Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 22 stycznia 2025 22:00
Reklama
Reklama

Czy nauczyciel koniecznie musi mówić tym samym językiem co uczniowie?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: i tak i nie. Zdecydowanie, trzeba z uczniami nadawać na tych samych lub podobnych falach. To, co dla osoby dorosłej będzie rzeczą oczywistą, niekoniecznie musi takie być dla 6-latka i na odwrót.

 

Podejść do nauczania języka obcego jest tyle ilu jest nauczycieli. Większoć współczesnych podręczników do metodyki, jednak, kładzie nacisk na ograniczenie do minimum użycia pierwszego języka podczas zajęć. Dlaczego?

 

Po pierwsze, posługiwanie się językiem jest nie tyle odtwórczą wiedzą, co praktyczną umiejętnością. Umiejętność ta odnosi się do szybkiego odszukania w pokręconych zwojach mózgowej szarej treści wyrazów, osadzenia ich w odpowiednim schemacie i kontekście - połączenia ich ze znaczeniami, czyli obrazami, dźwiękami, emocjami, jak i wyrazami pokrewnymi i innymi wyrazami należącymi do danej dziedziny i połączenia całej tej zagmatwanej układanki w całość. Do tego, dochodzi nam produkcja, czyli szybkie i, w miarę precyzyjne, wyartykułowanie, ewentualnie napisanie, co nam w głowie akurat siedzi i odbiór, czyli możliwie bezbłędne przetworzenie jak największej ilości informacji, które do nas trafiają. W skrócie, język jest narzędziem komunikacji. O ile świadoma znajomosć reguł gramatycznych, stylistycznych, czy ortograficznych jest niezmiernie przydatna przy pisaniu (Rzeby, pszez pżypadek nie wyjźć na analfabetę lub analfabetkę) , o tyle zupełnie nie jest ona potrzebna przy mówieniu lub rozkodowywaniu wiadomości - czy ustnej, czy pisemnej. Dlaczego? Otóż, najzwyczajniej w świecie, nie mamy czasu by zastanawiać się co akurat użyć. Redagowanie jakiegokolwiek tekstu, to tzw. wyższa szkoła jazdy. Oprócz samej znajomości języka, musimy zdawać sobie sprawę gdzie postawić przecinek, kiedy rozpocząć nowy akapit, itp. Poza tym, pisząc, mamy czas na zastanowienie się lub sięgnięcie do odpowiednich źródeł. Ile osób jeżdżących na codzień samochodem jest w stanie rozrysować układ biegów w ich własnym pojeździe, bez mechanicznego pomagania sobie ręką?

 

Jeśli przyjrzeć się małym dzieciom, które zaczynają od punktu ZERO, języka uczą się one przy okazji - jako produktu ubocznego przy okazji poznawania otaczającego ich świata. Taka mała tabula rasa, razem z nowymi pojęciami, poznaje również ich nazwy. Nikt tych nazw im nie tłumaczy na język noworodków. Nikt również nie rozmawia z nimi o fizyce kwantowej. Tematy poruszane z dzieckiem, odnoszą się do otaczającego ich świata i ciągną się codziennie, przez kilka godzin. Najpierw młodzi zwyczajnie reagują. W miarę upływu czasu, pokracznie zaczynają wypowiadać pojedyncze wyrazy - nie wykute na blachę słówka i regułki. Ich mózgi filtrują treści przydatne i niosące znaczenie od treści "śmieci". Kto bowiem słyszał słowo "polityka" od dwuletniego dziecka. Oczywiście - jest ono je w stanie powtórzyć, ale czy je zapamięta? Stopniowo, zaczynają je łączyć w coraz bardziej skomplikowaną całość. Robią przy tym masę byków, które, czasem przesadnie są przez rodziców poprawiane. W każdym razie, wcześniej, czy później, kopiując i powtarzając, wykształcają sobie swój własny język - idiolekt, oparty na wzorcach, które najbardziej im odpowiadały. Ten idiolekt, będzie jeszcze przez całe życie zmieniany - świadomie lub nie - w taki sposób, by odpowiadał nie tylko użytkownikowi, ale jeszcze pasował do jego otoczenia.

 

W jakim języku mówi się do noworodków?

 

W społeczeństwach, gdzie na codzień posługuje się językiem urzędowym i regionalnymi dialektami (czasem dialekty mogą mieć zupełnie inną niż język oficjalny składnię, fonetykę, gramatykę), dziecko poznaje język urzędowy z mediów lub w szkole. Również w tym miejscu, nie ma  miejsca na tłumaczenie na rodzimy dialekt.

 

Główna różnica pomiędzy mózgiem dziecka a mózgiem osoby dorosłej polega na tym, że dorosły ma już swoją wizję otaczającego go świata, która przez zbyt rozwinięte ego jest mniej plastyczna. Punkt dla maluchów. Do tego, znika nam już ciekawość bo przez doświadczenie, więcej rzeczy wydaje się być nam oczywistych. Nie mniej jednak, zdecydowanie łatwiej będzie przyswoić sobie najbardziej skomplikowany nawet wyraz mając do dyspozycji przedmiot, który on przedstawia lub znając się na dziedzinie, do której należy. Możliwość organoleptycznego poznania przedmiotu, zdecydowanie ułatwia zadanie. Trudniej przychodzi nauczenie się go tłumacząc z języka A, na język B. Myślenie w dwóch językach na raz jest umiejętnością, którą tak samo jak bezwzrokowe pisanie na klawiaturze trzeba u siebie wyćwiczyć.

 

Idę o zakład, że na głodno, słowo "chleb", w jakimkolwiek języku, zapamięta się po, jednym, góra dwóch powtórzeniach.

 

Pozostaje więc kwestia celu nauki - czy chcemy się nauczyć posługiwania się językiem czy chcemy poznać arkana fukcjonowania tegoż języka? Jeśli wybieramy to pierwsze, przykro mi, ale musimy zapomnieć o języku, którym w danym momencie posługujemy się jako pierwszy. Poczynając od pierwszych lekcji, musimy ukierunkować nasz tok myślenia na język, którego chcemy się nauczyć. Na bok trzeba odsunąc zadawane sobie pytanie "jak to było....." w pierwszym języku. Każde ćwiczenie trzeba powtórzyć tyle razy, żeby efektywnie je zapamiętać. Co jeśli nie potrafimy go zapamiętać? Odzywa się brak motywacji i pozytywnego nastawienia. Jeśli na naszych synapsach nie mamy złogów konopnego THC ani nie jesteśmy pod wpływem żadnego innego środka odurzającego, a nadal mamy problem z zapamiętywaniem, nasz mózg podświadomie uznaje, że informacja ta nam się nie przyda.


 

Ucząc się, lub rozmawiając w innym języku, trzeba zapomnieć na chwilę o własnym. Próby myślenia w dwóch językach na raz mogą przynieść różne rezultaty.

 

W idealnych warunkach, jeśli obie strony wykazują chęć, nauczyciel powinien być fonetycznym i strukturalnym wzorem do kopiowania, oraz możliwością przećwiczenia swoich umiejętności komunikacyjnych. Przy prezentacji nowego materiału, tłumaczenie na pierwszy język uczniów to, najprościej mówiąc, ucieczka. W takim przypadku, podawane są im puste słowa, luźno powiązane ze znaczeniem; ściślej z odpowiednikiem w innym języku, któremu to znaczenie jest przypisane. Pomiędzy językiem wyrazem w języku nauczanym, a znaczeniem stoi zatem bufor w postaci języka ojczystego. Przy takim podejściu, można by się uczyć kilku języków na raz (po co tłumaczyć wyraz na jeden język, skoro można od razu 3,4 jeszcze do tego dodać? W końcu, języki należące do jednej grupy są do siebie podobne).

 

Zdecydowanie lepiej znaleźć sposób na wyłożenie kawa na ławę tego co belfer ma na myśli wykorzystując wszystko co ma pod ręką - nawet jakby na kilka prostych słówek przeznaczyć całą lekcję. Taka zabawa w tłumaczenie i próbę wyciągnięcia od uczniów, czy udało im się zrozumieć, jest sama w sobie dobrym ćwiczeniem komunikacyjnym. Podczas 45-minutowej lekcji, nie ma czasu na inny język niż język mówiony. A tak bardzo podkreślana przez środowisko nauczycielskie gramatyka? Przyznam, jest świetnym sposobem na zagięcie podopiecznych na kartkówkach i klasówkach. W życiu codziennym, schodzi jednak na dalszy plan. Jeśli koniecznie chce się ją w idealnym stopniu opanować to...... trening czyni mistrza. Podczas lekcji, idealnie sprawdzają się tzw. drille, czyli powtarzanie w kółko jednej struktury i podstawianie innych elementów. Ale lekcja trwa tylko 45 minut - nie jest to wystarczający czas by wiedzę utrwalić.
Świetnym i bezbolesnym sposobem na wyćwiczenie gramatyki, wzbogacenie słownictwa czy ortografii jest..... czytanie. I to nie czytanie, podkreślając to, czego się nie wie, tylko czytanie w sposób iście królewski - rozpostarty na kanapie z nogami na żyrandolu - ot tak, dla zabicia nudów. Gramatyka, bowiem, jest systemem zamkniętym i ograniczonym. Świadomie lub podświadomie zauważając powtarzające się schematy, wkrótcę, zupełnie przypadkiem ją rozkodujemy. Jeśli chodzi o język angielski, istnieje wiele publikacji dostosowanych do odpowiednich poziomów. Te dla poziomów początkujących mają do bólu uproszczone zdania, słownictwo i gramatykę. Warto przyjrzeć się choćby książkom z serii Penguin Readers wydawnictwa Longman. Wspomniałem, że przy okazji można zmienić sobie język w telefonie/komputerze/GPSie? W ten sposób, prowokujemy jak największą ilość sytuacji, w której języka uczymy się jako produktu ubocznego, przy wykonywaniu innych czynności - zupełnie jak dziecko.

 

Gdyby nie wszechobecne tłumaczenia w przedmiotach codziennego użytku, wiele rzeczy, utkwiłoby nam w pamięci przez przypadek.

 

Z nauczycielami stykamy się przez kilkanaście pierwszych lat życia, na różnych etapach - lecz zdecydowanie na zbyt mało czasu by przez godzinę lekcyjną wypadającą niekoniecznie w dogodnym dla nas czasie, nauczyć się w stopniu idealnie bezbłędnym jakiegokolwiek przedmiotu. Te potwory przychodzą i odchodzą. Na koreperycjach i w szkołach prywatnych, można i z diabłem pracować - kurs można dopasować do wymogów małej grupy. Dodatkowo, dysponując czasem, uczniów można tak przesuwać, by tworzyć grupki "idealne", czyli skupiające uczniów na podobnym poziomie, z podobnymi celami i podobnym poziomem motywacji. Tam, jednak, przychodzą osoby zmotywowane - czyli ciekawe świata  dzieci, albo dokonująca świadomego wyboru młodzież i dorośli. Jeśli nie chcą się uczyć, drzwi nie są zamknięte na kłódkę. Rolą nauczyciela nie jest doprowadzenie do perfekcji, ale, umożliwienie przećwiczenia materiału, wyciągnięcie talentów, fachowa ocena i poddanie pomysłów jak perfekcję osiągnąć samemu. 


Nie od nauczyciela zależy, bowiem, ostateczny efekt nauki, ale od nas samych. Może się okazać, że nie mamy kompletnie talentu do języków. Co w takim przypadku? Nic! Pozostaje zdać sobie z tego sprawę i zabrać się za coś innego. Sięgając pamięcią w moje czasy gimnazjum i szkoły średniej, które jeszcze nie tak dawno były moim chlebem powszednim - miałem dość dobrych nauczycieli fizyki - i co? Dwója, za dwóją. Widziałem, że dobrze tłumaczą i sam się starałem. Przez dwie klasy, wziąłem się ostro do roboty - dało się te oceny przerobić na piątki, ale co z tego, jak wynikało to z hedonicznego umysłowego samogwałtu? Fizyki w ogóle nie czułem, fizykiem nie jestem i dobrze mi z tym.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

kelahiran baru 05.09.2017 14:40
polecam publikowaną na singlenomad.pl ksiązkę Michała pt. "W poszukiwaniu perskiego diabła". Publikowana jest w odcinkach od końca kwietnia

Ciekawy 04.09.2017 09:38
Co sie stalo z tym chlopakiem? Dlaczego zginął ? Ktos wie ?

ultras widzew fan 19.01.2012 22:51
Mike, nic dodać nic ująć.

Opinie
Igor MatuszewskiIgor Matuszewski Chce skutecznie kontrolować, czy jedynie więcej zarabiać? Radny Piotr Kucharski może to robić i nie trzeba do tego pełnić żadnej funkcji. Można być zwyczajnym radnym, ale może to też robić każdy obywatel. Takie prawo daje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Więc pisanie o jakiejś próbie blokowania czegoś jest dość śmieszne i przypomina próbę udowodnienia, że ziemia jednak jest płaska. Jak widać za 350 złotych miesięcznie można wywołać burzę w szklance wody. Jednymi z najbardziej istotnych uprawnień, jakie posiadają radni samorządowi są możliwości sprawowania kontroli nad działalnością miasta lub powiatu. Można je realizować za pomocą organu ustawowego, jakim jest komisja rewizyjna w danym samorządzie, ale także indywidualnie. Co ciekawe zmiany w ustawodawstwie wprowadzone przez PiS dają większe uprawnienia kontrolne radnym indywidualnie, niże wtedy, kiedy działają oni w formie komisji. Każdy radny ma prawo wstępu niemalże wszędzie oraz żądania wszelkich dokumentów związanych z realizacją zadań nałożonych ustawami. Co ważne (bo część urzędników próbuje to robić) jedyne ograniczenia muszą wynikać bezpośrednio z ustawy. W tomaszowskiej Radzie Miejskiej funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej pełni Piotr Kucharski. Okazuje się jednak, że inni członkowie tego gremium mają go dosyć i zamierzają odwołać. Czy chodzi o to, że jak sam twierdzi, jest niewygodny dla Prezydenta? Czy tylko o 350 złotych diety więcej. Radny już w poprzedniej kadencji dał się poznać, jako główny samorządowy śledczy. Badał nawet kaloryczność węgla w spółce ZGC. Usilnie poszukiwał nieprawidłowości w TTBS, a następnie próbował załatwiać mieszkania dla własnych kłopotliwych lokatorów. Analiza aktywności radnego z ubiegłej kadencji pokazuje dużą liczbę interpelacji i małą liczbę konkretnych i merytorycznych wniosków.
Reklama
Reklama
Walentynkowe Ale Kino Walentynkowe Ale Kino Tuż przed walentynkami Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza do sali kinowej Kitka w MCK Tkacz na czarną komedię "Tylko kochankowie przeżyją". Będzie romantycznie, ale i trochę strasznie, bo tytułowi kochankowie, to... para wampirów. Projekcja odbędzie się 12 lutego o godz. 18. Bohaterowie „Tylko kochankowie przeżyją” to wampiry zmęczone setkami lat życia i zdegustowane tym, jak rozwinął się świat. Nie są jednak typowymi przedstawicielami swojego wymierającego gatunku: wprawdzie żywią się krwią i preferują mrok nocy, ale najważniejsza jest dla nich sztuka, literatura, muzyka – i trwająca od wieków miłość. To wyrafinowani smakosze życia, wytworni dandysi zatopieni w XXI wieku, wciąż pamiętający jednak intensywność romantyzmu.Adam (Hiddleston) jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem, skrzyżowaniem Syda Barreta i Davida Bowiego z Hamletem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę końca świata. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy (Swinton). Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy – Ava (Wasikowska).Film Jima Jarmuscha to pytanie o nieśmiertelność, o siłę uczucia i moc obietnic w obliczu nieskończenie płynącego czasu. Piękne, wysmakowane zdjęcia nocnych miast w połączeniu z atmosferą melancholii, mroczną muzyką Black Rebel Motorcycle Club, ale i charakterystycznym dla Jarmuscha wyrafinowanym, subtelnym humorem, dają w efekcie stylową, dekadencką perełkę. (Opis filmu za Gutek Film.)Bilety w cenie 10 zł jak zawsze można kupić w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 lub online przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Tylko-kochankowie-przezyja/Tomaszow-Mazowiecki). Zapraszamy. Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.02.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
bezchmurnie

Temperatura: 0°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1015 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kolejna osoba odchodzi ze szpitala. Już czwarta. Tym razem jest to Konrad Borowski, dyrektor ds. pielęgniarstwa w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Złożył już wypowiedzenie i obecnie przebywa na urlopie. Jak sam twierdzi na chwilę obecną nie widzi możliwości współpracy zarówno z Prezesem szpitala, jak i Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Pojawia się więc wakat na kolejne stanowisko. Kto je zajmie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że Starosta na tę funkcję chce powołać bliską mu politycznie Ewę Kaczmarek zastępca Pielęgniarki Koordynującej Oddz. Chorób Wewnętrznych. Na liście nazwisk pojawia się też córka radnego Szczepana Goski, która zdaniem pracowników TCZ ma zostać umieszczona w roli odchodzącego Borowskiego lub osoby koordynującej tomaszowskie ratownictwo medyczne. Zapewne wkrótce dowiemy się czy pogłoski ze szpitalnych korytarzy się potwierdzą. W ten sposób pełnię odpowiedzialności nad szpitalem przejmuje "ośrodek decyzyjny" w postaci Mariusza Węgrzynowskiego oraz Adrian Witczak, którego w spółce reprezentuje prokurent Glimasiński. Otwarte zostaje pytanie: kto następny: dyrektor - główna księgowa Alina Jodłowska? Z całą pewnością zostaną dyrektorzy, którzy sami nie wiedzą co w spółce robią.Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Wczorajsza sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zawierała co prawda tylko jeden punkt merytoryczny, ale dyskusja (jeśli można ją tak nazwać) trwa ponad 3 godziny. Jak opisać, to co się działo, by oddzielić własne opinie od prezentacji zdarzeń? Jest to w moim przypadku niezwykle trudne ponieważ sam byłem aktywnym ich uczestnikiem. Dlatego czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania dwóch tekstów. Jeden z subiektywną oceną, w formie felietonu, mojego autorstwa. Drugi współpracującej z portalem dziennikarki. Gotowi?
Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Od kilku lat głośno krytykowana jest polityka kadrowa Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Mówi się nawet, że przerost zatrudnienia sięga ok 100 osób przy równoczesnym niedoborze profesjonalnej kadry urzędniczej wyspecjalizowanej w zakresie budownictwa, geodezji, gospodarowania nieruchomościami itd. Piotr Kagankiewicz szacuje, że nadmierne wydatki sięgają nawet czterech milionów złotych. Kolejne umowy miały być podpisywane z początkiem tego roku, a więc kolejne setki tysięcy złotych. Zatrudnienie znajdują członkowie rodzin polityków PiS. Dla przykładu do Wydziału Promocji trafiła córka wójta gminy Będków, Dariusza Misztala, podobnie jak Mariusz Węgrzynowski działacza PiS oraz bliskiej osoby Antoniego Macierewicza. Wójt w ubiegłej kadencji zatrudniał z kolei radnych przyjaznych Staroście. Informacja o tym, co robi konkretnie dany pracownik, okazała się być najbardziej strzeżoną przez wójta tajemnicą. Promocja pęka w szwach. Pracuje w niej kilka osób więcej niż 10 lat temu. Czy jakieś efekty działania można uznać za spektakularne? Chyba tak. Należą do nich niespotykane nigdzie indziej zakupy dewocjonaliówUmorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Umorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie w 2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i szefa gabinetu politycznego szefa MON Antoniego Macierewicza. Sprawa dotyczyła tego, że 30 sierpnia tamtego roku w bełchatowskim starostwie podopieczny Antoniego Macierewicza miał obiecywać dobrze płatną pracę powiatowym radnym Platformy Obywatelskiej, w zamian za ich poparcie w głosowaniu nad powołaniem wicestarosty bełchatowskiego.
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama