Jak to się stało, że zdecydowałaś się wziąć udział w konkursie na powieść?
To nie był przypadek – czekałam na taki konkurs. Andumênia: Przebudzenie dojrzała już w szufladzie; opowiadania, które napisałam, zostały dostrzeżone. Konkurs Czwartej Strony był dla mnie szansą na zaistnienie na rynku wydawniczym.
Byłaś zaskoczona wygraną? Jak się czułaś, kiedy dowiedziałaś się, że Twoja powieść zostanie opublikowana przez Wydawnictwo Czwarta Strona?
Choć zabrzmi to banalnie, dzień ogłoszenia wyników był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Czułam ogromną satysfakcję – spełniło się moje największe marzenie!
Andumênia to powieść napisana z rozmachem: królestwo Andumênii ma własną historię, geografię, gospodarkę, do tego dochodzi jeszcze magia i cała otoczka z nią związana. Czy skonstruowanie takiego uniwersum było trudną i czasochłonną pracą?
Nad Andumênią zaczęłam pracować kilkanaście lat temu. Wracałam do tekstu co kilka miesięcy, cyzelowałam, rozbudowywałam sceny. Tworzenie tego świata było dla mnie olbrzymią przyjemnością, więc czas nie grał roli. Tym bardziej że praca szła lekko i do tej pory nie nadążam za spisywaniem pomysłów.
Łatwo było Ci pogodzić pisanie książki z życiem prywatnym?
Myślę, że poszczęściło mi się – mam kilka pasji i absolutną niezdolność do nudzenia się. Ale dążenie do realizacji marzeń jest czasochłonne i oznacza pewne wyrzeczenia. Dokonałam świadomych wyborów, ponieważ nie można mieć w życiu wszystkiego. Ale nigdy nie miałam wątpliwości, że priorytetem jest rodzina.
Czy podczas pisania inspirowałaś się jakimiś innymi autorami? Masz jakiegoś mistrza, którego mogłabyś wskazać?
Andumênia nie była owocem inspiracji innymi autorami. Ale odkąd przeczytałam Władcę pierścieni, darzę wielkim szacunkiem J.R.R. Tolkiena. Stworzył niezwykły świat, który posłużył za inspirację dla niezliczonej liczby autorów. Ujął mnie pięknym językiem i filologiczną pasją, która ujawnia się w wielu elementach jego twórczości. Natomiast w kwestii opowiadań autorytetem jest dla mnie Jorge Luis Borges. Nie podaje niczego na tacy i zmusza czytelnika do myślenia.
[reklama2]
Główna bohaterka, generał May Verteri to kobieta, która zdecydowanie wie, czego pragnie. Silna, niezależna, bezkompromisowa, a czasami również okrutna (w końcu nie bez powodu nosi przydomek „Krwawa May”). Lubisz takie bohaterki?
Uwielbiam! Doceniam postaci o silnych charakterach, łamiące stereotypy i niepozbawione wad.
Skąd wzięłaś pomysł na swoją powieść? Pojawił się nagle, „za dotknięciem muzy” czy powoli ewoluował?
Pomysł pojawił się kilkanaście lat temu. Pamiętam, że zadziałał efekt kuli śnieżnej: jedna scena rozmowy między rywalizującymi ze sobą generałami May i Albinem rozrosła się nagle do projektu sagi. Ale ponieważ pisałam Andumênię przez kilka lat, dialogi się wydłużyły, a życiorysy bohaterów wzbogaciły, doszło też parę intryg i zanim się obejrzałam, książka roztyła się do siedmiuset stron…
Akcja Andumênii naszpikowana jest różnorodnymi spiskami, pałacowymi intrygami oraz wątkami politycznymi. Aż chciałoby się zapytać – jesteś wielbicielką Gry o tron?
Pierwszy sezon Gry o tron obejrzałam już po napisaniu Andumênii: Przebudzenie i od razu zapragnęłam sięgnąć po sagę George’a Martina. Stworzony przez niego świat jest niebywale złożony i zawiera właśnie te elementy, które mnie fascynują. Postanowiłam jednak wstrzymać się i z lekturą, i z kolejnymi sezonami Gry o tron, dopóki nie skończę opisywania przygód i intryg Krwawej May.
Co jest dla Ciebie najważniejsze w dobrej książce?
Idealne połączenie trzech elementów: porywającej i nieprzewidywalnej historii, niesztampowych bohaterów oraz języka, w którym można się rozsmakować.
Jakie są Twoje plany na przyszłość? Możemy się spodziewać dalszego ciągu historii Krwawej May?
Jak najbardziej! Kończę pisać drugi tom Andumênii i książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona w przyszłym roku. Głowę mam już wypełnioną pomysłami na kolejne powieści. Muszę tylko znaleźć sposób na rozciągnięcie doby, żeby przelać wszystko na papier jeszcze w tej dekadzie.
Napisz komentarz
Komentarze