Tym razem w moim cyklu felietonów, Subiektywna Historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie, chciałem podzielić się z czytelnikami pierwszą w dziejach tego stylu muzycznego, katastrofą lotniczą, która miała miejsce w mroźną noc z 2 na 3 lutego 1959 r, na polach Clear Lake (północno zachodnie Stany). Stało się to zaledwie pięć lat od pojawienia się tego muzycznego gatunku w amerykańskim i światowym show buisnessie. W katastrofie zginęli młodzi, dobrze zapowiadający się piosenkarze, muzycy rock’n’rolla Buddy Holly, Ritchie Valens, Big Bopper. Nazajutrz po wypadku wszystkie tytuły mediów amerykańskich ogłosiły smutną, tragiczną informację, The Day The Music Died – Dzień w którym umarła muzyka.
Przypominam o tej katastrofie na portalu Nasz Tomaszow, bo w środowisku interesującym się rock’n’rollem, związanym z Placem Kościuszki 17, czyli osobą Wojtka Szymańskiego, wywołała ona głęboki wstrząs. Osobiście, w roku wypadku, jeszcze nie znałem Wojtka, nie dotarły też do mnie informacje o tym smutnym wydarzeniu, choć w kultowym Radio Luxembourg miałem okazję usłyszeć, nie zdając sobie sprawy z zaistniałej tragedii, dwa hity Buddy Hollyego (Peggy Sue i Oh Boy) oraz słynną La Bambę
i Donnę w wykonaniu Ritchie Valensa. O trzecim, tragicznie zmarłym wykonawcy, Big Bopperze nic nie wiedziałem. Rok, może dwa lata po tragedii (w 1960 lub 1961), kiedy już poznałem "Szymona", w jego mieszkaniu, w lutowym wydaniu czasopisma New Musical Express, poświęconym katastrofie lotniczej w Clear Lake, mogłem dowiedzieć się więcej o tym wydarzeniu (Wojtek czytając nam, tłumaczył teksty). Kim byli, co uczynili dla rock’n’rolla, tragicznie zmarli piosenkarze?
Buddy Holly - Pierwsza wielka gwiazda rock and rolla, która - będąc u szczytu popularności – nagle tragicznie zgasła. Absolutna legenda rock’n’rollowej sceny. Wielki, amerykański fenomen, który zaledwie w kilka miesięcy zapisał jeden z ważniejszych rozdziałów muzyki rozrywkowej.
Urodził się 7 września 1936 w Lubbock w Teksasie. Jako pięciolatek błysnął w konkursie młodych talentów w County Line. Od najmłodszych lat uczył się gry na różnych instrumentach i śpiewał piosenki, wzorując się na chórze w swym kościele Tabernacle Baptist Church. Gdy miał lat siedemnaście zadebiutował w programie radiowym rozgłośni KDAV w Lubbock.
W 1955 roku wytwórnia Decca podpisała z nim kontrakt, w którym nazwisko Holley zostało pomyłkowo zapisane jako Holly. I tak już zostało, oczywiście za jego zgodą. Wielkim jego sukcesem okazała się, nagrana dla kolejnej wytwórni Coral, piosenka That’ll Be The Day, która stając się mega hitem, zawojowała listy przebojów po obu stronach Atlantyku. Buddy Holly, wyprzedził swoją epokę nie tylko wyjątkową umiejętnością łączenia piosenek country z żywiołowością R&B (śmiało nawiązywał do stylu Hanka Williamsa, jak i do utworów z rock’n’rollowych repertuarów Elvisa Presleya, Carla Perkinsa czy Chucka Berryego), ale głównie urzekł fanów pionierskim użyciem wielośladowej techniki nagraniowej i wprowadzeniem do muzyki rock’n’rollowej typowego później składu instrumentalnego: dwie gitary, kontrabas i bębny.
Jego instrumentarium z nowatorskim brzmieniem i nastrojem wyprzedziło epokę na całe 10-lecia. Z jego gitarowych doświadczeń korzystał geniusz gitary, Jimmie Hendrix. Największe przeboje Buddyego, właściwie w swojej, krótkiej karierze każdy utwór okazał się wielkim przebojem to m.in. Rave On, Reminiscing, Heartbeat, True Love Ways czy wielka kompozycja Paula Anki nagrana z sekcją smyczkową przez Buddyego w styczniu, na niespełna miesiąc przed katastrofą, It Doesn’t Matter Any More. Zmarł (zginął) mając zaledwie 22 lata.
Ritchie Valens - Właściwie Richard Steven Valenzuela. Amerykański muzyk rock’n’rollowy meksykańskiego pochodzenia, wokalista i kompozytor, jeden z pionierów rock and rolla. Pomimo bardzo krótkiego życia na stałe zapisał się w historii muzyki rozrywkowej, głównie za sprawą nieśmiertelnego do dziś utworu La Bamba. Na podstawie jego życia nakręcono także słynny film pod tym samym tytułem.
Valens urodził się 13 maja 1941 roku w Pacoima w stanie Kalifornia. Jego rodzicami byli Joseph Steven Valenzuela i Concepcion Reyes. Dorastał wsłuchując się w muzykę lokalnych mariachi, gitar flamenco, R&B i bluesa. Sam zaczął tworzyć muzykę już w wieku pięciu lat. Za namową ojca zaczął uczyć się grać na gitarze i trąbce, później także nauczył się gry na perkusji.
Pewnego dnia sąsiad zobaczył jak Ritchie próbuje grać na gitarze, która ma tylko dwie struny – nastroił mu gitarę i nauczył go kilku akordów. Pomimo tego, że był leworęczny, grał na gitarze w sposób tradycyjny, tak jak praworęczni. Kiedy uczęszczał do Pacoima Junior High School grał już tak dobrze, że często zabierał do szkoły gitarę i grywał dla kolegów i koleżanek.
W maju 1958 roku Valens poznał właściciela i prezesa wytwórni Del-Fi Records, Boba Keanea, który był tak zafascynowany występem muzyka w San Francisco, że zaprosił go na przesłuchanie do swojego domu w Silver Lake w Los Angeles. Keane miał w piwnicy małe studio nagrań, na które składały się; dwuścieżkowy magnetofon Amper 6012 i dwa mikrofony kondensacyjne Telefunken U-47.
27 maja 1958 roku, po przesłuchaniu, Keane zdecydował się podpisać z Valensem kontrakt. Wtedy to właśnie wymyślił pseudonim artystyczny muzyka, stwierdzając, że na świecie jest za dużo Richiech – stąd powstał Ritchie. Keane zdecydował się też skrócić nazwisko muzyka do Valens, aby było bardziej przyjazne dla białych amerykanów. W wieku szesnastu lat dołączył do lokalnej grupy The Shilouettes jako gitarzysta. Później, gdy grupę opuścił wokalista, Valens przejął jego obowiązki i zaczął śpiewać.
Debiutancki występ Ritchiego odbył się 19 października 1957 roku. Oprócz występów z zespołem grał także solo na lokalnych przyjęciach. Valens często improwizował podczas koncertów. Wymyślał nowe słowa piosenek w trakcie śpiewania, dodawał nowe riffy do znanych przebojów. Niestety nie można było tego usłyszeć w jego studyjnych nagraniach. Wystąpił w filmie Alana Freeda Go Johnny Go.
W międzyczasie Ritchie nagrywał kolejne utwory w studio Gold Star, które wypełniły jego dwa albumy. Po kilku sesjach nagraniowych w domu Keanea, producent zdecydował, że Ritchie jest gotowy aby wejść do studia z pełnym zespołem, aby nagrać płytę. Wśród muzyków, którzy mu towarzyszyli byli Rene Hall i Earl Palmer. Pierwszą piosenką jaką nagrał Valens był Come On, Let’s Go napisana przez Valensa i Keanea.
Drugim utworem był Framed stworzony przez słynny duet Jerry Liber – Mike Stoller. Singiel został wydany w przeciągu kilku dni od nagrania i od razu odniósł sukces. Kolejną małą płytą Valensa była Donna – na drugiej stronie znalazła się słynna La Bamba – rockowa przeróbka meksykańskiej piosenki biesiadnej. Ze względu na energię jaką objawiał podczas koncertów, nosił egzotyczny pseudonim The Littlee Richard of the Valley. Ritchie w swojej niespełna dwuletniej, muzycznej karierze, poza wcześniej wymienionymi utworami skomponował i nagrał kilkanaście znaczących w panteonie rock’n’rolla przebojów; Hi-Tone, We Belong Together, Boney Marony czy Ooh, My Head. Zmarł tragicznie nie ukończywszy 18 lat.
Big Bopper - Jiles Perry Richardson, Jr., znany jako The Big Bopper (ur. 24 października 1930 w Sabine Pass w stanie Teksas – amerykański piosenkarz, muzyk i rock’n’rollowy kompozytor, jeden z pionierów rock and rolla. Bopper pisał również teksty do swoich utworów. Nazywany zdrobniale jako Jape Richardson. W latach 50 - tych. rozpoczął pracę w lokalnej rozgłośni radiowej jako prezenter – Disc Jockey (DJ).
W maju 1957 pobił rekord nieprzerwanego prowadzenia na żywo programu przez 5 dni, 2 godziny i 8 minut. W tym czasie przylgnął do niego pseudonim Big Bopper, pod którym miał się stać sławny jako piosenkarz rockandrollowy.
Śpiewał czystym i ciepłym barytonem. Największym przebojem Boppera był Chantilly Lace, który znalazł się na liście 500 piosenek, które ukształtowały rock’n’roll utworzonej przez Rock and Roll Hall of Fame.
Big Bopper był też uzdolnionym kompozytorem. Był autorem wielkiego przeboju country Running Bear i White Lightning (ten ostatni utwór wykonywał George Jones). Był najstarszym (28 lat) i najcięższym (ponad 120 kg wagi) pasażerem awionetki, w której znaleźli się dwaj inni uczestnicy tragicznej wyprawy Buddy Holly i Ritchie Valens.
Zimowe, styczniowo lutowe tour było, o ironio, jego pierwszym i ostatnim kontaktem na żywo z publicznością. Dotychczas nagrywał tylko w studio. Oprócz wymienionych wyżej utworów w swoim repertuarze miał jeszcze Big Bopper’s Wedding oraz Little Red Riding Hood.
* * *
W styczniu i lutym 1959 roku w trasę koncertową The Winter Dance Party, wraz z Buddy Hollym i jego nowym zespołem akompaniującym, The Crickets, w skład którego wchodzili: Tommy Allsup na gitarze, Waylon Jennings na basie i Carl Bunch na perkusji. W trasie wziełi jeszcze udział Dion and the Belmonts, J.P. „The Bigger Bopper” Richardson, Ritchie Valens i Frankie Sardo.
Pierwszego lutego artyści zagrali dwa koncerty - popołudniowy w Appleton, w stanie Wisconsin, i wieczorny w Green Bay. Po koncercie wszyscy wsiedli do nieszczęsnego autobusu, aby przejechać zimowymi szosami 560 kilometrów (tak, tak te amerykańskie przestrzenie!) do miejscowości Clear Lake w stanie Iowa. W połowie drogi autobus zepsuł się kolejny raz, na miejscu byli o godzinie 18.00, a koncert miał się rozpocząć o 20.00. Buddy Holly, który był główną gwiazdą trasy obiecał równie zmęczonym jak on muzykom, że po koncercie wynajmie im samolot, którym polecą do Moorhead w Minnesocie, gdzie będą mogli odpocząć przed kolejnym koncertem, umyć się i wreszcie uprać mocno brudne ubrania.
Waylonowi Jenningsowi i Tommy'emu Allsupowi bardzo się ta propozycja Buddy'ego spodobała, i bez wahania przystali na nią. Na prośbę Buddy'ego właściciel sali, w której występowali zadzwonił do miejscowej, czarterowej linii lotniczej zwanej Dwyer's Flying Service od nazwiska właściciela. Tego nie było, ale młody pilot, 21 letni Roger Peterson, który pracował dla Jerry'ego Dwyera zgodził się zabrać pasażerów z lotniska w Mason City do Farro w północnej Dakocie, które to miasto znajdowało się po drugiej stronie rzeki od Moorhead. Mroźna, sroga, obfitująca w duże opady śniegu zima, odcisnęła swoje piętno na koncertach. Carl Bunch trafił do szpitala z odmrożonymi stopami, a wielu innych muzyków złapało przeziębienia.
Koncerty składały się z dwóch części, a Valens zamykał pierwszą. Po przewiezieniu Buncha do szpitala, miejsce za perkusją zajął jeden z członków The Belmonts. Kiedy występowali Belmontsi za perkusją siadał Valens albo Holly. Kiedy w autobusie, którym podróżowali muzycy wysiadło ogrzewanie, Buddy Holly wraz z zespołem towarzyszącym postanowili polecieć małym samolotem, aby zdążyć na kolejny występ. Po występie 2 lutego 1959 roku w Surf Ballroom w Clear Lake w stanie Iowa, manager klubu zawiózł muzyków na lotnisko. W samolocie znaleźli się oprócz Holly’ego, Big Bopper (poleciał zamiast chorego na grypę Jenningsa) i Valens (również był przeziębiony, który wygrał miejsce w awionetce od Allsupa po rzucie monetą.
O godzinie 00.40 trójka wokalistów po koncercie dotarła w trwającej właśnie śnieżycy, na lotnisko. Młody, niedoświadczony pilot ogromnie się przejął faktem, że będzie miał takie gwiazdy za pasażerów, co w żaden sposób nie polepszyło i tak marnej sytuacji. Buddy zaś uparł się, że będzie siedział obok pilota. Kochał samoloty, potajemnie w tajemnicy przed żoną, Marią Eleną, uczył się latać, brał lekcje pilotażu.
Samolot rozbił się na siatce ogradzającej pole kukurydzy. Rozbił się nad farmą Alberta Juhlsa tuż po starcie. Niestety wszyscy muzycy wraz z pilotem nie przeżyli katastrofy. Dzień ten został nazwany Dniem, w którym umarła muzyka i został uwieczniony między innymi w piosenkach Dona McLeana American Pie z 1971 roku i przyjaciela Hollyego, Eddiego Cochrana, Three Stars. Utwór ten w szczególny sposób wspomina Holly’ego, Big Boopera i Valensa. Pragnę wspomnieć, że Eddie Cochran był wyznaczony w trasę The Winter Dance Party, jednak przeziębienie wyeliminowało go z koncertowania. Cochran zginął rok później (1960) po koncercie w Londynie w taxi, kiedy udawał się na lotnisko w powrotnej drodze do Stanów. Warunki trasy okazały się koszmarne: długie godziny przejazdów zdezelowanym, zimnym autobusem, źle ogrzanym, wyziębione sale koncertowe, niebezpieczne, oblodzone i zaśnieżone szosy i ciągłe zmiany miasteczek i miast, w których odbywały się koncerty były powodem podjęcia przez Buddy Hollyego tak koszmarnej, w konsekwencji tragicznej decyzji.
Okazało się, że ta wielka tragedia do dzisiaj jest w pamięci, na ustach wszystkich miłośników i fanów kochających rock’n’roll. W swoich spotkaniach w Galerii ARKADY w stałym cyklu Herosi Rock’n’Rolla dwukrotnie poświęciłem program lotniczej tragedii w Clear Lake. Zawsze miałem lokal wypełniony po brzegi. Wymienione utwory przy nazwiskach tragicznie zmarłych piosenkarzy są obecne na wszystkich dyskotekach świata, do dzisiaj. Rock’n’rollowy klasyk Chantilly Lace jest w repertuarze niejednego wykonawcy jak np. Jerry Lee Lewisa. Przy kolejnym klasyku, La Bamba, bawią się dziadkowie, ich dzieci i wnukowie. A cudowne hity Buddy Hollyego jak Rave On, Peggy Sue czy Brown Eyed Handsome Man goszczą w niejednej, domowej płytotece na całym globie kuli ziemskiej.
Napisz komentarz
Komentarze