Przyznam, że to, na co wydaje pieniądze pan Owsiak z konta swojej fundacji akurat mało mnie obchodzi. Ile idzie na sprzęt medyczny a ile na wystawne życie prezesa i luksusowe samochody to sprawa jego i frajerów, którzy go swoimi (często niemałymi) datkami finansują.
Domniemywam natomiast, że odpowiednie służby, mające nadzór nad fundacjami, także i tę fundację (mimo jej gigantycznej medialności) w jakiś sposób prześwietlać powinny. Jeśli tego nie robią, to zwyczajnie winne są zaniechań, co jest tym bardziej karygodne, że akcja zbiórki pieniędzy finansowana jest w dużej mierze z funduszy publicznych.
To one właśnie powinny leżeć w sferze naszego zainteresowania, czyli nie to co i na co wydaje Owsiaka, ale za co płacą np. samorządy. Często okazuje się (szczególnie w mniejszych miejscowościach), że koszty organizacji imprezy przekraczają wysokość sum pieniężnych, jakie udaje się zebrać. Ponadto tylko część z nich wraca z powrotem do lokalnej społeczności w postaci ufundowanego sprzętu medycznego.
Próbowałem kiedyś zainteresować się jak to wygląda w Tomaszowie. Okazało się, że i u nas bilans dorocznego cyrku Owsiaka jest ujemny. Ciekawostką jest, że samo odpalenie czołgu T34 w Skansenie Rzeki Pilicy pochłania więcej pieniędzy, niż generują przychodu, urządzane nim przejażdżki.
Ktoś powie: ale Owsiak przecież pomaga a ludzie oprócz tego, że dzielą się tym, co mają, to jeszcze się przy tym świetnie bawią. Oczywiście jakaś racja w tym jest. Tylko że to, co 25 lat temu było spontanicznym odruchem serca, dzisiaj przeistoczyło się w rutynę. Nawet podeskcytowane telewizyjne wystąpienia uczestników brzmią sztucznie i niewiarygodnie. Wszystkie są identyczne, wyprodukowane według jednego, jedynie słusznego wzorca. A przecież stosowanie kalki zachowań z reguły wyklucza spontaniczność, która jest naturalną, emocjonalną reakcją.
Nie chcę, aby ktoś pomyślał, że jestem przeciwko dobroczynności. Wręcz przeciwnie. Chciałbym jedynie aby nieść pomoc tam, gdzie jest ona rzeczywiście potrzebna. Niemal każdy z nas ma w swoim bliższym lub dalszym sąsiedztwie chore dziecko, którego rodziców nie stać na opłacenie kosztów leczenia. Jeśli takiego nie znacie, wystarczy się wybrać do którejś z tomaszowskich fundacji. Taka pomoc, to jest jakiś konkret. Poza samym wsparciem konkretnej osoby buduje też poczucie lokalnych więzi.
Napisz komentarz
Komentarze