Wiceminister Marek Tombarkiewicz podpisał porozumienie z Komitetem Protestacyjnym Ratowników Medycznych oraz Sekcją Krajową Pogotowia Ratunkowego i Ratownictwa Medycznego NSZZ "Solidarność". Porozumienie zakłada wprowadzenie średniego wzrostu miesięcznego wynagrodzenia - wraz ze wszystkimi innymi składnikami i pochodnymi w przeliczeniu na etat albo równoważnik etatu - o 400 zł od 1 lipca 2017 r. oraz o kolejne 400 zł od 1 stycznia 2018 r. - dla ratownika medycznego, dyspozytora medycznego w pozaszpitalnym systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne (czyli np. w zespołach ratownictwa medycznego), niezależnie od formy zatrudnienia oraz dla ratowników zatrudnionych w podmiotach udzielających świadczeń ze środków publicznych (czyli np. w szpitalnych oddziałach ratunkowych). Wprowadzone mają być też analogiczne podwyżki dla pielęgniarek i położnych w pozaszpitalnym systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne, zatrudnionych u podwykonawców.
Minister ma też wystosować do wojewodów pismo wskazujące na konieczność podjęcia przez nich działań mających na celu zaangażowanie przez dysponentów ZRM dodatkowych środków własnych na podwyższenie wynagrodzeń dla ratowników medycznych i dyspozytorów medycznych niezależnie od podwyżek wynegocjowanych z resortem. Minister zdrowia zobowiązał się też w porozumieniu, że podejmie wszelkie działania, aby tzw. mała nowelizacja ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym została uchwalona przez Sejm do listopada 2017 r.
Protest ratowników trwał od 24 maja. Pierwszym etapem było oflagowanie budynków oraz oznaczenie logo akcji pojazdów i odzieży. Później przez tydzień ratownicy wszystkich pacjentów przewozili do szpitala, jadąc na sygnale. 30 czerwca zorganizowali protesty w wielu miastach Polski. Ratownicy oprócz podwyżek domagali się także m.in. upaństwowienia systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego oraz przyspieszenia prac nad projektem tzw. dużej nowelizacji ustawy o PRM, która zakłada m.in. upaństwowienie systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. Z kolei tzw. mała nowelizacja ustawy o PRM dotyczy m.in. dyspozytorni medycznych, dyspozytorów medycznych oraz przejęcia przez ministra zdrowia zadania utrzymania Systemu Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego od ministra właściwego do spraw administracji.
Ratownicy przekonują, że pomimo dużej odpowiedzialności są nisko opłacani, a ich podstawowe wynagrodzenie wynosi ok. 1,6-2,2 tys. zł netto. Narzekają też na przepracowanie, wskazują, że niektórzy z nich pracują nawet po 400 godzin miesięcznie. Dodatkowo większość z nich zatrudniana jest na kontraktach a nie w ramach umów o pracę. Z tych kontraktów muszą zabezpieczyć sobie odzież roboczą a także sfinansować obowiązkowe w ich przypadku szkolenia.
Szpitale i prowadzące je przeważnie samorządy w ten sposób oszczędzają. Zatrudnienie ratowników na etatach, to większe koszty i konieczność zwiększenia liczby pracowników. Trudno się dziwić, że ratownicy chcą pracować na etatach, oraz aby były one tak opłacane, żeby nie trzeba było dodatkowo pracować po 200, 300 godzin w miesiącu. Przywołują też przypadek swojego kolegi z Poznania. Ten trzydziestokilkulatek, w trakcie udzielania medycznych czynności ratunkowych doznał zatrzymania krążenia. Uważają, że był to skutek przepracowania. Z tego co twierdzą pracownicy TCZ na naszym Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie ma ani jednego etatowego ratownika.
- Trzeba pamiętać, że ci ludzie ratują często nam życie. Tymczasem, aby utrzymać swoje rodziny pracują trzysta godzin w miesiącu, zatrudniają się w kilku miejscach równocześnie. Zdarza się, że z dyżuru w jednej placówce udają się do kolejnego miejsca zatrudnienia. Czy ktoś chciałby aby udzielał mu pomocy, ktoś, kto jest pod 12- czy 20 godzinnym dyżurze? To obłęd. Słyszałem od tomaszowskich ratowników, że niedawno większości z nich podniesiono wynagrodzenie do 19 zł brutto za godzinę. Do tej pory było to np. 16 złotych. Okazuje się jednak, że nie wszystkim. Kilku pozostawiono na dotychczasowych stawkach. Kilku, czyli dokładnie trzech. Czemu ktoś tak robi? Nie mam pojęcia. Chyba tylko po to, by wprowadzić złą atmosferę wśród personelu. Innego wytłumaczenia nie znajduję. Z tego co mi wiadomo, to ci pracownicy byli nawet u Starosty prosić o interwencję. Póki co bezskutecznie. To i tak bardzo niskie stawki. Nie ma więc o czym dyskutować, tylko należy je wyrównać - mówi przewodniczący Komisji Zdrowia Rodziny i Spraw Społecznych Rady Powiatu Tomaszowskiego, Mariusz Strzępek.
Ratowników medycznych zaczyna brakować. Ci, którzy w Tomaszowie pracują i z naszego miasta pochodzą grożą, że odejdą z pracy i poszukają zatrudnienia gdzie indziej. Narzekają, że wyższe stawki godzinowe otrzymują pracownicy świeżo przyjmowani do pracy niż ci, którzy z naszym szpitalem związani są od lat.
- Prezes powiedział nam, że wszyscy podwyżki nie mogą dostać, bo wszyscy by chcieli. To tak, jakby dać podwyżkę wszystkim pielęgniarkom poza trzema, czy czterema. Na SOR pracuje nas 14. Bierzemy sporo godzin, bo kolega w ubiegłym miesiącu przepracował 300. Wychodzi średnio 10 godzin dziennie razem s sobotami i niedzielami. System wygląda tak. Pracujemy 24 godziny, a następnie mamy 24 wolne. Wracamy do domów i też trzeba się wieloma sprawami zająć. Ja mam na przykład małe dziecko, które wymaga sporo uwagi - opowiadają ratownicy.
Argumentem za nie udzieleniem podwyżki dla trzech osób jest przede wszystkim to, że osoby te mają podpisane kontrakty do końca grudnia bieżącego roku. Ratownicy twierdzą, że według prezesa Krzysztofa Zarychty podwyżkę można dać tylko tym, którym kontrakty się kończą. Podkreślają jednak, że już im dwa razy stawki zmieniano w międzyczasie.
- Wynika z tego, że przez nasza trójkę szpitalowi może grozić bankructwo. Komuś, kto nie zna naszej pracy, może się wydawać, że my nic nie robimy. Zapomina się też, że od godziny 19 na tygodniu nie ma transportów. Transporty te i transporty w trakcie weekendu wykonują ratownicy. Nikt nam za to dodatkowo nie płaci. Zdarza się, że jest piątek wieczór i jest ciężki pacjent, którego trzeba zawieźć do Łodzi, zabierany jest ratownik ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. W ten sposób zdarza się, że na SOR-ze zostaje dwóch ratowników albo jeden - skarżą się ratownicy.
Mamy prosty rachunek matematyczny. Skoro ratownik pracuje w miesiącu 300 godzin, to oznacza, że wykonuje on pracę, którą wykonywać powinny dwie osoby. Jeśli zatrudnionych na kontraktach jest 14 osób, to same urlopy to zapotrzebowanie na kolejny etat. Oni sami twierdzą, że zdarza się, że w miesiącu jest problem z obsadzeniem ponad 600 godzin /4 etaty/.
Ratownicy to osoby narażone nie tylko na stres zawodowy. Zdarza się, że wysyłani są do pijanych i agresywnych "pacjentów". Są przypadki pobicia. W Sądzie obecnie są dwie albo trzy takie sprawy. Twierdzą, że szpital nie zapewnia im wsparcia prawnego.
- Jakiś czas temu kolegę zaatakował jeden pan wysoko postawiony w gminie. Wtedy zamiast udzielić mu wsparcia zostałem poproszony został o polubowne załatwienie sprawy. To nie jest fair. W innych miastach jest inaczej - mówi jeden z ratowników.
Napisz komentarz
Komentarze