Teraz jest po prostu odgórne przyzwolenie na podawanie tych faktów do publicznej wiadomości. Szeroko pojęte „kolesiostwo”, obsadzanie wszelkich możliwych stanowisk działaczami PSL począwszy od najniższych szczebli sołeckich, poprzez urzędy gminne i miejskie (wójtowie, burmistrzowie), agencje rolnicze a na stanowiskach ministerialnych i spółkach Skarbu Państwa skończywszy – o tym wszystkim w najdrobniejszych szczegółach rozwodzą się media.
Temat afery w PSL ochoczo i z wielką skrupulatnością podjęły takie marki jak TVN czy Gazeta Wyborcza, znane przecież ze nieukrywanej stronniczości na rzecz obozu rządzącego. Dziennikarze stają wręcz na głowie, by z najciemniejszych zakamarków wyciągnąć wszystkie możliwe brudy Ludowców, sami otwarcie przyznając przy tym, że „jest przyzwolenie na PSL”. Nic dodać, nic ująć – jak na dłoni widać, że Donald Tusk zlecił medialno-polityczną egzekucję swojego koalicjanta. Koalicjanta dodajmy, który nie jest już Platformie do niczego potrzebny.
Trzeba tylko pamiętać, że każdy kij ma dwa końce. „Kolesiostwo” i wzajemna protekcja to przecież nie tylko domena PSL-u. Taka sama sytuacja, jeśli nie na większą skalę, ma miejsce w Platformie. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt głośno nie mówi. Pytanie kto i kiedy będzie na tyle silny (bądź zdesperowany), by wydać medialny wyrok na Donalda Tuska i jego ekipę? To tylko kwestia czasu.
Robert Telus
Poseł na Sejm RP
Napisz komentarz
Komentarze