Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 10 stycznia 2025 02:55
Reklama
Reklama

Pasja tworzenia

Z Markiem Leszczyńskim współtwórcą Festiwalu w krajobrazie, jego dyrektorem oraz muzykiem zespołów Atman, Pathman, leśnikiem, radnym i kontestatorem rozmawialiśmy o pasji tworzenia, fotografice, latach 70-tych, fascynacji Dalekim Wschodem, buddyzmie i upływie czasu

- Jak określiłbyś samego siebie? Jesteś leśnikiem, muzykiem, artystą, fotografikiem… a może politykiem?
To trudne pytanie. Politykiem na pewno nie jestem.

- Jesteś przecież radnym.
Być radnym, to w moim przypadku oznacza pracować społecznie dla dobra społeczności, regionu i tak dalej. Na szczęście takie działanie na szczeblu gminy nie ma nic wspólnego z polityką. Podejrzewam, że już na szczeblu powiatowym albo wojewódzkim wygląda to zupełnie inaczej. U nas na szczęście polityka nie odgrywa żadnej roli. Jeżeli chodzi o odpowiedź na postawione pytanie, to zadaje je sobie codziennie. Kim jestem? Odpowiedź nie jest taka prosta. Podobne pytanie zadano mi, gdy przygotowywano folder reklamowy mojego wernisażu i wystawy, którą można obecnie obejrzeć w Piotrkowie w Ośrodku Działań Artystycznych. Wymieniłem więc w kolejności: leśnik, fotografik, muzyk poszukujący.

- W tej kolejności? Rozmawiając z Markiem Leszczyńskim mamy do czynienia przede wszystkim z leśnikiem?
Kolejność jest bez znaczenia.

- Jesteś głównodowodzącym inowłodzkiego Festiwalu w krajobrazie. Jak zrodził się pomysł tej imprezy.
W pewnym momencie mojego życia wylądowałem w lasach spalskich. Uznałem, że jest to centrum Polski. To znakomite miejsce krajobrazowo, turystycznie. Właściwie pod każdym względem. Doszliśmy do wniosku, że po co Atman ma jeździć po Polsce z koncertami, jeżeli może przyjechać publiczność na nasz koncert do Inowłodza. Tak, małymi krokami, rodziła się idea Festiwalu w krajobrazie. Miejsce ma same zalety. Poza pięknymi krajobrazami, są też zabytki, malownicza rzeka Pilica.

- Festiwal ma już swoją renomę. Co roku ściągacie tu sporo znakomitych i interesujących postaci. Są tacy, którzy są tu stałymi gośćmi, jak chociażby teatr Terminus A Quo.
TAQ od samego początku uczestniczy w Festiwalu.  W ciągu 14 edycji, chyba tylko raz przydarzyła się im nieobecność. Z tym, że nie było ich tylko dlatego, że zmieniliśmy termin i odbywał się jesienią. Z Terminusem mamy bardziej rozległą znajomość, bo trwa ona już blisko lat 30. Zaraz po zakończeniu studiów, gdy ja mieszkałem w Kieleckiem a Marek Styczyński na Pomorzu zorganizowaliśmy dwukrotnie takie zjazdy pod nazwą LSD.

- Jak narkotyk?
Były to Leśne Sesje Dźwięku, gdzie Terminu A Quo w heroiczny zupełnie sposób, środkami komunikacji państwowej, z całym sprzętem, bagażami, jeździł w te miejsca, gdzie chciał z nami wspólnie być i pokazywać swoje spektakle. Później było trochę przerwy aż w końcu, w 1996 roku odbył się pierwszy Festiwal.

- Jak to się wtedy odbywało?
Impreza była nieco inaczej skonstruowana, bo były to koncerty i spektakle rozłożone przez okres wakacji. Co tydzień działo się coś innego.  Występowali u nas m.in. Antonina Krzysztoń, grupa Księżyc, TAQ i oczywiście Atman.


[reklama2]

 

- Tegoroczna edycja była nieco skromniejsza.
To prawda. Rozważaliśmy nawet możliwość zaprzestania organizacji. Nie wiedziałem czy wystarczy mi czasu i sił. Przekonywano mnie, że zaprzestanie organizacji, to będzie śmierć ostateczna imprezy. To chyba mnie przekonało. Nie występowaliśmy o żadne fundusze, nie staraliśmy się o sponsorów. Cieszę, że jednak do imprezy doszło, mimo skromnego budżetu, pochodzącego w całości od Gminy.  

- Słyszałem, że co roku odgrażasz się, ze to już po raz ostatni.
Przyznam, że są chwile, gdy czuje się wypalony. Uważam, że formuła festiwalowa także mogłaby już ulec zmianie. Z drugiej strony patrząc na to, jak festiwal funkcjonował i jak bardzo był urozmaicony, to może nie trzeba szukać szczęścia tam, gdzie go nie ma. Może trzeba zmienić organizatora. Kogoś młodszego wrzucić na głęboką wodę.  

- 15 lat to ogromny szmat czasu. Niektórym Waszym odbiorcom zdążyły dorosnąć dzieci.
Zgadza się. Najlepszym przykładem jest występujący w tym roku Piotrek Przedbora. Jego ojciec od 14 lat nagłaśnia naszą imprezę. Z Piotrusia zaczyna się robić sławny człowiek. Jest to bez wątpienia wielki talent muzyczny. Można powiedzieć, że to kolejne pokolenie.

- W przyszłym roku będzie piętnasta edycja festiwalu. Można powiedzieć mini-jubileusz.
Wszystko wskazuje na to, że XV urodziny festiwalu się odbędą. Co ciekawe, o ile co roku, po każdej edycji festiwalu starałem się imprezę zamknąć, tak tym razem jest nieco inaczej. Dzień po festiwalu zacząłem myśleć o przyszłorocznej edycji.

- Może jest to dobry znak.
Być może, że to taki dobry omen. Pozostaje pytanie o formułę. Jubileusze skłaniają raczej do tego, by coś przypomnieć, kogoś, kto już tu był, kto dobrze się wpisał. Oczywiście należałoby nieco bardziej organizacyjnie się tutaj rozwinąć.

- Przychylność władz gminy macie.
Przychylność jest, chociaż jestem nieco rozczarowany niską frekwencją społeczności naszej gminy. Przecież na festiwalu nie gra się tylko rzeczy trudnych i awangardowych. Festiwal to także klasyka. Na to również ludzie nie przychodzą. Można zapytać, gdzie jest ta inteligencja gminna. Światli i kulturalni ludzie, którzy mogliby w koncertach czy spektaklach uczestniczyć.

- Tomaszów ma ten sam problem a liczy sobie blisko 70 tysięcy mieszkańców. Gmina Inowłódz chyba tylu nie ma…
No jest tu sporo młodzieży przecież. Mamy też dwa zespoły, grające fajną rockową muzykę. Na festiwalu miejscowej młodzieży brakuje. Szkoda, bo przecież skala gatunków muzycznych prezentowanych na festiwalu była ogromna. Od najbardziej wyrafinowanej elektronicznej ciszy, poprzez ostre dźwięki gitarowe aż po klasykę.

- Cofnijmy się trochę w czasie. Teatr dźwięku Atman to późne lata 70-te. W Polsce był okres, powiedziałbym bardzo hippisowski.  Wydaje mi się, że muzyka zespołu bardzo dobrze wpisywała się w nurt kontestacyjny.
Z jednej strony polska kontestacja, z drugiej rodzący się ruch proekologiczny, później stan wojenny i środowiska opozycyjne. To wszystko miało wpływ na funkcjonowanie naszej muzyki. Tworzyliśmy w ciekawych, interesujących czasach, dzisiaj już zamierzchłych. To już ponad 30 lat od formalnego powstania ATMANA.

- Pathman to jego kontynuacja?
Chyba tak. W końcowym okresie funkcjonowania ATMANA, to na nas z Piotrem spoczywała odpowiedzialność za zbudowanie programu i kompozycje. Marek zajmował się sprawami organizacyjnymi, menadżerskimi, czyli organizował koncerty i trasy koncertowe. Kiedyś grywaliśmy bardzo regularnie. Było to bardzo wyczerpujące. Graliśmy nie tylko w Polsce ale i w innych europejskich krajach.

- Lepsze czasy dla muzyki były kiedyś, czy są dzisiaj?
Czasy dla muzyki są zawsze dobre. Ale mówimy o graniu, czy o słuchaniu.

- Mówimy o promocji i szansach na odniesienie sukcesu przez debiutantów.
Niewątpliwie kiedyś było łatwiej. Może to dlatego, że obecnie jest mnóstwo styli, gatunków muzycznych. Różnie się to szufladkuje, mierzy, waży, klasyfikuje i tak dalej. Dla mnie zawsze było to rzeczą niepojętą, niezrozumiałą. Dzielenie muzyków na odłamy, szczepy i inne grupy jest trudne do zrozumienia. Muzyka to jest muzyka. Gdy ATMAN zaczynał swoją drogę twórczą nie było jeszcze tego wariactwa. Był taki moment, że i nas próbowano klasyfikować np. do New Age albo jakiejś muzyki ekologicznej ale sami nigdy nie określiliśmy się do końca.

- Poukładane wszystko równo w szufladach muszą mieć najczęściej ci, którzy o muzyce niewiele wiedzą i sami jej nie tworzą.
Może chodzi też o to, by łatwiej było o muzyce czytać . Gdy ktoś pisze o muzyce, jakiś krytyk, dokonuje pewnych zaszeregowań, by łatwiej dotrzeć do czytelnika.

- Czy w Waszym przypadku skojarzenia z Osjan są poprawne?  
Myślę, że tak. Myśmy byli zawsze taką troszkę kontrformacją do Osjana. Nie ukrywamy, że zawsze słuchaliśmy tego co robili z wielką pasją. Każdy z nas ma w domu ich płyty. Mieliśmy podobne inspiracje, jak chociażby zainteresowanie Dalekim Wschodem i Buddyzmem.


[reklama2]


- W Osjan chyba bardziej słychać te wschodnie inspiracje.
To jest różnie. Jeżeli chodzi o Pathmana, to w zestawie instrumentalnym można doszukiwać się jakiś wschodnich elementów. Natomiast od strony muzycznej chyba nie tylko. Są elementy i wschodu i zachodu, muzyki klasycznej, słychać też elementy rocka i jazzu.  

- Jak Smoke on the water, na waszym ostatnim koncercie?
No chociażby. Nie wiem czemu ten riff się pojawił i dlaczego akurat w tym momencie. Zastanawiam się tylko skąd to się wzięło, ponieważ P{iotr był zawsze zwolennikiem takich zespołów jak Yes, King Crimson czy Genesis ale Deep Purple?

- Jak wyglądają muzyczne plany na przyszłość?
W tym roku zagraliśmy trzy koncerty. Propozycje koncertowe mamy, tylko że nie zawsze mamy czas. Jesienią mamy zaproszenie do Nowej Soli na koncert. Spróbujemy też zorganizować serię koncertów w Warszawie, Lodzi, Krakowie i Poznaniu.

 

- Co uważasz za swój największy sukces?
Jest on chyba przede mną.

- Skąd wzięła się Twoja fascynacja fotografiką?
Zawsze fascynowałem się otaczającym nas pięknem - przyroda, dzieła sztuki, fantastyczna muzyka, zwłaszcza ta z lat 60 i 70-tych, Różne dziedziny sztuki zawsze mnie fascynowały -  grafika, malarstwo, rzeźba, film i fotografia. Swego czasu zajmowałem się malarstwem. To było wtedy, gdy miałem na to czas i odpowiednie warunki. Kiedy tempo życia wzrosło, automatycznie zaczęło brakować czasu. Fotografia jest jakby namiastką tego, co chciałbym oddać w swoich obrazach. Fotografuję w różnych cyklach. Nie robię zdjęć fotoreportażowych, natomiast tworzę cykle, realizując jakiś swój jeden, zamierzony temat. Żeby wejść do pracowni plastycznej, trzeba ją mieć. A aparat człowiek po prostu zawiesza na szyi i wychodzi z domu robić zdjęcia. Efekt swojej pracy ma w przeciągu kilku minut na monitorze komputera.

- Fotograf to raczej „łowca obrazów” niż ich twórca.
Być może. Teraz na przykład jadę na urlop i zamiast się „zresetować”, odpocząć i pobyć z  znajomi i rodziną wymyśliłem sobie dosyć katorżniczy temat. Chcę zrobić cykl zdjęć z ulicy Mariackiej. Teraz jest dobry czas, bo jest Jarmark Dominikański i dużo ludzi. To ma być taki 24-godzinny cykl zdjęć, robionych co godzinę, od północy do północy, pokazujących życie tej ulicy. Jednocześnie, następnego dnia chcę zrobić kolejny 24-godzinny cykl. Tym razem na nowoczesnym osiedlu, najlepiej w połączeniu z jakimś hipermarketem. Taki dzień z życia ulicy.

- Gdzie można zobaczyć Twoje prace?
 W ubiegłym tygodniu otworzyłem swoją wystawę fotografii w Piotrkowie u Piotra Gajdy w Ośrodku Działań Artystycznych. Prezentuję tam cykl pod tytułem „Wykluwanie”.   To

- Kiedy swoje fotografie pokażesz Tomaszowianom?
Być może na jesieni. Telefonował do mnie niedawno Mirek Bernacki z TKACZA. On chce zrobić jesienią jakąś większą imprezę interdyscyplinarną, taką jak ubiegłoroczny „Sąd nad sztuką”. Zaproponował bym „Wykluwanie” po Piotrkowie pokazał w Tomaszowie. To w sumie dwadzieścia prac o wymiarach 100x70.

- Powołaliście niedawno do życia nowe Stowarzyszenie.
Stowarzyszenie „Stara szkoła”, to ludzie głównie nastawieni na fotografię. Mamy mnóstwo ciekawych pomysłów i myślę, że będą one realizowane. Już jest pierwszy efekt naszej działalności, ponieważ 17 prac z festiwalowego pleneru zostanie zaprezentowanych w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie.

- Na koniec zmieńmy na chwilę temat. Czy praca leśnika daje poczucie wewnętrznego spokoju?
Nie mam co do tego wątpliwości. Trzeba to jednak kochać. Praca jest ciężka i nie zawsze tak romantyczna, jakby się mogło wydawać. No i trzeba mieć dobre zdrowie.

Dziękuję za rozmowę
 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Tadeusz A. Adamus 09.08.2009 00:29
Cenię Marka od wielu lat. (Jeśli Marku tak mogę do Ciebie mówić). Uważam, że jest to pierwsza liga (teraz Extraklasa). Wielki podziw i szacun!

Opinie
Reklama
Reklama
Malarska opowieść o rzece Marcina Stańca Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza na wyjątkowy wernisaż malarstwa „W NURCIE”, który odbędzie się 17 stycznia, o godz. 18 w sali wystawowej MCK przy placu Kościuszki 18. Wstęp wolny.Ekspozycja obejmuje zbiór prac powstałych na przestrzeni ostatnich trzech lat w ramach cyklu „Rzeka”. Motyw rzeki w pejzażu jest obecnie głównym tematem malarskim realizowanym przez autora. Obrazy przedstawiają miejsca, które artysta lubi nazywać „swoimi”. Są to leśne strumienie i zbiorniki wodne znajdujące się w okolicy Tomaszowa Mazowieckiego. Prace wykonane zostały w technice olejnej na płótnie.Marcin Staniec to artysta wszechstronny – malarz, grafik, ceramik, a także organizator licznych plenerów artystycznych. Jego bogaty dorobek obejmuje m.in. udział w prestiżowej wystawie „Najlepsze dyplomy ASP” oraz nagrodę Galerii Manhattan. Od 2017 roku prowadzi zajęcia artystyczne dla dzieci, młodzieży, dorosłych i seniorów oraz aranżuje wystawy w Miejskim Centrum Kultury. Jest także autorem projektów murali, scenografii dla lokalnych instytucji kultury, a także współtworzy elementy graficzne dla Love Polish Jazz Festival.Wystawa „W NURCIE” to nie tylko podróż po malowniczych zakątkach regionu, ale również okazja do zapoznania się z wyjątkową wrażliwością artysty, który z pasją i niezwykłą starannością uchwycił piękno natury.Data rozpoczęcia wydarzenia: 17.01.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
słabe opady deszczu

Temperatura: 4°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1000 hPa
Wiatr: 45 km/h

Reklama
Bez poglądów i bez zasad, za to z dużą dozą cynizmu Czy ktoś jeszcze pamięta Andrzeja Olechowskiego oraz to, że brał on udział w wyborach prezydenckich, a nawet osiągnął całkiem niezły wynik? To właśnie wówczas powstał ruch Obywatele Dla Rzeczypospolitej, który stał się zalążkiem Platformy Obywatelskiej. Do Olechowskiego dołączył Donald Tusk "wycięty" w wyborach władz ówczesnej Unii Wolności. Trzecim tzw. tenorem był Maciej Płażyński. Dopiero później pojawił się Jan Maria Rokita. Dzisiaj pozostał już tylko Tusk. Niewiele osób pojechało na zjazd "założycielski" do hali gdańskiej "Oliwii". Do nielicznych należał Jacek Kowalewski i jeśli już kogoś można byłoby nazywać "ikoną tomaszowskiej Platformy" to chyba właśnie jego a nie posła, który spędził w niej zaledwie chwilę. Pytacie: kto na to pozwolił? Kolejne decyzje personalne podejmowane przez starostę Mariusza Węgrzynowskiego budzą nie tylko zdziwienie ale i oburzenie. Na portalu NaszTomaszow.pl, jako pierwszy informowałem o zatrudnianiu nowych dyrektorów w szpitalu, pisałem także o stworzeniu nikomu niepotrzebnego stanowiska prokurenta. Chyba jako jedyny radny występowałem przeciwko "występom" Antoniego Macierewicza w "Mechaniku" na rozpoczęciu roku szkolnego. Być może dlatego wiele osób pyta mnie o to, jak to się stało, że ktoś taki jak Mariusz Węgrzynowski został po raz kolejny starostą, mimo, że w poprzedniej kadencji nie brakowało konfliktów, a jakość jego zarządzanie wymyka się racjonalnej ocenie. Do tego władza Starosty opierała się jedynie na grupce skorumpowanych radnych KO.
Reklama
Wasze komentarze
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama