Kilka lat temu mieliśmy okazję obserwować protesty w obronie tzw. wolnych sądów, jakie odbywały się w niemal wszystkich miastach w Polsce. Wiele osób, biorących w nich udział nie bardzo wiedziało nawet przeciwko czemu protestuje. Mówiono o niezależności Sądów, Izbie Dyscyplinarnej i Konstytucji (często trzymając w ręku tę znaną z Polski Ludowej). O potrzebie reformy sądownictwa nie dyskutowano niemalże wcale, nie wysuwano żadnych kontrpropozycji. Dlaczego? Bo tak naprawdę nie protestowano w obronie Sądów a przeciwko PiS. Partia Kaczyńskiego też rzetelnej debaty nie podjęła, uznając, że siła sejmowej większości zwalnia ją z jakiejkolwiek pragmatycznej dyskusji.
Zamiast tego obrzucano sędziów błotem, pisano o będącej ponad prawem kaście. Typowe polskie piekiełko. Z całej awantury nic nie wyniknęło, poza tym, że grupa unijnych cwaniaków wykorzystuje ją do tego, by nie wypłacać Polsce należnych pieniędzy. Przy okazji wspomnianej przeze mnie na wstępie rozprawy przekonałem się, że to nie sędziowie są prawdziwą kastą wśród zawodów prawniczych ale adwokaci. Okazuje się, że nie przypadkiem znajdują się przedstawiciele tego zwodu, którzy są niegodni noszenia togi (która jako symbol korporacji ma podkreślać przecież szacunek, godność i powagę). Na szczęście są oni nieliczni, ale jednak się zdarzają.
Prywatny akt oskarżenia przeciwko mnie przygotował lokalny prawniczy celebryta. To, jak bardzo nieprofesjonalnie był napisany potwierdza fakt, że w czasie rozprawy sam jego autor nie był w stanie w sposób klarowny go zaprezentować. Ubogie słownictwo, sztubacka konstrukcja, chaos w argumentacji. Dosyć to wstydliwe, jak na kogoś, kto wiele lat występował w roli prawnika. Dzieło osoby, której obce jest czytanie książek, wzbogacające jednak, jak by nie było, formę i styl wypowiedzi.
Co ciekawe prawnik ten bardziej niż z działalności prawniczej znany jest z pieniactwa i internetowego hejterstwa. Wpisów, jakie zamieszcza na swoim profilu internetowym, wstydziłby się nawet miłośnik fioletowego trunku, przesiadujący na ławeczkach w alejach Piłsudskiego. Podobnie zachowuje się zresztą w miejscach publicznych. Na dzień przed reprezentowaniem swojego klienta przed Sądem (gdzie zresztą się nie zjawił) postanowił mi publicznie naubliżać. Pomijając naruszenie dóbr osobistych stanowiło to drastyczny gwałt na Kodeksie Etyki Zawodowej. No ale Kodeksy są przecież dla frajerów a nie celebrytów, którzy potrafią grozić ludziom nie tylko w internecie. W dodatku ludźmi w swej zarozumiałości gardzą.
Dlaczego piszę o adwokackiej "kaście"? Bo spróbujcie w takim przypadku, jak ten wyżej opisany zatrudnić prawnika, który będzie Was reprezentował. W Tomaszowie jest to praktycznie niemożliwe. Odwiedziłem kilku. Co usłyszałem? Argumentacja była szeroka: solidarność zawodowa, kolega itd. Nawet skargi do Rady Adwokackiej w moim imieniu napisać nie chcieli. Podzwoniłem trochę do prawników w Łodzi i sytuacja podobna. Ci napiszą pozew, zainkasują za to pieniądze ale, żeby reprezentować przed sądem, to raczej nie. Można czuć się bezkarnym? No można. Dałem więc sobie spokój. Szkoda czasu i nerwów. Przyznam, że szczególnie argument o solidarności zawodowej mnie rozbroił. Jak można się solidaryzować z kimś, kto nam samym psuje opinie? Nie rozumiem tego.
Zachowanie przed Sądem prawnika, to temat na prawdziwą dysertację naukową. Pokrzykiwanie na mnie i na świadków. Sąd zmuszony zwracać uwagę. Doprowadzona do ostateczności Sędzia stwierdziła nawet, że poziomu z jakim ma tu do czynienia nie jest w stanie skomentować nie naruszając powagi sądu. Na uwagę, że napisze w sprawie zachowania prawnika do Izby Adwokackiej usłyszała: niech sobie Pani pisze. Widział ktoś kiedyś, by prawnik reprezentujący stronę wybiegał z sali z okrzykiem: ja tego nie mogę słuchać?
Miałem okazję kilka razy uczestniczyć w podobnych rozprawach sądowych. Zarówno strony, jak i adwokaci zachowywali, jakiś poziom kultury. Nikt, nikogo nie starał się poniżać ani obrażać. Wymiana argumentów miała jakiś cywilizowany przebieg. Ja czułem się tym razem jak osoba oskarżona przed komunistycznym Sądem. W całym moim życiu nikt mnie tak nie poniżył i nie upokorzył. W dodatku adwokat zaczął wygrażać, że teraz to on mnie za coś zamierza pozywać.
Jeśli tego typu zachowania są akceptowalne przez środowisko prawnicze i traktowane z pobłażliwym uśmiechem, a na koniec kwitowane stwierdzeniem o zawodowej solidarności, to czy nie jest to ustawianie się z tego typu osobnikami w jednym, zwartym szeregu?
O samej sprawie napiszę w oddzielnym artykule, bo oskarżająca mnie osoba wyraziła przed sądem zgodę, by proces miał charakter publiczny.
Napisz komentarz
Komentarze