- Ludzie, którzy znają się na medycznym interesie już wówczas pukali się w głowy. Lekarze rodzinni poczuli się dotknięci. Rozmawiałem z kilkoma z nich i wszyscy twierdzą, że jeszcze nikt w tak poniżający i pogardliwy sposób nie wypowiadał się na temat ich pracy. Podkreślają, że od lat z oddaniem pracują na rzecz pacjentów a prezes Zarychta przy okazji otwarcia nowego POZ podważył wiarygodność ich pracy - mówi przewodniczący komisji Zdrowia Rodziny i spraw Społecznych Rady Powiatu Tomaszowskiego, Mariusz Strzępek.
Przebudowa i adaptacja pomieszczeń pod przychodnie Podstawowej Opieki Zdrowotnej kosztowały 450 tysięcy złotych. Zanim przystąpiono do inwestycji nikt nie zrobił żadnych badań rynkowych. Wydano więc prawie pół miliona w ciemno, licząc na to, że jacyś pacjenci przecież muszą się kiedyś zjawić, mimo że rynek wydaje się być mocno nasycony.
- Kiedy słuchałem telewizyjnej wypowiedzi prezesa sam bym w nią być może uwierzył, gdyby nie fakt, że padło w niej tak wiele głupstw, że aż trudno wobec nich przejść do porządku dziennego. Zwrócić szczególną uwagę, na fragment mówiący o zatrudnianiu specjalistów. Prezes zapowiada zatrudnienie od kilku do kilkunastu specjalistów różnych dziedzin medycyny. Od razu wiadomo, że ten młody człowiek kompletnie nie wie o czym mówi - wyjaśnia Mariusz Strzępek.
Podstawowym problemem są oczywiście koszty funkcjonowania. Oczywiście wśród nich na czoło wysuwają się koszty pracownicze a więc zatrudnienie lekarzy, pielęgniarek, rejestratorek, sprzątaczek itp. Szacuje się więc, że aby POZ się zbilansował musi mieć zgłoszonych co najmniej 2500 pacjentów.
- To stosunkowo prosty rachunek. 2500 pacjentów razy 150 złotych na rok. Daje nam to 375 tysięcy złotych przychodu. Dwóch lekarzy to koszt ok. 20 tysięcy na miesiąc a więc 240 tysięcy złotych. Dwie pielęgniarki to z kolei wydatek rzędu co najmniej 120 tysięcy rocznie. Do tego koszty związane z energią elektryczną, eksploatacją, środkami czystości. Może się okazać, że nawet te 2,5 tysiąca osób to będzie mało. Liczymy w tej chwili tzw. pacjentów zdrowych. Te koszty rosną, kiedy trzeba zlecać diagnostykę - mówi właściciel jednego z tomaszowskich POZ-ów.
Kiedy wchodzimy do tomaszowskiego szpitala o dowolnej porze dnia widzimy, że poczekalnia przychodni świeci pustkami. Trudno się dziwić zważywszy, że na dzień dzisiejszy zarejestrowano w niej 103 pacjentów.
- W poradni POZ przy Tomaszowskim Centrum Zdrowia pracuje 2 lekarzy, którzy mają prawo zbierać deklaracje pacjentów. Zalecana liczba deklaracji przypadających na 1 lekarza to 2500. To znaczy, że lekarz może mieć pod opieką tylu pacjentów - informuje rzeczniczka prasowa łódzkiego NFZ, Anna Leder
Wynika z tego, że osoby zarządzające szpitalem utopiły stosunkowo niefrasobliwie pół miliona złotych. Po co? Być może po to, by przeciąć kolejną wstęgę i poprawić własne samopoczucie. Tyle, że za te błędy w zarządzaniu, brak merytorycznej wiedzy i przygotowania zapłacimy my wszyscy.
- Prowadzenie przychodni POZ to ciężki kawałek chleba. Gdyby to było takie proste to wszyscy lekarze by je otwierali. Czemu tego nie robią? Z oczywistych względów. Znają po prostu rynek. Pacjenci to osoby myślące w sposób zdroworozsądkowy. Proszę sobie pomyśleć, czy Pan zmieniłby sobie ot tak swojego lekarza? Mogę się założyć, że tego by nie zrobił. Idzie Pan z wizytą do człowieka, którego zna i on zna jego. Macie do siebie zaufanie, które budowaliście latami. O to właśnie w tym wszystkim chodzi - mówi jeden ze znanych w Tomaszowie lekarzy rodzinnych.
Przewodniczący Komisji Zdrowia Rodziny i Spraw Społecznych Rady Powiatu Tomaszowskiego twierdzi, że ma wrażenie, iż szpital jest poza jakąkolwiek kontrolą nadzorczą. Jednoosobową odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi oczywiście Starosta Mirosław Kukliński i oczywiście Rada Nadzorcza spółki. Dotąd kolejni Prezesi TCZ prezentowali radnym bieżacą sytuację spółki co najmniej raz na kwartał. Obecnie mija piąty miesiąc bieżącego roku a Rada żadnej informacji nie dostała. W samym szpitalu panuje chaos a pracownicy nie czują, by ktokolwiek w sposób merytorycznym nimi zarządzał. - Nieoficjalnie tylko wiemy, że strata spółki za pierwszy kwartał tego roku to ponoć około 1,5 miliona złotych. W tym roku jednak z tego co nam wiadomo, tych strat nie da się już odrobić nadwykonaniami - mówi Mariusz Strzępek.
Być może nadszedł już czas, by pomyśleć o zmianie zarządu spółki, która (przynajmniej z założenia) ratować ma życie i zdrowie ludzi. Moglibyśmy się śmiać z kolejnego "Misiewicza - Pisiewicza" gdyby nie fakt, że w każdej chwili możemy trafić do zarządzanej przez niego placówki, a wtedy naprawdę może przestać nam być wesoło. Pora na zmiany jest najwyższa i to zanim Prezes zacznie realizować swoje kolejne plany biznesowe np. budowę przyszpitalnej apteki (znowu bez żadnej analizy a tylko na zasadzie "bo mnie się wydaje, że to będzie dobry interes").
Polecamy także
Bloku operacyjnego nie będzie. Wniosek szpitala nie przeszedł oceny formalnej
Napisz komentarz
Komentarze