w naszą stronę. Z perspektywy osoby sprawdzającej bilety, to naprawdę było niespodziewane.

PAP Life: Dużo osób was rozpoznało?

K.S.: Myślę, że mniej więcej połowa. Być może więcej, ale sytuacja wydawała im się tak absurdalna, że nie reagowali, bo byli niepewni. Ci, którzy weszli z nami w interakcję, dostali bilety na dowolny koncert na naszą najbliższą trasę „Turnus Tour”. Rozdaliśmy 40, może 50 biletów. Jedna dziewczyna zanim wzięła bilety, upewniła się, czy na pewno są za darmo, po czym stwierdziła: „Jak za darmo, to dajcie” (śmiech).

PAP Life: Na koncerty Kwiatu Jabłoni przychodzą tysiące ludzi. Czy popularność jakoś doskwiera wam na co dzień?

J.S.: Są takie momenty, kiedy mnie to przytłacza czy krępuje. Nie lubię, jak ludzie gapią się na mnie w przestrzeni publicznej. W zeszłym roku miałem sytuacje, kiedy bardzo źle znosiłem to, że mogę być gdzieś zauważony.

K.S.: Przeważnie mi to nie przeszkadza, ale sytuacja zmienia się na muzycznych festiwalach. Dlatego w zeszłym roku, na Open’erze i Warsaw Orange Festiwal, idąc posłuchać innych artystów, zdecydowałam się zakładać blond perukę. To pomogło, ale niektórzy i tak mnie rozpoznawali i kiwali znacząco głową: „Wiem, że chcesz być incognito”, i szli dalej. Pomyślałam wtedy, że to całe ukrywanie się nie ma sensu. Najlepiej jest nauczyć się stawiać granice i wiedzieć, jak reagować na nadmierne reakcje fanów. Nie muszę chcieć za każdym razem robić sobie z kimś zdjęcia, czy przytulać się do obcych osób, ale muszę umieć to zakomunikować. Na festiwalach panuje swobodna atmosfera, która sprzyja przełamywaniu barier i właśnie tam bywa, że czuję się przytłoczona. Ludzie, którzy rozpoznają nas na ulicy, przeważnie nas pozdrawiają i mówią, że dziękują za naszą muzykę. I tyle. To przemiłe. Mamy w Polsce kochaną, kulturalną widownię.

PAP Life: Ale wy też macie bardzo miły wizerunek, który jest trochę znakiem rozpoznawczym Kwiatu Jabłoni. Nie męczy was to czasem?

J.S.: Dla mnie ciekawe jest to, że akurat ta cecha jest czymś, co się z nami najbardziej kojarzy. Sam nigdy bym na to nie wpadł. Ostatnio sporo na temat naszego wizerunku rozmawialiśmy z Kasią. Faktycznie, może jest zbyt łagodny, może nawet dziecięcy, jakiś zupełnie niebuntowniczy. A zarazem nasze teksty bywają antysystemowe. Dużo wypowiadamy się na tematy polityczne, więc wydaje mi się, że taki łagodny wizerunek nie do końca mi leży.

K.S.: Krzysiek Zalewski mówi o nas „kindersztuba”. (śmiech)

PAP Life: Z drugiej strony, gdybyście nagle postanowili ten wizerunek zmienić, to istnieje ryzyko, że część waszych fanów poczuje się zawiedziona.

K.S.: Wychodzę z założenia, że zastanawianie się nad tym, co ktoś sobie pomyśli, zmierza donikąd. Ale tak, jak mówił Jacek, ja też nie spodziewałam się, że ta cecha „bycia miłym” tak bardzo stanie się częścią naszego wizerunku. My po prostu tacy jesteśmy, tak zostaliśmy wychowani i uważamy to za zupełnie zwyczajne, a nie wyjątkowo grzeczne. Niekiedy chciałabym pokazać ludziom, że jestem inna niż się wydaje, bardziej „szalona”, ale wtedy z kolei zaczynam wplątywać się w sieć analizowania tego, jak kto mnie postrzega. A przecież póki ktoś mnie nie pozna osobiście, to nie jest w stanie stwierdzić, jaka naprawdę jestem. Może kiedyś takie postrzeganie nas się zatrze… Trzeba byłoby się postarać!

J.S.: Ale nie zaczniemy nagle na siłę odczarowywać naszego wizerunku - w tym sensie, że zgolę się na łyso i będziemy robić sobie zdjęcia, jak palimy papierosy, bo w ogóle nie o to nam chodzi w naszej działalności (śmiech).

PAP Life: Niedawno, przy okazji wydania nowej płyty, rozmawiałam z Kubą Sienkiewiczem, prywatnie waszym tatą, który przyznał, że osiągnęliście znacznie większy sukces niż on, że perfekcyjnie prowadzicie swoją karierę muzyczną, dbacie o każdy detal, jesteście konsekwentni. Przewrotnie zapytam: w jakim stopniu Kwiat Jabłoni jest produktem?

J.S.: Kwiat Jabłoni to w 100 procentach jesteśmy my. Teksty piszemy sami i to jest ważne, choć ostatnio zauważyłem, że my z Kasią piszemy stosunkowo mało. Każde z nas pisze osobno i robi to, kiedy naprawdę poczuje jakiś impuls, potrzebę, że chce przepracować jakieś emocje. Więc od początku byliśmy, i jesteśmy do tej pory, bardzo szczerzy. A to, że już od paru lat wszystkie działania związane z Kwiatem Jabłoni są bardzo przemyślane, jeśli chodzi o planowanie tras, dobieranie różnych współprac i tak dalej - to też jest prawda. Wydaje mi się jednak, że to z autentycznością się nie wyklucza.

PAP Life: Zanim wymyśliliście Kwiat Jabłoni, przez kilka lat mieliście zespół o dość skomplikowanej nazwie…

J.S.: Hollow Quartet

PAP Life: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że graliście dla 30 osób.

J.S.: A czasami nawet dla trzech. I w końcu nadszedł taki moment - zresztą to był Kasi pomysł - żeby założyć Kwiat Jabłoni. Uznaliśmy, że powinniśmy śpiewać po polsku. To był projekt, z którym chcieliśmy grać koncerty na eventach, w barach, na imprezach studenckich. Na samym początku istnienia Kwiatu Jabłoni w ogóle nie zakładaliśmy, że będziemy grać na gigantycznych festiwalach, organizować trasy halowe, itd.

PAP Life: To chyba trudno sobie założyć.

J.S.: Są projekty od początku obliczone na komercyjny sukces. Ostatnio widziałem się z wokalistką, która jeszcze nie jest znana, a już dąży do tego, żeby jej singiel leciał w radiu. I to nie jest nic złego.

K.S.: Oczywiście też nie wyobrażałam sobie nawet połowy tego, co udało się nam osiągnąć. Ale kiedy przyszedł mi do głowy nasz zespół - wymyślałam jego nazwę, zastanawiałam się, jakie utwory będziemy śpiewać i dla jakiej widowni. Już wtedy nad wieloma rzeczami myślałam pod kątem - nazwijmy to – strategicznym. Przez kilka pierwszych miesięcy byłam dosłownie naszym menadżerem, rozsyłałam piosenki po radiach, szukałam miejsc do grania. Wierzyłam w ten zespół bardzo. Pamiętam, że starałam się namówić Jacka, który wtedy studiował dwa kierunki, żeby chciał ze mną tworzyć Kwiat Jabłoni: „Nie przejmuj się, nie zajmie ci to za dużo czasu. Będziemy czasami grać w knajpach. Może to będzie fajne, żeby sobie tak poćwiczyć, coś zarobić…” Ale z tyłu głowy była wielka nadzieja na znacznie więcej i stąd było we mnie dużo siły do działania.

PAP Life: Jeśli się chce grać koncerty dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi, to muszą to być spektakle, w którym muzyka jest jednym z elementów. Pod koniec marca rozpoczynacie trasę koncertów halowych „Turnus Tour”. Co będzie się na nich działo?

J.S.: Przy pierwszym utworze jesteśmy spuszczani na scenę z helikoptera. Żartuję, oczywiście. Ale myślimy o koncercie jako spektaklu, bardziej wyrazistym niż na poprzedniej trasie halowej. Wydaje mi się, że dużo się nauczyliśmy, grając w takich obiektach jak Tauron, Torwar. I chcemy zagrać tam znowu, ale lepiej.

PAP Life: Zdradzicie coś więcej o „Turnus Tour”?

J.S.: Chcemy, żeby nasi słuchacze, wchodząc do sali koncertowej, mieli takie poczucie, że podróżują w czasie. Przenosimy ich na dworzec, wsiadamy do pociągu i zaczynamy wspólnie podróż na letni turnus. Nasz koncert będzie właśnie taką podróżą, o której będą opowiadały wizualizacje, efekty dźwiękowe, scenografia. Nie chcemy zdradzać za dużo szczegółów, ale bardzo nam zależy, żeby nasi słuchacze poczuli, że znaleźli się w innym świecie.

K.S.: Będą też zaproszeni goście. Nasi muzyczni idole z pokolenia, które podziwialiśmy jeszcze będąc dziećmi czy nastolatkami. I oczywiście nadal podziwiamy, bo wszyscy ci artyści są wciąż bardzo aktywni na polskiej scenie. Ogłosiliśmy listę nazwisk dopiero co! Jestem cała nakręcona radością, bo wystąpią z nami Ewa Bem, Anita Lipnicka, Michał Wiśniewski, Muniek Staszczyk, Grzegorz Turnau, Majka Jeżowska, Sebastian Karpiel-Bułecka i nasz tata. Ponadto tajemniczy gość, którego nazwiska nie zdradzimy aż do finału trasy w Poznaniu! Z każdym z artystów wystąpimy po raz pierwszy - nawet z tatą. Zdarzało się nam razem muzykować, ale nigdy nie zagraliśmy na scenie z nim jako Kwiat Jabłoni. Unikaliśmy tego, nie chcieliśmy dawać powodów do porównywania i odwracania uwagi od tego, co sami tworzymy i co reprezentujemy. Dziś jednak czujemy, że jesteśmy na etapie, kiedy raczej nie musimy niczego udowadniać i występ z tatą będzie czystą przyjemnością. Fajnie, że ten moment już nadszedł. Przepadamy za jego piosenkami, wychowaliśmy się na nich.

PAP Life: Po trasie „Turnus Tour” Kwiat Jabłoni wyrusza w trasę europejską. Będziecie występować m.in. w Sztokholmie, Londynie, Brukseli i Edynburgu. Chcecie podbić europejskie sceny?

J.S.: Na razie nie mamy takich planów. Już zagraliśmy jedną trasę europejską i na nasze koncerty poza Polską przychodzi w dziewięćdziesięciu procentach Polonia. Dostajemy sygnały, że te koncerty są dla nich ważne, widać, że oni bardzo się cieszą, czekają na te spotkania, więc chcemy po prostu to, co pokazywaliśmy w Polsce, zaprezentować ludziom mieszkającym w innych europejskich krajach.

PAP Life: Kiedy wyruszacie w trasę, macie jakieś swoje rutyny, które pomagają wam funkcjonować, np. wstajecie i kładziecie się o określonej porze, uprawiacie jakiś sport?

K.S.: Mnie podstawowa rutyna jest bardzo potrzebna. Bez przesady, ale jakaś powtarzalność jest konieczna dla psychicznej równowagi. W zeszłym sezonie koncertowym zaczęłam biegać i teraz w każdym mieście, w którym się budzę, ja i jeszcze kilka osób z zespołu, idziemy rano pobiegać. W ten sposób mamy okazję trochę pozwiedzać miasta.

J.S.: Pierwsze parę koncertów fenomenalnie sobie radzę z rutynami. A im dłużej to trwa, tym bardziej mi się to wszystko miesza.

PAP Life: Słyszałam, że macie taką wspólną rutynę przed koncertem, tzw. kulę mocy.

K.S.: Tak, tuż przed wyjściem na scenę wszyscy się zbieramy, obejmujemy i mówimy sobie coś miłego. Takie drobne przyjacielskie gesty są nam potrzebne, bo nasz zawód wiąże się, wbrew pozorom, z dużym obciążeniem emocjonalnym. Można pomyśleć, że jest to tylko wykonywanie muzyki i dobra zabawa, ale to przecież również ogromne skoki emocji, trema i wystawianie się na opinię ludzi. Ale nie chcę zbytnio dramatyzować, bo myślę, że tak naprawdę dużo trudniejszy zawód ma chociażby nasza mama, która jest lekarzem i ratuje ludzi w szpitalu!

PAP Life: Wasza mama jest lekarzem, wasz tata, poza tym, że jest muzykiem, też cały czas jest czynnym lekarzem, wasza babcia była lekarką... Nie byliście namawiani, żeby pójść tą drogą?

J.S.: Nigdy chyba nie czuliśmy się namawiani do czegokolwiek. Może ze strony naszego dziadka czułem, że miał nadzieję, że pójdę w stronę medycyny. Miałem taki moment, że bardzo się interesowałem pierwszą pomocą, myślałem, żeby prowadzić kursy. Ostatecznie, nic z tego nie wyszło, skończyłem filozofię i planowałem, że będę pracował na uczelni. I w pewnym sensie się udało, bo chociaż nie poszedłem na doktorat, to obecnie prowadzę dwa fakultety z filozofii na Uniwersytecie Muzycznym. Ale to jest taki dodatek, nikt ode mnie nie wymaga rozwijania kariery naukowej. Bardzo się cieszę, że mam te fakultety, bo dzięki temu moja wiedza ze studiów nie wyparowuje. Zawsze chciałem się zajmować muzyką, ale rzadko myślałem, że to będzie moje główne zajęcie i że będę się z tego utrzymywał.

K.S.: Czyli jednak się z Jackiem trochę różnimy (śmiech). Bo w mojej głowie od dziecka było, że to właśnie muzyka będzie moim zajęciem. Ogromnie doceniam w naszej rodzinie, że wszyscy - nie tylko nasi rodzice, ale też dziadkowie, wujkowie - byli niesłychanie otwarci na wszelkie nasze pomysły. Czego byśmy nie wymyślili, to zawsze słyszeliśmy od Mamy: „Bardzo proszę, ale jeżeli chcesz to robić, to rób to dobrze, ćwicz i bądź w tym profesjonalny”. I od razu zapisywała nas na różne lekcje. Jacek przez długi czas trenował karate, a ja chodziłam na taniec hip-hop, fascynowałam się fotografią analogową, filmem… Nigdy nie bałam się mówić rodzicom o swoich pomysłach i zawsze czułam od nich wsparcie.

PAP Life: Nie da się ukryć, że Kwiat Jabłoni jest też finansowym sukcesem. Jak zmieniło się wasze życie pod względem takiego codziennego komfortu?

J.S.: Odkąd gramy regularnie, to faktycznie utrzymujemy się z tego. Po prostu czujemy się teraz dorośli i tyle.

K.S.: Nieznacznie. Chyba nie jestem osobą, która lubi na prawo i lewo rzucać pieniędzmi, poszukując coraz bardziej luksusowego standardu. Najbardziej cenię sobie kupowanie rzeczy używanych, ubrania z drugiego obiegu, przekopuję nałogowo Vinted, kocham bazary ze starociami, gotowanie, urzekają mnie bary mleczne i nie zależy mi na tym, co markowe. Jednak czasem poszukuję dobrych restauracji - to chyba moja największa słabość do tego co „drogie”.

PAP Life: Ale chyba już nie mieszkasz w wynajmowanym mieszkaniu razem z dwiema przyjaciółkami?

K.S.: Otóż mieszkam… chociaż ta historia już powoli się kończy. Lada moment zamieszkam bez nich. Sama czasami się dziwię, że tak niewiele mi wystarcza. Zawsze, kiedy Jacek wchodzi do mojego pokoju w tym wynajmowanym mieszkaniu, mówi: „Podziwiam Cię, że umiesz tak minimalistycznie żyć. I wszystko, co masz, mieścisz w tym pokoiku” (śmiech).

PAP Life: Czyli z waszej dwójki to Jacek jest bardziej rozrzutny?

J.S.: Tak, mieszkam w kawalerce (śmiech).

PAP Life: A propos przyszłości. Myślicie czasem o tym, żeby działać solowo, poza Kwiatem Jabłoni?

J.S.: Nie tylko myślmy, ale oboje z Kasią już robimy różne rzeczy poza Kwiatem. Wiadomo, że nie mamy zbyt wiele czasu na to. Ale zdarzało mi się parę razy napisać muzykę do spektaklu, co bardzo lubię i może kiedyś będę się tym zajmował częściej. Czasami bywam też DJ-em na imprezach.

K.S.: Przez jakiś czas prowadziłam audycje w radio i mam zamiar jeszcze do tego wrócić. Mam też plany muzycznej działalności solowej. Ostatnio piszę piosenki specjalnie dla siebie, a nie dla Kwiatu. Dziwne uczucie! (śmiech) Poza tym, niedługo światło dzienne ujrzy utwór, do którego zostałam zaproszona - piosenka ta pojawi się na nowym albumie Wiktora Dyduły. Nie mogę się doczekać tych solowych wyzwań. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/moc/ag/

Kwiat Jabłoni to duet pop-folkowy, który w swoich piosenkach łączy fortepian, mandolinę i śpiew z brzmieniami elektronicznymi. Tworzy go rodzeństwo Sienkiewiczów – Kasia i Jacek. Ich ojcem jest Kuba Sienkiewicz - lider zespołu Elektryczne Gitary. Grupa oficjalnie funkcjonuje od 2018 roku. Wydała cztery albumy. Ostatni - „Pokaz slajdów”, w październiku 2023. Pod koniec marca Kwiat Jabłoni rozpocznie halową trasę koncertową zatytułowaną „Turnus Tour”.

Kasia ma 32 lata, jest absolwentką muzykologii, występuje na scenie jako główna wokalistka, pisze teksty, reżyseruje także teledyski do utworów zespołów. Jacek ma 30 lat, ukończył studia filozoficzne oraz kierunek kompozycja na Uniwersytecie Muzycznym. Gra na mandolinie, pisze teksty, komponuje muzykę.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

Prezydent: potrzebujemy absolutnej jedności w Polsce w sprawach bezpieczeństwa

Potrzebujemy absolutnej jedności w Polsce w sprawach bezpieczeństwa, na szczęście cały czas jest to podtrzymywane - powiedział w piątek prezydent Andrzej Duda po spotkaniu z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią.Data dodania artykułu: 07.03.2025 13:13Liczba komentarzy artykułu: 2
Prezydent: potrzebujemy absolutnej jedności w Polsce w sprawach bezpieczeństwa

Klimczak: ustawa o bezpieczeństwie na drogach powinna być uchwalona do końca czerwca

Do końca czerwca powinny zostać uchwalone przepisy o bezpieczeństwie na drogach – poinformował w piątek minister infrastruktury Dariusz Klimczak. Dodał, że w resorcie zakończyła się analiza uwag przesyłanych do projektu ustawy.Data dodania artykułu: 07.03.2025 12:45
Klimczak: ustawa o bezpieczeństwie na drogach powinna być uchwalona do końca czerwca

W tym roku ma być stabilnie, ale pracodawcy niezbyt chętnie będą zatrudniać

W 2025 r. sytuacja na polskim rynku pracy powinna pozostać stabilna, z niskim bezrobociem, choć wyzwań nie będzie brakować. Pracodawcy nadal ostrożnie podejmują działania rekrutacyjne, m.in. ze względu na rosnące koszty pracy. Wzrostu zatrudnienia można spodziewać się np. w IT, transporcie, logistyce, motoryzacji, finansach i nieruchomościach. Prognozowany jest też wzrost liczby pracowników z innych krajów. Pracodawcy zaproponują atrakcyjniejsze warunki zatrudnienia, w tym wyższe wynagrodzenia. Natomiast jednym z kluczowych wyzwań będzie starzenie się społeczeństwa i niedobór pracobiorców. Ważną kwestią będzie też aktywizacja osób, które znajdują się poza rynkiem pracy, przede wszystkim kobiet oraz grupy wiekowej 50+.Data dodania artykułu: 07.03.2025 09:44
W tym roku ma być stabilnie, ale pracodawcy niezbyt chętnie będą zatrudniać
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Czy kolejny działacz PiS znajdzie zatrudnienie w Tomaszowie?

Czy kolejny działacz PiS znajdzie zatrudnienie w Tomaszowie?

Tym razem chodzi o Łukasza Janika, radnego PiS z Piotrkowa Trybunalskiego i kandydata na Prezydenta tego miasta w ostatnich wyborach samorządowych. Według nieoficjalnych informacji, pochodzących od urzędników Starostwa Powiatowego ma on trafić do poradni pedagogiczno psychologiczne, gdzie prawdopodobnie zostaje utworzone dla niego specjalne stanowisko wicedyrektora. Sam Łukasz Janik pisze o sobie, że jest prawnikiem, socjologiem i pedagogiem. Sytuacja jest dosyć bulwersująca. W poradni brakuje etatów dla psychologów i pedagogów, przez co dzieci na diagnozę czekają po kilkanaście miesięcy. Okazuje się jednak, że radni zabierając 3 miliony złotych z wydatków na administrację, chcąc uniemożliwić zatrudnianie niepotrzebnych nikomu osób, nine wzięli pod uwagę kreatywności starosty, który postanowił tworzyć etaty dla kolegów w innych jednostkach podległych samorządowi. Potencjalny przyszły pracownik poradni informacji nie potwierdza. Mówi, jednak, że jest mu miło, że o to zapytaliśmy.
Pobiegli Tropem Wilczym

Pobiegli Tropem Wilczym

W niedzielę, 2 marca 2025 roku w Tomaszowie Mazowieckim o godzinie 12 w Parku Miejskim Bulwary, odbyła się XIII edycja Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym”. W Tomaszowie bieg odbył się już po raz dziewiąty. Jego celem jest nie tylko propagowanie sportu i zdrowego stylu życia, ale przede wszystkim upamiętnienie Żołnierzy Wyklętych i ich roli, jaką odegrali w historii Polski.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama