Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 23 lutego 2025 19:14
Reklama
Reklama

Czy nauczyciel koniecznie musi mówić tym samym językiem co uczniowie?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: i tak i nie. Zdecydowanie, trzeba z uczniami nadawać na tych samych lub podobnych falach. To, co dla osoby dorosłej będzie rzeczą oczywistą, niekoniecznie musi takie być dla 6-latka i na odwrót.

 

Podejść do nauczania języka obcego jest tyle ilu jest nauczycieli. Większoć współczesnych podręczników do metodyki, jednak, kładzie nacisk na ograniczenie do minimum użycia pierwszego języka podczas zajęć. Dlaczego?

 

Po pierwsze, posługiwanie się językiem jest nie tyle odtwórczą wiedzą, co praktyczną umiejętnością. Umiejętność ta odnosi się do szybkiego odszukania w pokręconych zwojach mózgowej szarej treści wyrazów, osadzenia ich w odpowiednim schemacie i kontekście - połączenia ich ze znaczeniami, czyli obrazami, dźwiękami, emocjami, jak i wyrazami pokrewnymi i innymi wyrazami należącymi do danej dziedziny i połączenia całej tej zagmatwanej układanki w całość. Do tego, dochodzi nam produkcja, czyli szybkie i, w miarę precyzyjne, wyartykułowanie, ewentualnie napisanie, co nam w głowie akurat siedzi i odbiór, czyli możliwie bezbłędne przetworzenie jak największej ilości informacji, które do nas trafiają. W skrócie, język jest narzędziem komunikacji. O ile świadoma znajomosć reguł gramatycznych, stylistycznych, czy ortograficznych jest niezmiernie przydatna przy pisaniu (Rzeby, pszez pżypadek nie wyjźć na analfabetę lub analfabetkę) , o tyle zupełnie nie jest ona potrzebna przy mówieniu lub rozkodowywaniu wiadomości - czy ustnej, czy pisemnej. Dlaczego? Otóż, najzwyczajniej w świecie, nie mamy czasu by zastanawiać się co akurat użyć. Redagowanie jakiegokolwiek tekstu, to tzw. wyższa szkoła jazdy. Oprócz samej znajomości języka, musimy zdawać sobie sprawę gdzie postawić przecinek, kiedy rozpocząć nowy akapit, itp. Poza tym, pisząc, mamy czas na zastanowienie się lub sięgnięcie do odpowiednich źródeł. Ile osób jeżdżących na codzień samochodem jest w stanie rozrysować układ biegów w ich własnym pojeździe, bez mechanicznego pomagania sobie ręką?

 

Jeśli przyjrzeć się małym dzieciom, które zaczynają od punktu ZERO, języka uczą się one przy okazji - jako produktu ubocznego przy okazji poznawania otaczającego ich świata. Taka mała tabula rasa, razem z nowymi pojęciami, poznaje również ich nazwy. Nikt tych nazw im nie tłumaczy na język noworodków. Nikt również nie rozmawia z nimi o fizyce kwantowej. Tematy poruszane z dzieckiem, odnoszą się do otaczającego ich świata i ciągną się codziennie, przez kilka godzin. Najpierw młodzi zwyczajnie reagują. W miarę upływu czasu, pokracznie zaczynają wypowiadać pojedyncze wyrazy - nie wykute na blachę słówka i regułki. Ich mózgi filtrują treści przydatne i niosące znaczenie od treści "śmieci". Kto bowiem słyszał słowo "polityka" od dwuletniego dziecka. Oczywiście - jest ono je w stanie powtórzyć, ale czy je zapamięta? Stopniowo, zaczynają je łączyć w coraz bardziej skomplikowaną całość. Robią przy tym masę byków, które, czasem przesadnie są przez rodziców poprawiane. W każdym razie, wcześniej, czy później, kopiując i powtarzając, wykształcają sobie swój własny język - idiolekt, oparty na wzorcach, które najbardziej im odpowiadały. Ten idiolekt, będzie jeszcze przez całe życie zmieniany - świadomie lub nie - w taki sposób, by odpowiadał nie tylko użytkownikowi, ale jeszcze pasował do jego otoczenia.

 

W jakim języku mówi się do noworodków?

 

W społeczeństwach, gdzie na codzień posługuje się językiem urzędowym i regionalnymi dialektami (czasem dialekty mogą mieć zupełnie inną niż język oficjalny składnię, fonetykę, gramatykę), dziecko poznaje język urzędowy z mediów lub w szkole. Również w tym miejscu, nie ma  miejsca na tłumaczenie na rodzimy dialekt.

 

Główna różnica pomiędzy mózgiem dziecka a mózgiem osoby dorosłej polega na tym, że dorosły ma już swoją wizję otaczającego go świata, która przez zbyt rozwinięte ego jest mniej plastyczna. Punkt dla maluchów. Do tego, znika nam już ciekawość bo przez doświadczenie, więcej rzeczy wydaje się być nam oczywistych. Nie mniej jednak, zdecydowanie łatwiej będzie przyswoić sobie najbardziej skomplikowany nawet wyraz mając do dyspozycji przedmiot, który on przedstawia lub znając się na dziedzinie, do której należy. Możliwość organoleptycznego poznania przedmiotu, zdecydowanie ułatwia zadanie. Trudniej przychodzi nauczenie się go tłumacząc z języka A, na język B. Myślenie w dwóch językach na raz jest umiejętnością, którą tak samo jak bezwzrokowe pisanie na klawiaturze trzeba u siebie wyćwiczyć.

 

Idę o zakład, że na głodno, słowo "chleb", w jakimkolwiek języku, zapamięta się po, jednym, góra dwóch powtórzeniach.

 

Pozostaje więc kwestia celu nauki - czy chcemy się nauczyć posługiwania się językiem czy chcemy poznać arkana fukcjonowania tegoż języka? Jeśli wybieramy to pierwsze, przykro mi, ale musimy zapomnieć o języku, którym w danym momencie posługujemy się jako pierwszy. Poczynając od pierwszych lekcji, musimy ukierunkować nasz tok myślenia na język, którego chcemy się nauczyć. Na bok trzeba odsunąc zadawane sobie pytanie "jak to było....." w pierwszym języku. Każde ćwiczenie trzeba powtórzyć tyle razy, żeby efektywnie je zapamiętać. Co jeśli nie potrafimy go zapamiętać? Odzywa się brak motywacji i pozytywnego nastawienia. Jeśli na naszych synapsach nie mamy złogów konopnego THC ani nie jesteśmy pod wpływem żadnego innego środka odurzającego, a nadal mamy problem z zapamiętywaniem, nasz mózg podświadomie uznaje, że informacja ta nam się nie przyda.


 

Ucząc się, lub rozmawiając w innym języku, trzeba zapomnieć na chwilę o własnym. Próby myślenia w dwóch językach na raz mogą przynieść różne rezultaty.

 

W idealnych warunkach, jeśli obie strony wykazują chęć, nauczyciel powinien być fonetycznym i strukturalnym wzorem do kopiowania, oraz możliwością przećwiczenia swoich umiejętności komunikacyjnych. Przy prezentacji nowego materiału, tłumaczenie na pierwszy język uczniów to, najprościej mówiąc, ucieczka. W takim przypadku, podawane są im puste słowa, luźno powiązane ze znaczeniem; ściślej z odpowiednikiem w innym języku, któremu to znaczenie jest przypisane. Pomiędzy językiem wyrazem w języku nauczanym, a znaczeniem stoi zatem bufor w postaci języka ojczystego. Przy takim podejściu, można by się uczyć kilku języków na raz (po co tłumaczyć wyraz na jeden język, skoro można od razu 3,4 jeszcze do tego dodać? W końcu, języki należące do jednej grupy są do siebie podobne).

 

Zdecydowanie lepiej znaleźć sposób na wyłożenie kawa na ławę tego co belfer ma na myśli wykorzystując wszystko co ma pod ręką - nawet jakby na kilka prostych słówek przeznaczyć całą lekcję. Taka zabawa w tłumaczenie i próbę wyciągnięcia od uczniów, czy udało im się zrozumieć, jest sama w sobie dobrym ćwiczeniem komunikacyjnym. Podczas 45-minutowej lekcji, nie ma czasu na inny język niż język mówiony. A tak bardzo podkreślana przez środowisko nauczycielskie gramatyka? Przyznam, jest świetnym sposobem na zagięcie podopiecznych na kartkówkach i klasówkach. W życiu codziennym, schodzi jednak na dalszy plan. Jeśli koniecznie chce się ją w idealnym stopniu opanować to...... trening czyni mistrza. Podczas lekcji, idealnie sprawdzają się tzw. drille, czyli powtarzanie w kółko jednej struktury i podstawianie innych elementów. Ale lekcja trwa tylko 45 minut - nie jest to wystarczający czas by wiedzę utrwalić.
Świetnym i bezbolesnym sposobem na wyćwiczenie gramatyki, wzbogacenie słownictwa czy ortografii jest..... czytanie. I to nie czytanie, podkreślając to, czego się nie wie, tylko czytanie w sposób iście królewski - rozpostarty na kanapie z nogami na żyrandolu - ot tak, dla zabicia nudów. Gramatyka, bowiem, jest systemem zamkniętym i ograniczonym. Świadomie lub podświadomie zauważając powtarzające się schematy, wkrótcę, zupełnie przypadkiem ją rozkodujemy. Jeśli chodzi o język angielski, istnieje wiele publikacji dostosowanych do odpowiednich poziomów. Te dla poziomów początkujących mają do bólu uproszczone zdania, słownictwo i gramatykę. Warto przyjrzeć się choćby książkom z serii Penguin Readers wydawnictwa Longman. Wspomniałem, że przy okazji można zmienić sobie język w telefonie/komputerze/GPSie? W ten sposób, prowokujemy jak największą ilość sytuacji, w której języka uczymy się jako produktu ubocznego, przy wykonywaniu innych czynności - zupełnie jak dziecko.

 

Gdyby nie wszechobecne tłumaczenia w przedmiotach codziennego użytku, wiele rzeczy, utkwiłoby nam w pamięci przez przypadek.

 

Z nauczycielami stykamy się przez kilkanaście pierwszych lat życia, na różnych etapach - lecz zdecydowanie na zbyt mało czasu by przez godzinę lekcyjną wypadającą niekoniecznie w dogodnym dla nas czasie, nauczyć się w stopniu idealnie bezbłędnym jakiegokolwiek przedmiotu. Te potwory przychodzą i odchodzą. Na koreperycjach i w szkołach prywatnych, można i z diabłem pracować - kurs można dopasować do wymogów małej grupy. Dodatkowo, dysponując czasem, uczniów można tak przesuwać, by tworzyć grupki "idealne", czyli skupiające uczniów na podobnym poziomie, z podobnymi celami i podobnym poziomem motywacji. Tam, jednak, przychodzą osoby zmotywowane - czyli ciekawe świata  dzieci, albo dokonująca świadomego wyboru młodzież i dorośli. Jeśli nie chcą się uczyć, drzwi nie są zamknięte na kłódkę. Rolą nauczyciela nie jest doprowadzenie do perfekcji, ale, umożliwienie przećwiczenia materiału, wyciągnięcie talentów, fachowa ocena i poddanie pomysłów jak perfekcję osiągnąć samemu. 


Nie od nauczyciela zależy, bowiem, ostateczny efekt nauki, ale od nas samych. Może się okazać, że nie mamy kompletnie talentu do języków. Co w takim przypadku? Nic! Pozostaje zdać sobie z tego sprawę i zabrać się za coś innego. Sięgając pamięcią w moje czasy gimnazjum i szkoły średniej, które jeszcze nie tak dawno były moim chlebem powszednim - miałem dość dobrych nauczycieli fizyki - i co? Dwója, za dwóją. Widziałem, że dobrze tłumaczą i sam się starałem. Przez dwie klasy, wziąłem się ostro do roboty - dało się te oceny przerobić na piątki, ale co z tego, jak wynikało to z hedonicznego umysłowego samogwałtu? Fizyki w ogóle nie czułem, fizykiem nie jestem i dobrze mi z tym.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

kelahiran baru 05.09.2017 14:40
polecam publikowaną na singlenomad.pl ksiązkę Michała pt. "W poszukiwaniu perskiego diabła". Publikowana jest w odcinkach od końca kwietnia

Ciekawy 04.09.2017 09:38
Co sie stalo z tym chlopakiem? Dlaczego zginął ? Ktos wie ?

ultras widzew fan 19.01.2012 22:51
Mike, nic dodać nic ująć.

Opinie

Wiceszef MON: kluczowe elementy "Tarczy Wschód" to fortyfikacje, systemy antydronowe i rozpoznawcze

Program "Tarcza Wschód" oparty jest na trzech kluczowych elementach: fortyfikacjach i zaporach przeciwpancernych, systemach antydronowych i rozpoznawczych, oraz wsparciu lokalnych społeczności rozbudową potrzebnej infrastruktury, np. drogowej - powiedział w Sejmie wiceszef MON Cezary Tomczyk.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:29
Wiceszef MON: kluczowe elementy "Tarczy Wschód" to fortyfikacje, systemy antydronowe i rozpoznawcze

Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Media społecznościowe należą do prywatnych firm, które mogą wpływać na siłę przekazu, nad czym użytkownicy nie mają kontroli. Używanie ich przez polityków jako głównego kanału komunikacji z obywatelami może podważać zaufanie do mediów tradycyjnych – uważa politolog i medioznawca dr Wojciech Maguś z UMCS.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:22
Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń

Podczas przeziębienia lub grypy 40,1% Polaków mierzy temperaturę ciała dopiero po wystąpieniu objawów gorączkowych. 27,9% chorych robi to raz na dobę, a 21,3% – kilkakrotnie w ciągu 24 godzin. Do tego 77,5% rodaków nie notuje uzyskanych pomiarów. Zaledwie 7,4% badanych zapisuje je i 2,6% robi to dość sporadycznie. Eksperci komentujący wyniki raportu alarmują, że Polacy najwyraźniej nie słuchają zaleceń lekarzy. Z kolei GIS informuje, że tylko w styczniu br. zachorowało na grypę ponad 300 tys. osób, a w lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń. Od początku stycznia hospitalizowano z rozpoznaniem grypy i jej powikłań ok. 23 tys. pacjentów. Natomiast od września ub.r. zmarło z tego powodu ok. tysiąca osób. Jednak Polacy jakby nie do końca zdają sobie sprawę z powagi sytuacji.Data dodania artykułu: 21.02.2025 17:33
Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 1°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1028 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Czy tak powinno wyglądać Liceum

Czy tak powinno wyglądać Liceum

Od kilkunastu lat na oświatowej mapie powiatu tomaszowskiego funkcjonuje zespół szkół "katolickich". Jego integralną częścią jest też liceum. Szkoły prowadzi Katolickie Stowarzyszenie Oświatowe im. Św. Ojca Pio. Liceum nadano imię Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny Królowej Polski. Zasłynęło jakiś czas temu, że żaden uczeń w nim nie zdał egzaminu maturalnego. Biorąc pod uwagę liczbę uczniów, może nie jest to nawet jakoś specjalnie problematyczne. Problemów należy szukać gdzieś indziej. Przyjrzeliśmy się dokumentom, które dotyczą funkcjonowania liceum w okresie minionych kilku lat. Wniosek nasuwa się jeden. To Liceum po prostu należy zlikwidować.
Kolejny pisowski spadochroniarz w szpitalu

Kolejny pisowski spadochroniarz w szpitalu

Od kilku miesięcy piszemy o tym, że nasz szpital, będzie przechowalnią pisowskich działaczy tracących intratne synekury. O tym, że w tomaszowskim szpitalu zatrudniono kolejnego spadochroniarza PiS dowiedzieliśmy się... z reportażu TVN. Tym razem jest to Radosław Marzec, związany z Janiną Goss (znaną z pożyczek udzielanych J. Kaczyńskiemu). Będzie on pełnił funkcję rzecznika spółki, ale jak zapewnia, wicestarosta Włodzimierz Justyna, nie będzie to jego jedyne zadanie. Marzec to radny Rady Miejskiej w Łodzi. Zajmował też szereg stanowisk bez wątpienia z politycznego nadania. O karierze zawodowej niewiele z Internetu się dowiemy. Poza tym, że był szoferem wspomnianej wcześniej łódzkiej skarbniczki PiS orz po Prezesa Skry Bełchatów. Do grudnia był też przewodniczącym Klubu Radnych. Złożył rezygnację, kiedy porządki w łódzkim PiS zaczęła robić Agnieszka Wojciechowa Van van Hekelom.
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: JagodaTreść komentarza: A w sprawie s12, która w wariancie południowym to jakaś masakra milczy...Źródło komentarza: Dariusz Klimczak w Tomaszowie: wkrótce przedstawię projekt usprawnienia procesów inwestycyjnychAutor komentarza: ***Treść komentarza: Teraz się przypomniało jak inni przy władzy, że na dworcu syf! Przepraszam a co wasz PiS i największy ulubieniec -Macierewicz, zrobił wcześniej w tej kwestii dla Tomaszowa? 💩. 😀Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: KasiaTreść komentarza: Dobry wpis ale zapomniała Pani dodać że koniecznością na Dworcu jest okienko z kasą biletową! To prawdziwe utrapienie dla podróżująch tomaszowian.Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: TomaszowiankaTreść komentarza: Wszystko ładnie i pęknie, ale szkoda, że tak mało ludzi korzysta. Czemu ? Bo minister infrastruktury Dariusz Klimczak odpowiedzialny za transport nawala z robotą, za którą bierze niemałe pieniądze. Multum przejazdów, jednak 80% z przesiadką w Koluszkach bądź Łodzi. Nawet do stolicy oddalonej o zaledwie ponad 100 km jest przesiadka. Przecież to komiczne, ale co takiego "szanownego" ministra może obchodzić ?! On w porównaniu do 'szarego obywatela" śmiga sobie samochodem ładowanym/tankowanym za nasze podatki. Jedynie kiedy korzysta z transportu publicznego to czas przed wyborami, kiedy to trzeba się pokazać jak Pan Trzaskowski poruszający się tramwajem jeden przystanek pod publiczkę i moment, w którym dziennikarze mogą cyknąć fotkę na okładkę swojego żałosnego szmatławca. A zwykli ludzie niech sobie radzą, oczywiście tuż po wyborach. Ta sytuacja miała miejsce właśnie po objęciu stanowiska przez Pana Klimczaka. Jeszcze w roku 2023 mieliśmy kilka połączeń bezpośrednich, lecz to się wówczas zmieniło, a Koalicja wpiera nam same dobre zmiany, choć już dobrze wiemy, że ich nie ma pod każdym względem. Mam nadzieję jednak, że rodacy któregoś pięknego dnia, wezmą sprawy w swoje ręce i przestaną wspierać oszustów i złodziei. Prace nad projektem jak zwykle zaczynają się w III kwartale, kiedy to przebudowa będzie stała od IV kw. 2025 r. do końca I kwartału 2026 r. z powodu warunków atmosferycznych, przez co również będzie trwała zapewne do końca 2027 r. o ile i w tym terminie się wyrobią. Kończąc, niech nasz dworzec rośnie w siłę, bezpieczeństwo oraz piękno i wygodę dla podróżujących ludzi.Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: tTreść komentarza: Może mieszkańcy miasta ocenią czy takie dodatkowe skrzydła mieszkalne komponują się z wciśniętą kamienicą zabytkową. Czy modernizacja - remont zabytkowej kamienicy nie wpłynie na charakter elewacji i całego budynku (czy konserwator będzie nadzorował wszystkie działania na każdym etapie).Źródło komentarza: Dariusz Klimczak w Tomaszowie: wkrótce przedstawię projekt usprawnienia procesów inwestycyjnychAutor komentarza: obywatel TMTreść komentarza: Co się spodziewać po wyborcach skoro większość to przybysze z wiosek. Starych tomaszowian coraz mniej, wieś rządzi miastem, wybierając tzw. swoich.Źródło komentarza: Radni chcą nocnej prohibicji. Koalicja ponad podziałami
Reklama
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklamawłączenie społeczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama