Idę pewnego dnia na spacer patrzę a tu tną drzewa przy ulicy „ino huczy”. Pytam więc sam siebie, kto dał zezwolenie na taka wycinkę (jestem gorliwym obrońcą przyrody). Osobiście pół roku czekałem na zezwolenie na wycinkę wiechcia, który rósł w mojej bramie. Odpowiedzi nie uzyskałem, ale po kilku telefonach dowiedziałem sie, że dali bo mają chodnik remontować.
Ucieszyłem sie , bo myślę sobie, ludziska pójdą do wyborów po nowym chodniczku i nikt już nie zostawi pod moim domkiem górnej sztucznej szczęki oraz nie puści wiązanki w znanym wszystkim języku.
Radość moja trwała jednak krótko. Chodnik ma być kładziony, ale tylko do obiektu sakralnego, jak to pani z zarządu dróg mi pisemnie odpowiedziała. Mamy zatem w mieście remonty wyznaniowe!
Czy ja i inni mieszkańcy ulicy jesteśmy mniej ważni od księdza proboszcza? Nigdy nie byłem skazany, płacę podatki i nie uprawiam „lewizny”. Czy aby po 30 tu latach ułożono nowy chodnik, trzeba przed domem wybudować kapliczkę, albo przystanek drogi krzyżowej? Czy mój pies Max Wielki musi załatwiać się na przewracające sie drzewo? Jak można wpaść na tak szatański pomysł, żeby ułożyć chodniczek na kawałku uliczki.
Pisałem o tym do Titu i do Dziennika , ale nikt sie nie pokwapił o wydruk. To boli mnie i mieszkańców naszej ulicy, ale widać są bardziej nośne tematy niż jakiś tam kawałek chodnika.
Imie nazwisko do wiadomości redakcji
Napisz komentarz
Komentarze