"W dniu 4 lutego pojawiło się dwóch robotników i Pan kierownik z firmy która wykonywała ul. Białobrzeską w celu naprawy tych feralnych studzienek. Wymienili parę uszczelek i odjechali, a problem pozostał. Studzienki jak hałasowały, tak dalej hałasują. Problem bowiem leży w tym, że studzienki te są pozapadane i wymiana samych uszczelek niewiele daje. Na naszą uwagę żeby podnieść je do poziomu jezdni Pan kierownik wzruszył ramionami. Takie naprawy można robić co miesiąc i wyrzucać pieniądze w błoto. Naszym zdaniem przy takich naprawach powinien być ktoś z Urzędu Miasta i sprawy pilnować, ponieważ już niedługo skończy się gwarancja na tą drogę i miasto będzie musiało zapłacić za naprawę z naszych podatków. Panowie redaktorzy bardzo prosimy zajmijcie się tym tematem bo my już nie mamy sił i zdrowia drążyć tego dalej,o ile to możliwe to zapraszamy na ul. Białobrzeską żeby zobaczyć jak to wygląda na miejscu".
To tyle list naszego czytelnika. Czy pozostawało nam coś innego niż wybrać się na miejsce i porozmawiać osobiście? Takim zaproszeniom nie odmawiamy nigdy. Ulica Białobrzeska kiedy ogląda się ją spacerując po niej wygląda dużo gorzej niż wtedy, kiedy obserwujemy ją tylko przez auta szybę. Na szczęście nie jestem kobietą i nie chodzę w butach na wysokich obcasach. Na ułożonym 6 lat temu chodniku z kostki betonowej mogłyby się szybko zniszczyć a nawet połamać. Zresztą może jedną parę testowych szpilek sobie kiedyś specjalnie na takie okazje zafuduję.
- Te studzienki naprawiane są od 2006, kiedy droga została oddana do użytku - mówi jeden z mieszkańców, którzy przyszli na spotkanie. - Pamiętamy uroczyste przecięcie wstęgi tuż przed wyborami samorządowymi. Pierwsze o co walczyliśmy to przystanek, który był wyłożony kostką. Przejeżdżające po niej ciężarówki jadące po piasek do kopalni robiły taki straszny rumor, że w nocy nie mogliśmy spać. Udało się wreszcie doprowadzić do zmiany nawierzchni w tym miejscu .
Dalszej części wypowiedzi naszego rozmówcy nie udało nam się usłyszeć, ponieważ akurat obok nas przejechała duża ciężarówka. Najwyraźniej nie była zbyt mocno obładowana, ponieważ jej naczepa podskakiwała na nierównościach drogi.
- O właśnie tak to wygląda - dodaje drugi z naszych rozmówców. - Jak koło wpadnie na studzienkę, to w naszych domach mury się trzęsą i pękają. Problem w tym, że tu żadna wymiana uszczelek nie pomoże, tak jak nas się przekonuje. Te studzienki są niżej niż nawierzchnia, koło wpada resoruje i podskakuje cała naczepa. To one właśnie są źródłem największego hałas. One muszą zostać podniesione, tak jak zrobiono to w okolicahc mostu.
W tej chwili minęła nas kolejna ciężarówka. Jej prędkość wskazywała na to, że kierowcy musiało się dokądś spieszyć. Być może w sobotę o godzinie 14 kończył już pracę i wracał do domu.
- Tu potrzeba ustawić ograniczenie prędkości i zamontować fotoradar - komentuje przejeżdząjący samochód kolejny z mieszkańców. - Wydatek szybko by się zwrócił a my mielibyśmny trochę spokoju. Tu szczególnie w nocy mamy prawdziwe wyścigi. Jest niebezpiecznie i strach po ciemku przez ulicę przejść. Wszyscy jesteśmy kieorwcami i się radarów nie boimy.
Nasi rozmówcy wskazują na wadliwe wykonanie nie tylko jezdni ale także chodników. W wielu miejscach są one pozapadane, co świadczy o tym, że wykonawca najwyraźniej chciał zaoszczędzić i zrobił to na zagęszczeniu podłoża. To u nas w mieście jest zresztą normalną praktyką, wystarczy przespacerować się główną alejką cmentarza przy ulicy Dąbrowskiej. Pytanie o brak nadzoru nad inwestycjami nasuwa się samo.
- Ile razy ja dzowniłem do tego pana Pietkiewcza w tej sprawie, to trudno nawet spamiętać - dodaje jeden z męzczyn. - Powiadział mi, żebym zebrał z 15 osób i przyszedł do Prezydenta. Więc ja mówię: panie nas jest piętnaście osób a prezydent jest jeden a asfaltu nie zwiniemy i nie zabierzemy ze sobą. Ma swoich ludzi, którzy tu powinni przyjechać i zobaczyć. Dzownię za tydzień i słyszę, że prezydent to nie ma czasu.
Przejeżdża kolejna ciężarówka. Hałas jest nie do zniesienia. Jeden z męzczyzn uśmiecha się i mówi: zapraszamy tutaj w dzień powszedni w godzinach szczytu.
- Studzienki usytuane są tak, że nie da się ich ominąć jadąc samochodem. Kto tę drogę projektował? Można było w trakcie budowy podciągnąć nitkę gazociągu, zrobić drogę dla rowerów, by było bezpieczniej. Mówi się, że nie chcemy się podłączać do sieci kanalizacyjnej. Tylko nas na to nie stać. Tu dużo emerytów jest,. Koszt przyłaczenia mojego domu to 20 tysięcy złotych.
Mieszkańcy mają duży żal do radnych. Znają ich nazwiska ale twierdzą, że ich problemami nikt się nie interesuje.
- Mieliśmy jednego radnego, to został sobie posłem. Innych nie widzieliśmy na oczy. Siedzą sobie na stołeczkach i tyle.
Napisz komentarz
Komentarze