Zacznijmy od frekwencji. W powiecie tomaszowskim wyniosła ona dokładnie 22,79%. W mieście była o 1,2 procenta wyższa. Liczbę osób zainteresowanych głosowaniem należy uznać za wyjątkowo niską. Nie odbiega jednak mocno swoim poziomem od tej w roku 2009, kiedy w głosowaniu uczestniczyło 21,52% wyborców w powiecie i 23,9% w mieście. Dla porównania dane te można zestawić z wyborami parlamentarnymi z roku 2011. Tutaj frekwencja była zdecydowanie wyższa i wynosiła ponad 48% a w Tomaszowie dochodziła do 50%. Oznacza to, że dla realności porównania należy obecne dane przemnożyć razy dwa. Z kolei wyborach samorządowych (w zależności od okręgu) oscylowała w przedziale od 40 do 70 procent. Widać wyraźnie, że Bruksela i Parlament Europejski to dla nas wciąż miejsce niezwykle odległe, którego roli i znaczenia ¾ Polaków nie pojmuje.
Przejdźmy do konkretnych liczb. W całym powiecie tomaszowskim jest 96429 osób uprawnionych do głosowania, z czego w Tomaszowie ta liczba to 52156. Karty wyborcze pobrało 21267 głosujących. W wyborach uczestniczyły 4 osoby z Tomaszowa: Arkadiusz Gajewski (PO), Anna Grabek (PiS), Agnieszka Łuczak (Europa Plus), Małgorzata Nowak (Polska Razem). Wspólny wynik na terenie powiatu tomaszowskiego tych kandydatów to: 2453 głosy. Oznacza to, że mieszkańcy naszego powiatu wciąż charakteryzują się myśleniem „obrazkowym” i głosują raczej na szyldy niż na żywych ludzi i swoich sąsiadów. Rodzimi kandydaci otrzymali łącznie tylko 11,53 procenta głosów. Oczywiście najwięcej krzyżyków zbierały tzw. „jedynki”. Tylko jednej osobie udało się przekroczyć tysiąc głosów. Był nią Arkadiusz Gajewski.
Celowo w naszej analizie pominiemy liderów list a skupimy się wyłącznie na kandydatach lokalnych i ich wynikach w skali całego okręgu w odniesieniu do wcześniejszych wyborów, w jakich braliśmy udział oraz na poparciu dla partii politycznych na terenie miasta i powiatu.
W powiecie tomaszowskim mamy do czynienia z prawdziwą dominacją Prawa i Sprawiedliwości. Gdyby partia Jarosława Kaczyńskiego utrzymała ten wynik w nadchodzących wyborach samorządowych, mogłaby praktycznie zarządzać miastem i powiatem samodzielnie bez zawierania żadnych koalicji. 46,28 procenta to wynik, który właśnie w ten sposób rokuje na najbliższą przyszłość. Nie oznacza to jednak, że PiS-owi uda się wygrać wybory prezydenckie, jednak udział kandydata tego ugrupowania w drugiej turze uznać należy za pewnik. Prezydent Rafał Zagozdon ma tym razem bardzo poważną siłę polityczną przeciwko sobie. Wystarczy tylko rzucić okiem na ilość oddanych głosów i przemnożyć je przez podany wyżej wskaźnik. W powiecie 9842 a w mieście 5260 kiedy liczbę tę podwoimy należy ją zestawić z wynikiem wyborów prezydenckich w roku 2010. Wówczas w pierwszej turze głosowania zarówno kandydat PiS jak i urzędujący prezydent zebrali obaj po około 5,5 tysiąca głosów. W drugiej turze kandydatów dzieliło tysiąc głosów. Rafał Zagozdon otrzymał 8681 głosów, czyli dokładnie tyle ile po korekcie wynikającej z frekwencji można przypisać Januszowi Wojciechowskiemu.
Słabiej poradziła sobie u nas Platforma Obywatelska. Jak wspomnieliśmy w całym okręgu straciła jeden mandat na rzecz PiS. Partia osiągnęła u nas 23,16% w powiecie i 31% bezpośrednio w mieście. Nie jest to najgorszy wynik i dobrze rokuje na najbliższe wybory samorządowe, chociaż mało prawdopodobne, by partii udało się wprowadzić własnego kandydata do II tury wyborów prezydenckich, chyba że będzie to wspólny kandydat PO i Forum Samorządowo Ludowego.
Polska Razem Jarosława Gowina zebrała łącznie 409 głosów na terenie naszego powiatu, nie przekraczając 2 procentowego poparcia. Wynik wyjątkowo mizerny, odpowiadający wynikowi ogólnopolskiemu.
Czwartą partią, na której listach mieliśmy tomaszowskiego reprezentanta jest Europa Plus – Twój Ruch. Blisko 4 procent, to wciąż poniżej progu wyborczego. Jako poważny gracz w jesiennych wyborach samorządowych partia Janusza Palikota się raczej nie liczy, a co najwyżej jej listy pozbawią kilku procent poparcia Sojusz lewicy Demokratycznej.
Pozostałe ugrupowania nie miały na swoich listach osób z Tomaszowa.
Porównajmy wyniki poszczególnych lokalnych kandydatów z wynikami osiąganymi we wcześniejszych wyborach, korygując je o odsetek poparcia i wskaźnik frekwencji wyborczej.
Na początek reprezentantka zwycięskiej partii Anna Grabek. To, można powiedzieć, „etatowa” kandydatka PiS w każdych kolejnych wyborach zarówno samorządowych jak i parlamentarnych. Obecnie jest wiceprzewodniczącą sejmiku województwa łódzkiego. Jej ogólny wynik w całym okręgu to 1474 głosy. Pięć lat wcześniej wykazała się poparciem 2841. W 2011 roku, kiedy kandydowała w wyborach do sejmu, konkurując z Marcinem Witko miała 3014 głosów. W liczbach bezwzględnych wynik wydaje się podobny, jednak uwzględniając korektę frekwencyjną mamy do czynienia ze sporym spadkiem popularności, w dodatku przy wzroście popularności partii.
Wynik Arkadiusza Gajewskiego możemy zestawić z wynikiem Grzegorza Haraśnego z roku 2009 oraz Barbary Klatki z roku 2011. Oczywiście w sporym uproszczeniu należy przyjąć. Haraśny, jako wiceprezydent miasta zebrał pięć lat temu 2204 głosy. Gajewski ma ich o sto więcej. Pamiętać jednak należy, że popularność PO w tym czasie była na poziomie wyższym o 13 procent. Podobnie ocenić należy wynik w porównaniu do rezultatu Barbary Klatki w wyborach parlamentarnych. Tutaj jednak korekta dotyczy nie tylko popularności ale i frekwencji, co daje realne poparcie na poziomie około 4000 – 4500 głosów.
Mariusz Strzępek - NaszTomaszow.pl
Frekwencja w kolejnych wyborach jest niestety na coraz niższym poziomie. Możemy oczywiście narzekać na aktywność wyborców, jednak brak zaintereosowania sprawami publicznymi przeciętnego zjadacza chleba, to tylko jedna strona medalu. Sami kandydaci wydają się jakby mało zainteresowani własną promocją a także promocją uczestnictwa w wyborach.
Łamy NaszTomaszów.pl są zawsze otwarte dla każdego, kto chce zaprezentowac własne poglądy, czy punkt widzenia na jakąś sprawę. Co ważne, publikacje tego rodzaju nic u nas nie kosztują. Stawiamy bowiem na swobodę wypowiedzi nie ograniczoną ideologicznie ani liczbą znaków wchodzących w skład alfabetu.
Mieliśmy też wczoraj sporo sygnałów, że osoby układające obwodowe komisje wyborcze narobiły tym razem sporo zamieszania. W wielu przypadkach wyborcy mieli zmienione komisje i wielu z nich zwyczajnie rezygnowało z oddania głosu. Co prawda informacja ukazała się w lokalnej gazecie, jednak okazuje się, że mało kto czyta podobne prasowe i mało czytelne obwieszczenia, w dodatku odwołujące się do strony internetowej.
Daje to obraz zamieszania, z jakim możemy mieć do czynienia jesienią, keidy po raz pierwszy gbędziemy wybierać radnych w okręgach jednomandatowych.
Napisz komentarz
Komentarze