Napastnicy uzbrojeni w maczety, noże i topory przemierzali okolice, kierując się ku domostwom Tutsi, których adresy wyczytywane były przez spikerów radia RTML. Niestety, to nie koniec tej ponurej statystyki. Po obaleniu rządu Hutu blisko 2 miliony osób należących do tego plemienia opuściło Rwandę i przedostało się przez granicę do Burundi, Tanzanii, Ugandy i Zairu (obecnie Kongo), w obawie przed odwetem Tutsi, którzy przejęli władzę w państwie. Wśród uciekinierów byli również czołowi działacze odpowiedzialni za zaplanowanie i przeprowadzenie ludobójstwa. W ten sposób nienawiść etniczna zamiast wygasnąć, rozlała się na obszar Kongo i doprowadziła do kolejnej wojny domowej. W wyniku kilkuletnich walk zginęło prawie 5,5 miliona mieszkańców Afryki, co dało wojnie w Kongo niechlubny tytuł najbardziej krwawego konfliktu zbrojnego od czasu II wojny światowej.
Dopuszczenie do ludobójstwa w Rwandzie jest uważane za największą w historii klęskę ONZ. Rada Bezpieczeństwa ONZ, uznawszy walki etniczne za wewnętrzną sprawę państwa, zakazała stacjonującym na terenie tego kraju korpusom jakiegokolwiek angażowania się w konflikt, a następnie przeprowadziła ich ewakuację. Brak reakcji międzynarodowej utwierdził bojowników Hutu w bezkarności. Nie wahali się oni przed atakowaniem szkół ani placówek misyjnych, w których ich ofiary szukały schronienia. Po masakrze zaczęto zadawać pytania, kto jest za nią odpowiedzialny. Oczywiście, dłonie, które zadawały śmierć należały do Hutu, lecz czy milczące przyzwolenie na rzeź nie uczyniło państw zachodnich współwinnymi zbrodni?
„Tutsi są jak Żydzi”
Ciekawy punkt widzenia na kwestię ludobójstwa przedstawia Scholastique Mukasonga, francuska pisarka rwandyjskiego pochodzenia. W swojej powieści „Maria Panna Nilu”, wydanej we wrześniu tego roku nakładem wydawnictwa Czwarta Strona, Mukasonga odmalowuje narastającą atmosferę wrogości poprzedzającą ludobójstwo. Akcja jej uhonorowanej Nagrodą Renaudot powieści toczy się w katolickim liceum dla dziewcząt należących do elity państwowej, położonym u źródeł Nilu. To z perspektywy tych dorastających kobiet, które wbrew swojej woli (lub zgodnie z nią) uwikłane zostały w świat polityki, obserwujemy zbliżającą się katastrofę.
„Były w Rwandzie dwie rasy. Albo trzy. Tak powiedzieli biali, to oni to odkryli. Napisali w swoich książkach. Naukowcy przybyli specjalnie, by to sprawdzić – zmierzyli wszystkie czaszki. Wnioski były niepodważalne. Dwie rasy. Hutu lub Tutsi. Bantu lub Chamici. O trzeciej nawet nie warto wspominać” – pisze Mukasonga. Hutu, Tutsi i Twa. W czasach przedkolonialnych krajem rządziło plemię Tutsi, które stanowiło raptem 10-15% społeczeństwa. Tutsi było jednak plemieniem pasterskim, niepodzielonym przez wewnętrzne konflikty. Dzięki sprytowi zdołało zdominować znacznie liczniejszy rolniczy lud Hutu i zmusić go do płacenia specjalnej daniny. W tych czasach przynależność etniczna nie odgrywała jednak aż tak wielkiej roli – bycie „Tutsi” oznaczało raczej status majątkowy – to, czy dana osoba posiadała bydło. Podziały plemienne umocnili dopiero niemieccy kolonizatorzy, którzy zaogniali antagonizmy między miejscową ludnością, zgodnie ze starorzymską zasadą „dziel i rządź”. Następcy Niemców – Belgowie – wprowadzili zaś dowody identyfikacyjne z rubryką „przynależność etniczna”. Mówi się, że kilkadziesiąt lat później dokumenty te ułatwiły bojówkom Hutu rozpoznanie Tutsi, usprawniając przeprowadzenie ludobójstwa.
Mukasonga zwraca uwagę na to, że wielką rolę w podsycaniu atmosfery wrogości odegrały mity i stereotypy. Tutsi stanowili dawną arystokrację, według niektórych badaczy ich korzenie sięgały aż do starożytnego Egiptu. Oskarżani byli o wyzysk, nieuczciwość w interesach oraz nieustanne spiskowanie. W pewnym momencie autorka robi zaskakujące porównanie – znienawidzone plemię Tutsi to „Żydzi Afryki”. Mówi jeden z bohaterów: „W seminarium czytałem książkę o Żydach, sekretną książkę napisaną przez samych Żydów, nie wiem, kto ją odkrył. Żydzi pisali, że chcą podbić świat, że mają tajny rząd, który pociąga za sznurki we wszystkich innych rządach, że dostali się wszędzie. A ja wam powiem, że Tutsi są jak Żydzi; są nawet tacy misjonarze jak stary ojciec Pintard, którzy mówią, że to są naprawdę Żydzi, że tak jest napisane w Biblii”.
[reklama2]
„Cóż biali rozumieją?”
Urodzona w 1956 roku rwandyjska pisarka już w dzieciństwie zaznała przemocy i upokorzenia, wynikających z konfliktów etnicznych, które wstrząsały jej krajem. W 1960 roku wraz z rodziną została wysiedlona do słabo rozwiniętej, zniszczonej zanieczyszczeniami Begesery. Niedługo potem zmuszono ją do opuszczenia szkoły w Butare i ucieczki do sąsiadującego z Rwandą Burundi. We Francji znalazła się w 1992 roku, zaledwie dwa lata przed ludobójstwem Tutsi. To tam dowiedziała się, że w czasie masakry zginęło dwudziestu siedmiu członków jej rodziny.
Ona sama wyznaje, że to właśnie doświadczenie ludobójstwa uczyniło z niej pisarza. –Pisanie stało się dla mnie sposobem przeżywania żałoby – mówi w wywiadzie dla „New Welsh Review”. – Za pomocą moich książek, tkam całun dla tych, których ciała pochowane w masowych grobach i rozproszone w ossuariach (izbach pamięci – przyp. red.) są stracone na zawsze – dodaje. Próba ocalenia przed zapomnieniem, zachowania przeszłości w pamięci następnych pokoleń jest ważnym wątkiem podejmowanym w „Marii Pannie Nilu”. Autorka odmalowuje przed czytelnikiem obraz Rwandy przed katastrofą ludobójstwa, powtarzając jej legendy, przybliżając wierzenia, obyczaje i potrawy. Pokazuje problemy, marzenia i nadzieje dziewcząt, dojrzewających w atmosferze walki politycznej, spisków i aktów przemocy, w społeczeństwie, w którym wiara w zabobony i czary wciąż należy do codzienności. W pewnym momencie autorka przywołuje opowieść o umwiru, królewskich strażnikach pamięci, których zadaniem było zachowywanie wiedzy o dawnych dziejach monarchii, rytuałach i wierzeniach. „W mojej rodzinie nie wyjawiało się tajemnic, które król powierzył naszej pamięci. Wiem, że są tacy, którzy sprzedali swoje tajemnice białym. Biali zapisali tajemnice. Słyszałem, że powstała z nich nawet książka. Ale cóż biali rozumieją z naszych tajemnic?” – pyta jeden z bohaterów.
Cóż biali zrozumieją z naszych tajemnic? Odpowiedź Mukasongi wydaje się jasna – niewiele. Człowiek Zachodu postawiony wobec tajemnicy przebiera ją w skrojony przez siebie kostium, nadaje imię, które łatwo mu wypowiedzieć, a które niewiele ma wspólnego z jej prawdziwą naturą. Katastrofa ludobójstwa w Rwandzie, jej przyczyny i ogrom towarzyszącego jej zła zapewne na zawsze pozostaną dla nas w jakimś stopniu tajemnicą, niemniej jednak warto jest, aby pamięć o tych wydarzeniach utrwaliła się w świadomości kolejnych pokoleń.
Napisz komentarz
Komentarze