W piątek 7 czerwca, Zaborów. Patrzę i nie wierzę własnym niebieskim oczętom. Jedzie śmieciara, kosze są opróżniane, a potem ładowane na, ciągnącą się za śmieciarką, ciężarówkę. Pan zabierający kosze zostawia jakiś kolorowy worek i kawalkada jedzie dalej.
Niby logiczne, ostatni odbiór śmieci przed zmianą ustawy i kosze wracają do właściciela. Tylko co teraz? Wpadam w lekki popłoch. Niby segreguję śmieci od bardzo, bardzo dawna, ale tak jakoś dziwnie bez kosza...No dobrze, w sferze papierów, plastiku, szkła - nic mi się nie zmienia. dalej do wystawionych na wsi pojemników / matko kochana, tylko, czy tego też nie zabrali?!/ Dobrze, trawa i zielone - na kompostownik, też bez zmian. No ale i tak coś tam jednak zostaje.
Co z tym robić? Do dostarczonego worka ładować? A worek gdzie trzymać? Na podwórku - koty sąsiadów porozciągają albo mój własny pies porozwala...Nie daj Boże jakaś inna paskuda upatrzy sobie okolice mojego domu, a wszelkich gryzoni boję się okrutnie. Do domu raczej woreczka nie wstawię, bo za ciekawymi zapachami tudzież karaluchami też raczej nie przepadam. Kupić jakiś kosz? To jakieś rozwiązanie jest, tylko skąd wziąć jakąś dodatkową kasę?
I tak biję się z myślami już któryś dzień, a domowe wiaderko śmieciowe zapełnia się pomaleńku. Zapełnia się nie tylko u mnie, u wszystkich sąsiadów również. Tych, którzy nigdy śmieci nie segregowali również.
Jak myślicie, co zrobią, gdy kosze domowe napęcznieją? Witajcie lasy, przydrożne rowy i takie tam inne przyległości. Co zrobić przez, w najlepszym wypadku, 3 tygodnie ze śmieciami? A jeżeli firma, która wygra przetarg dostarczy kosze i ustali termin ich odbierania na koniec miesiąca? Wtedy mamy 7 tygodni bezkrólewia. I śmieci zaleją nas na naszych własnych podwórkach i śmiem sądzić, wszędzie tam, gdzie "da" się je wyrzucić.
Zmiana ustawy śmieciowej od początku wydawała mi się niepotrzebna. należało przecież tylko egzekwować posiadanie umowy z firmą oczyszczającą. To nie było chyba trudne, ale może nie mam racji. I tak mądrzy ludzie wymyślili coś, co już odbija się czkawką, kolokwialnie mówiąc. Ot, temat rzeka. Daruję sobie kwestię opłat za śmieci i sposobu ich naliczania / bo dopiero można "popłynąć". Życzę wszystkim czystych lasów, czystych rowów i pól. I żeby ktoś od nas te śmieci jednak zabierał, a recykling żeby nie pozostał jednak tylko na papierze i w statystykach.
Napisz komentarz
Komentarze