Agnieszka Drzewoska Łuczak w oświadczeniu występowała w roli przewodniczącej Obwodowej Komisji Wyborczej, która proces głosowania przeprowadzała. Odpowiadała w ten sposób na zarzuty podnoszone m.in. w artykułach prasowych, które uznała za naruszające jej dobre imię.
Zgodnie z zasadami, jakie przyjęliśmy na portalu i które funkcjonują u nas od lat, łamy serwisu udostępniamy wszystkim stronom politycznej i społecznej debaty w sposób nieodpłatny. Muszą one jednak pozostawać w zgodzie z polskim prawem i nie mogą naruszać niczyich dóbr osobistych. Wspomniane wyżej oświadczenie te warunki spełniało.
Przeczytacie je tutaj: Agnieszka Drzewoska Łuczak: Oświadczenie
Po jakimś czasie zostałem zaproszony przez drugą stronę tego wyborczo - sądowego sporu na rozmowę. Jej celem miało być opublikowanie odpowiedzi na oświadczenie Agnieszki Drzewoskiej Łuczak. Oczywiście na spotkanie w dobrej wierze się wybrałem.
Na miejscu zastałem grupę nieznanych mi (poza jedną) osób. Otrzymałem do ręki tekst z żądaniem jego opublikowania. Po przeczytaniu zapytałem, czy mogę wyrazić swoją opinię na temat gotowego pisma.
Skoro mogłem, to ją wyraziłem. Oczywiście nie była ona entuzjastyczna. Przede wszystkim samo oświadczenie zostało skonstruowane w taki sposób, że zwyczajny czytelnik, niczego by z niego nie zrozumiał. Zawierało sporo błędów stylistycznych i gramatycznych.
Do oświadczenia Agnieszki Drzewoskiej Łuczak odnosiło się jedynie na wstępie, większa część tekstu stanowiła przywołanie spraw, które z nim nie miały żadnego związku.
Więcej na ten temat: Święto czy kompromitacja
Mimo to, i tak byłbym skłonny dopuścić do jego publikacji, gdyby nie fakt, że zawierało ono treści niezgodne z prawem i naruszające dobra osobiste kilku osób, a jako redaktor naczelny, zgodnie z prawem prasowym, odpowiadam za wszelkie treści publikowane na portalu (poza komentarzami użytkowników). Taka sama odpowiedzialność ciąży na moim wydawcy.
Niestety wszystkich tych zawiłości nie zdążyłem wyjaśnić, ponieważ przez jedną pań zostałem zaatakowany. Przyznam, że po raz pierwszy spotkałem się z wariactwem, kiedy ktoś zaprasza mnie na rozmowę, ktoś komu chcę wyświadczyć uprzejmość, a osoba ta po pięciu minutach, nie wysłuchując mnie do końca, zaczyna mnie obrażać.
Dalszą rozmowę, wobec poziomu nienawiści i napastliwości, uznałem za bezcelową. Wstałem więc i grzecznie uznałem spotkanie za zakończone. Trudno dyskutować z kimś, kto w braku argumentów, posługuje się brakiem kultury.
Być może potratowałbym tę sprawę jako marginalny epizod, gdyby nie fakt, że jedna z osób ziejących wprost nienawiścią (a która nigdy wcześniej nawet przez sekundę ze mną nie rozmawiała) została przez swoich partyjnych kolegów z tomaszowskiej Rady Miejskiej powołana na funkcję sądowego ławnika.
Czy można wobec takiej postawy oczekiwać rzetelnego i obiektywnego wypełniania swoich obowiązków? Ja śmiem szczerze w to wątpić i pozostaje mi mieć jedynie ufność z zdrowy rozsądek niezawisłych sędziów.
PS.
To samo oświadczenie otrzymałem kilka dni później na maila. Pokazałem je mężowi jednej z obecnych na spotkaniu pań i zapytałem, czy jest pewien, że chciałby, aby jego zona je podpisała. Odpowiedział krótko: wykluczone!
Napisz komentarz
Komentarze