Początkowo nic nie wskazywało na to, że ze zwrotem nie będzie większych problemów. Sprzedawczyni przyjęła koszulę do reklamacji ,wspominając, że już miała wcześniej podobną, dotyczącą takiej samej koszuli.
Minął jakiś czas i bardzo się zdziwiłem, kiedy moja znajoma przywiozła mi drugą koszulę (zakupioną w innym miejscu) razem z tą uszkodzoną, którą przecież reklamowaliśmy. Dowiedziałem się, że reklamacja nie została uznana, gdyż producent stwierdził , że materiał został zahaczony o coś ostrego i rozdarty.
Nie pozostawało nic innego, jak pogodzić się ze stratą kilkudziesięciu złotych. Żona postanowiła pozszywać uszkodzone elementy z myślą, że będzie można założyć koszulę pod pulower i uszkodzenia nie będzie widać.
Nie dałem jednak za wygraną i postanowiłem ponownie porozmawiać z właścicielką stoiska na targowisku miejskim. Rozmowa miała dosyć burzliwy przebieg, w czasie którego zademonstrowałem już właścicielce a nie pracownicy że ów materiał rozchodzi się w rękach (kolejne rozejście się materiału obok zszywanych już wcześniej elementów) oraz że nie było możliwości rozdarcia materiału. Moja rozmówczyni stwierdziła, że materiał rozchodzi się w miejscach gdzie jest osłabiony czyli tam gdzie był wcześnie zszywany i jedynie może mi odpłatnie załatwić wymianę uszkodzonego elementu.
Poprosiłem wtedy o adres i telefon producenta koszuli, który otrzymałem. Zadzwoniłem do tego zakładu i zdziwiłem się kolejny raz, bo właścicielka zakładu krawieckiego stwierdziła, że nie wiedziała o żadnej reklamacji.
Ponowny powrót do stoiska i kolejna rozmowa z właścicielką dowiodła że pani odnośnie reklamacji rozmawiała z pracownicą zakładu krawieckiego a nie z szefową.
Postanowiłem udać się osobiście do zakładu krawieckiego mieszczącego się w naszym mieście i porozmawiać z szefową. Tutaj zdziwiłem się po raz kolejny. Właścicielka stwierdziła, że gdyby nie ingerencja własna – czyli gdyby żona nie zszywała uszkodzonych elementów, to reklamacja została by uznała.
Próbowałem wyjaśnić, że pani ze stoiska, na którym koszula została zakupiona, w dużym stopniu zawiniła. Argumentacja nie przekonała jednak właścicielki zakładu do przyjęcia reklamacji.
Na moją argumentację że sprawę oddam do Rzecznika Spraw Konsumenta właścicielka stwierdziła natomiast, że „nie na tym polega życie aby komuś robić pod górkę”.
Podsumowują, reklamacja nie została przyjęta, koleżanka wykosztowała się na drugą koszulę bo było jej wstyd że ta pierwsza się „podarła”, sprzedawca zarobił sprzedając bubel a winny całemu zamieszaniu jestem ja.
Napisz komentarz
Komentarze