Najbardziej znanym systematykiem dawnych czasów był szwedzki botanik Karol Linneusz (1707-1778). Nadał on nazwy wielu gatunkom (podwójna nomenklatura), wprowadził wyższe jednostki systematyczne (m. in. ssaki, do których zaklasyfikował człowieka) .Współczesna systematyka opiera się na wzajemnych powiązaniach ewolucyjnych pomiędzy gatunkami. Wykorzystuje wiedzę z wielu dziedzin biologii (biochemii, genetyki, fizjologii itp.). Poszczególne jednostki systematyczne (taksony) nazwano: królestwo, typ, gromada, rząd, rodzina, rodzaj, gatunek. Największym taksonem jest królestwo, najmniejszym gatunek. Im więcej cech opisujących, tym mniejsza jednostka systematyczna. Nie mozoląc się zbytnio, podążając trochę śladami Linneusza, a tylko nieco opierając się systematyce obowiązującej współcześnie, autor niniejszego traktatu zbudował swoją, dodając nowoodkryty przez siebie podgatunek.
Królestwo: Człekokształtne
Typ: Spod ciemnej gwiazdy
Gromada: Bezładna
Rząd: Kraj leżący. Nad Wisłą.
Rodzina: Drapieżne
Rodzaj: Półmózgi
Gatunek: Ludziki
Podgatunek: Kołtun Polityczny
Kołtun Polityczny zamieszkuje głównie w Polsce, ale szczątkowo występuje na wszystkich kontynentach. Dziwna to sprawa, że tak w Polsce, jak i poza jej granicami jest pod szczególną ochroną. Poproszeni o opinię słynni, nieomylni, a także przysłowiowi naukowcy z Bostonu nie potwierdzili jak dotąd ze stuprocentową pewnością, aby swoje cechy Kołtun Polityczny mógł przekazywać dziedzicznie. Istnieje więc szansa, że kiedyś wyginie. Nadzieja ta, jak każda inna, okazuje się być matką nie tylko głupich i studentów, lecz także współczesnego polskiego normalnego zjadacza coraz droższego chleba. Chociaż jeszcze nie tak dawno fama głosiła, że KP jest podgatunkiem na wymarciu, jednak przypadkowo i niezamierzenie, wręcz paradoksalnie, rozwój mediów z niebagatelną rolą telewizji oraz internetu, pozwolił mu na chwilowe przetrwanie.
Jest mięsożerny. Chętnie żre ludzinę, nie gardzi trupem. Popija ludzkim nieszczęściem, zmieszanym z cieczą, kolorem przypominającą sok z wiśni. Jako istota należąca do rodzaju półmózgów jest święcie przekonany co do swojej genialności w każdej dziedzinie. Dlatego z uporem udziela napomnień, poucza, grzmi z mównic i grozi, gdyż wydaje mu się, że zawsze wszystko wie najlepiej. Wymaga od innych, by go naśladowali. Nie toleruje niczego i nikogo, a najbardziej odmiennych od jego „poglądów” opinii. Nie jest możliwe, by go zadowolić. Najbardziej nienawidzi tych „politically incorrect”. Jako wywodzący się z rodziny drapieżców, reaguje na nich z właściwą sobie zajadłością. Pragnie podporządkować sobie innych. W tak zwanej „polityce stosowanej” osobiście umieszczam go ponad podziałami, mimo że Kołtun Polityczny zawsze tam gdzieś, do jakiejś partii należy. Taka klasyfikacja sugerowałaby posiadanie twardego i niezłomnego charakteru, lecz nic bardziej mylącego, ponieważ Kołtun Polityczny nie posiada charakteru w ogóle. Ponadpodziałowość ta polega na przegubowości: kopnięty w dupę przez swojego aktualnego pana, leci do drugiego, by lizać, jeszcze pół biedy jeśli po rękach, nie bacząc na to, że nie tak dawno go opluwał.
Kołtun Polityczny nie posiada sobie tylko przypisanej moralności. Chociaż ochoczo przechwala się posiadaniem jakowejś, a także zaklina się, jaki jest religijny, on zaledwie wyznaje poglądy swoich kolejnych panów. Przysłowie: „Modli się pod figurą, a ma diabła za skórą” pasuje do niego jak ulał. W sytuacjach zagrożenia lubi pomagać sobie słowem: patriotyzm. Dobrze mówię: słowem, bo jako pojęcie, na skutek wyświechtania dawno słowo to zgubiło jakąkolwiek treść, pozostając pustym sloganem. Z uczuć pozostały mu nienawiść i zazdrość. To o nim mawia się, że jeśli ci nie zaszkodził, to już ci pomógł.
Nie szanuje ni żywych, ni umarłych. Kołtun Polityczny z upodobaniem zabiega o rozpowszechnianie płodów masturbacji swojej połówki mózgu. Tutaj powinien napotykać na pewne problemy natury medialnej, albowiem „myśli” owego, które niegdyś bezkarnie przelewał na płoty i ściany szaletów, zazwyczaj nie nadają się do publikacji w prasie, radiu czy telewizji. Trudno więc zrozumieć czemu media, które jak podpowiada logika - winny unikać Kołtuna Politycznego jak zarazy, zabiegają o jego względy i powielają jego wizerunek oraz „poglądy”. Niby-wtajemniczeni podpowiadają, jakie to media, czyje to media i jakie im przyświecają cele, czyli po co te media. Ale autor nie dba o opinie podpowiadaczy, swoje i tak wie najlepiej.
Uwaga! Kołtun Polityczny to typ trudny do rozpoznania, gdyż na co dzień ubiera maski, kaptury, przyłbice, kapelusze i ogromne czarne okulary. Nie zachęcam do tolerowania, do współpracy, takoż do współżycia z Kołtunem Politycznym, chociaż niestety – jak to widać i słychać – omamieni papką medialną oraz przejęci polityczną poprawnością optymiści - próbują.
Osobny temat, który chcę poruszyć, to tak zwana polityczna poprawność. Cytuję za Wikipedią:
„Kanony poprawności politycznej wprowadzane są przez jej zwolenników do dyskursu publicznego jako norma obyczajowa. Zjawisko to spotyka się z negatywnym odbiorem niektórych środowisk, postrzegających je jako zakaz krytyki określonych grup, wynikający z ich pochodzenia, historii, kultury lub zachowania. W polskich realiach dotyczy to w szczególności krytyki Niemców, Żydów, czy homoseksualistów. Poprawność polityczna bywa określana przez krytyków mianem cenzury lub neocenzury. Krytycy poprawności politycznej twierdzą, iż zbyt "delikatne" postępowanie wobec mniejszości wywołuje niechęć reszty społeczeństwa do wyżej wymienionych, ogół społeczeństwa może bowiem uznać, że mniejszościom przysługują niezasłużone przywileje. Bezkrytyczne stosowanie zasad politycznej poprawności, według jej krytyków, może prowadzić do zubożenia języka przez wyrugowanie tradycyjnych słów i sformułowań, którym przypisano domniemane znaczenie wartościujące lub pejoratywne. Niektóre z form poprawności politycznej są odbierane przez jej krytyków jako groteskowe. Niekiedy krytykowane jest też wprowadzanie terminów politycznie poprawnych w mediach czy w edukacji powszechnej, gdyż może to przynieść skutki odwrotne do zamierzonych - np. negatywne skojarzenia znaczenia słów są przenoszone na terminy politycznie poprawne, co można zaobserwować zwłaszcza wśród młodzieży, gdzie określenia "sprawny inaczej" czy "gej" używane są niekiedy w roli wyszukanych obelg. (…)
Moim zdaniem polityczna poprawność raczej szkodzi tym, których miała chronić. Po co chronić coś, co nie jest niczym zagrożone? Pozwolenie na narzucanie sobie nowego stylu – bycia pod ochroną poprzez wykrzywianie rzeczywistości i narzucanie większości społeczeństwa coraz to nowszych pomysłów za pomocą nowomowy jest śmieszne oraz rażące i powinno żenować samych zainteresowanych. Przykładem (w Polsce) niech będzie zalecanie uznania tańczenia poloneza na studniówce za dyskryminację homoseksualistów. Albo taka bzdura:
„Służba zdrowia w Szkocji zaleciła personelowi przychodni i szpitali unikania słów "mama" i "tata". Uznała, że obrażają one homoseksualnych "rodziców" - donosi "Rzeczpospolita". W specjalnym dokumencie "Fair wobec wszystkich" służba zdrowia proponuje, by słowa "mama" i "tata" zastąpić w rozmowach z dziećmi wyrazami "opiekun", "strażnik" lub w ostateczności "rodzic". "Orientacja seksualna i płeć nie mają nic wspólnego z dobrym rodzicielstwem" - głosi raport. Zaleca się również zaopatrzenie szpitali w homoseksualne czasopisma i plakaty przedstawiające inny niż heteroseksualny model rodziny. „Chcemy skłonić naszych pracowników do większej wrażliwości, otwartości na homoseksualistów” - powiedziała "Rzeczpospolitej" rzeczniczka szkockiej Narodowej Służby Zdrowia.
Proszę państwa. Dawniej, za moich młodych lat, też żyli w Polsce homoseksualiści. W moim małym Tomaszowie Mazowieckim wszyscy ich znali. Miałem kilku znajomych chłopaków, którzy zalecali się do innych chłopaków, ale nie tylko – znałem kilku dorosłych mężczyzn, którzy lubili chłopców (nie piszę że byli gejami, bo wtedy jeszcze nie było gejów). Kilku z nich było moimi kolegami. Normalnie i zwyczajnie. Ci chłopcy nie przyczepiali sobie transparentów na plecach ani nie wkładali pawich piór w zadki. Wszyscy w mieście wiedzieli, jakie mają upodobania (nie mieli jeszcze wtedy na szczęście „innej orientacji seksualnej”, bo najzwyczajniej na świecie wiedzieli, że hetero po prostu znaczy normalność, bo Bóg (albo jak kto woli - Siła Wyższa, Natura) stworzył (a) kobietę i mężczyznę dla przedłużania i trwania gatunku ludzkiego, w związku z tym homo jest oczywistym marginesem, przez to mniejszością, a nie żadną „orientacją”, więc po co się mieli wygłupiać. Żyli wśród nas, a nie obok nas, uczyli się, pracowali. Nikt ich nie wykluczał, nie pokazywał palcami. Nie musieli obawiać się agresji, bo żyli normalnie. Nie organizowali „manifestacji równości”, bo byli traktowani na równi z innymi obywatelami, będąc po prostu zwyczajnymi członkami społeczeństwa. Nie byli tak butni jak dzisiejsi tak zwani geje, którzy mają okropne parcie na szkło i pchają się na afisz. W małym mieście, w siermiężnej komunie nikt nie dyskryminował mężczyzn, którzy nie kochali kobiet. Dzisiaj kiedy sobie to uświadamiam dochodzę do wniosku, że środowiska „kochających inaczej” w wolnej, demokratycznej Polsce, nie doznając żadnych krzywd od społeczeństwa „kochających normalnie” buntują się i sami się o to proszą, aby znaleźć i pokazać dowód na swoje istnienie. To co ma zrobić „uciskana większość”? Może ubrać się normalnie (powtarzam – normalnie) i pójść na manifestację żądając tych samych praw, co homoseksualiści? Powstaje sytuacja paradoksalna: Kołtun polityczny za pomocą marnej poprawności politycznej siejąc nienawiść zbiera niechlubne żniwo nietolerancji, z którą sam niby walczy.
Napisz komentarz
Komentarze