wPolityce.pl: W najnowszym tygodniku "Sieci" pisze Pan, że ustawę budżetową na 2013 rok można wyrzucić do kosza, że rozjechała się z rzeczywistością. Jest aż tak źle?
Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK: Tegorocznego budżetu już nie ma. Czekamy jedynie na polityczną decyzję, kiedy rząd i minister finansów ogłoszą, że król jest nagi, że mamy totalne załamanie w finansach publicznych, szczególnie w dochodach budżetu państwa. Premier Donald Tusk przyznał kilka dni temu, że jest problem. Jak na liberała o zabarwieniu socjaldemokratycznym niewątpliwie to spore osiągnięcie, że szef rządu przyznaje się, że są problemy z wpływem dochodów z podatku VAT, akcyzy, podatków od dochodów osobistych oraz CiTu. Sytuacja jest niepokojąca. NBP musi interweniować na polskim złotym, ponieważ on się gwałtownie załamywał. Obecnie trwa interwencja na ogromną skalę. To zbiega się w czasie z wyjazdem Jana Vincenta Rostowskiego do Londynu. Minister był na tajnym spotkaniu Grupy Bilderberg. Tam nawet dziennikarzy nie wpuszcza się, by zrobili zdjęcia. Wydaje się, że polski parlament powinien uzyskać na specjalnym posiedzeniu informacje od ministra, co on robił na tym niezwykle tajemniczym konwentyklu, który wygląda jak jakaś loża masońska. Warto byłoby, żeby minister Rostowski poinformował, czym się tam zajmowano, jaką opinię przedstawiał minister, czy coś obiecał, czy o coś prosił. Takie są reguły demokratycznego państwa prawa. Rostowski nie jest prywatnym biznesmenem, jest ministrem RP.
Po co właściwie ma mówić o spotkaniu, w którym brał udział?
To byłoby bardzo ciekawe. A dodatkowo, być może to spotkanie ma jakiś związek z pogłębiającymi się problemami finansowymi państwa polskiego. One są widoczne na każdym kroku. To wynik decyzji obecnej władzy. To przecież minister Rostowski jest autorem kabaretowego zapisu w ustawie budżetowej, w którym czytamy, że rząd planuje uzyskać w tym roku 1,5 mld złotych wpływów z mandatów. Oczywiście nie ma szansy, by ta suma wyniosła choćby 100 mln, więc rząd szuka dodatkowych wpływów. Obecnie mamy zmasowaną akcję nakładania wszelkich kar na obywateli, urzędy skarbowe mają częściej karać. Mandaty wkraczają do urzędów skarbowych. Na razie nie da się jeszcze ustawić radarów, ale zapewne władze chętnie karałyby podatników nawet za zbyt szybkie przekroczenie progu urzędu.
Dlaczego rośnie opresja skarbowa państwa?
Oficjalnie mówi się, że chodzi o zdyscyplinowanie podatników. Jednak przypomnijmy, że to za rządów tak rygorystycznego ministra finansów zaległości podatkowe wraz z odsetkami doszły już do kwoty ponad 50 mld złotych. To olbrzymia suma. Byłoby dobrze, gdyby minister pokazał największych dłużników budżetu państwa. Może się okazać, że to nie są najmniejsze firmy, których nie stać zwyczajnie na zapłacenie. Skala fiskalizmu ze strony resortu, która wynika z załamania się wpływów budżetowych, przypomina rozbójnicze działanie. Łupienie przedsiębiorców, podatników, kierowców, pieszych, jest tak opresyjne, że Polacy od dawna czegoś takiego nie doświadczyli. Ostatnio doszło do niemal 200 zmian w ordynacji podatkowej, a dodatkowo Ministerstwo Finansów rozważa możliwość wprowadzenia blokady konta bankowego podatnika prewencyjnie na trzy miesiące. Zwiększa się elastyczność, uznaniowość w stosowaniu przepisów. To niezwykle niebezpieczne, mamy budowę fiskalnego totalitaryzmu. W tym kontekście dziwi, że środowiska biznesowe nie protestują. Działanie władz jest wymierzone w polskich drobnych i średnich przedsiębiorców. Wielkie koncerny zawsze znajdą możliwość obejścia prawa.
Jak w tym kontekście rozumieć inicjatywę resortu finansów, który chce zmienić ustawę o finansach publicznych oraz uelastycznić progi zadłużeniowe w Polsce?
Ta inicjatywa to - jak się kiedyś mówiło - pic na wodę, fotomontaż. To kolejna formuła kreatywnej księgowości, której minister Rostowski jest mistrzem. To jest obejście przyznania się do winy. Przecież deficyt planowany na ten rok w wysokości 35 mld złotych wyniesie zapewne około 70 mld złotych. Rządowi chodzi o możliwość powiększenia deficytu, o możliwość kolejnego zadłużenia się polskiego państwa. Już w wakacje Polska pożyczy około 1 miliarda euro od zagranicznych instytucji finansowych. Ładniej będzie wyglądać, jak minister finansów powie, że mamy nową regułę wydatkową, dopasowanie deficytu do wyników PKB, niż jak przyzna, że zabrakło Polsce 40 miliardów. To jest jednak wciąż PR, marketing, to zamiatanie problemów pod dywan. To nie zmienia negatywnego zjawiska, które widać obecnie. Zbyt dużo polskich długów jest w rękach podmiotów zagranicznych. Jesteśmy pod kroplówką, dodatkowo uzależnieni - jak narkomani - od bodźców narkotycznych. To jest duży problem i zagrożenie.
Co to oznacza? O co może chodzić?
To może oznaczać, że rząd nie ma pomysłów na rozwiązanie problemów ekonomicznych, choć jest i drugie tłumaczenie. Być może chodzi o zyskanie czasu, przetrwanie paru miesięcy i przygotowanie się na przedterminowe wybory. Wtedy rozpaczliwe klajstrowanie rozpadającego się budżetu ma sens. Jeśli rzeczywiście Platforma myśli o wcześniejszych wyborach, zdając sobie sprawę, że każdy miesiąc może przynieść totalną kompromitację, to działania Rostowskiego są zrozumiałe. Być może na spotkaniu grupy Bilderberg zapadły jakieś decyzje. Dlatego warto, by Rostowski powiedział Polakom, co robił na tym spotkaniu, o czym rozmawiał, z kim, jak nas reprezentował, co tam mówiono o Polsce. Mogłoby się okazać, że najważniejsze decyzje o polskiej przyszłości zapadają poza Polską...
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Napisz komentarz
Komentarze