Około roku temu postanowił bronić tomaszowskich licealistów (a może przedszkolaków) przez tzw. ideologią gender. Teraz zdecydował, że wystąpi w obronie polskich lasów, a dokładniej mówiąc "Lasów Państwowych", które polski Rząd zamierza sprywatyzować.
Apel przygotowany i odczytany przez Misiaka przegłosowali jednogłośnie wszyscy radni, radośnie i po partyjniacku, bo przecież mówił on o poparciu inicjatywy ogólnokrajowego referendum, zgłoszonej przez PiS. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo w tomaszowskiej Radzie Miasta panuje partyjna monokultura, niczym w czasach PRL-u. Wszyscy są z jednej partii, nawet jeśli do niej nie należą.
Nie ukrywam, że denerwuje mnie, kiedy radni zajmują się duperelami, zamiast ważnymi z punktu widzenia mieszkańców tematami. Sprawa "Lasów Państwowych" jest ważna, ale przyjmując perspektywę tomaszowskiego łowcy dyskontowych promocji, pozostaje ona całkowicie bez znaczenia.
Oczywiście radny Misiak ma prawo zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum. Tyle, że może to robić w czasie wolnym od zajęć samorządowych, za które my, jako podatnicy płacimy.
Napisz komentarz
Komentarze