- „Handlowcy” przedstawiają się różnie, najczęściej mówią: ”Jestem z energetyki” - mówi Powiatowy Rzecznik Konsumentów, Agnieszka Drzewoska - Łuczak.- Większość z konsumentów myśli, że to ktoś z zakładu energetycznego, potoczne zwanego elektrownią. Zwykle sprzedażą zajmują się panowie i trafiają do domów gdzie są samotne kobiety, lub osoby starsze, niedowidzące lub po prostu nie mające w zwyczaju czytać podpisywanych dokumentów.
Jeden z takich „specjalistów” od energetyki odwiedził panią Henrykę Miśkiewicz. - Ja zrozumiałam, że pan jest elektrowni. Po wejściu do mieszkania natychmiast poszedł do licznika, spisał jego stan i od razu ruszył do pokoju. Położył na stole teczkę, z której wyjął dokumenty. Opowiadał, że zmieniają się taryfy i dzięki nim będę mogła mniej płacić za energię elektryczną. Wyliczył mi nawet ile procent na rachunkach miesięcznie zaoszczędzę.
Jest to jedna z wielu, podobnych relacji, jakich w ostatnim czasie wysłuchała Agnieszka Drzewoska Łuczak. Scenariusz wizyt jest najczęściej ten sam. - Domokrążca mówi klientom, ze podpisują umowę na tańszy prąd - tłumaczy Rzecznik. - Prosi o dowód osobisty. Wypisuje umowę. Dokumentów jest sporo. Trzeba wszystkie podpisać. Drobny druk, często „zapomina się” dołączyć regulaminu świadczenia usług, chociaż w umowie zawarte jest oświadczenie, że klient się z nim zapoznał. Radość mija z pierwszym dostarczonym rachunkiem. Szybko okazuje się, że umowa dla przeciętnego gospodarstwa domowego przynosi niestety straty a nie zysk
Jedną z praktyk, jakie stosują niektórzy sprzedawcy jest łączenie umów. Klient wraz z umową na sprzedaż energii podpisuje umowę ubezpieczeniową, dla której składka przewyższa oszczędności z tańszych kilowatogodzin. - Najniższa składka z jaką się spotkałam to około 34 zł. miesięcznie - mówi Drzewoska - Łuczak. - I w ten oto sposób „tania energia” przynosi tylko straty a nie oszczędności. Tym bardziej, że w ramach owego ubezpieczenia (cena astronomiczna w porównaniu do świadczonej ochrony) zniżki są w aptekach do, których będziemy jeździć dziesiątki kilometrów.
Powiatowy Rzecznik Konsumentów przestrzega przed pochopnym podpisywaniem umów. Jeżeli jednak umowa zostanie już podpisana a my zorientujemy się, że zostaliśmy „nabici w butelkę” a nie nastąpiło jeszcze świadczenia usług i sprzedaży energii można złożyć oświadczenie o odstąpieniu od umowy. Wskazując na fakt jej zawarcia poza siedziba przedsiębiorcy
- Poza ubezpieczeniami w umowach są też inne zapisy budzące liczne wątpliwości - dodaje. - Można tylko nadmienić, że z regulaminu jednej z firm wynikają pewne dodatkowe opłaty związane z opóźnieniami w płatnościach np. monit 15 zł., ponaglenie 30 zł. telefon 10 zł., sms 3 zł.
Warto przy okazji przypomnieć, że rachunki za energię elektryczną nie należą do najłatwiejszych w czytaniu. Znajduje się na nich kilka pozycji nie zrozumiałych dla zwykłego konsumenta. Generalnie z dużym uproszczeniem możemy taką fakturę podzielić na dwie części. Pierwsza uwzględnia opłaty handlowe, druga dystrybucyjne. Tylko ten pierwszy element podlega negocjacjom. Różnice mogą być rzeczywiście znaczące w przypadku przedsiębiorstw wydający na elektryczność powyżej kilku tysięcy złotych miesięcznie. W przypadku gospodarstw domowych, sami „handlowcy” w przypływie szczerości mówią, że jest to nieopłacalne.
Napisz komentarz
Komentarze