Do wypadku doszło w czasie styczniowego ataku zimy. Jak twierdzi dyrektor placówki, Magdalena Kowalczyk, pracownicy szkoły odpowiedzialni za utrzymanie porządku, ze swojego obowiązku się wywiązali i schody oraz ciągi komunikacyjne odśnieżyli. Ze schodów odkuto nawet lód. Wszystko wskazuje na to, że nauczycielka miała po prostu pecha. Ale może nie do końca...
Dyrekcja szkoły i pracownicy zwracają uwagę na to, że schody same w sobie są bardzo niebezpieczne. Uchwyty, których powinno móc się przytrzymać umocowano na wysokości, do której żaden dorosły człowiek nie jest w stanie sięgnąć. Z kolei stopnie są stosunkowo krótkie i nie spełniają wymagań prawa budowlanego. Jakby tego było mało, wykonane z kostki betonowej zmieniły swoją geometrię i obecnie łatwo się z nich po prostu ześlizgnąć.
Rzeczywiście, jak można zobaczyć na naszych zdjęciach nie wyglądają one najlepiej. Rzecz jednak w tym, że wejście to z uwagi na zagrożenie powinno być zamknięte. Dzisiaj, mimo zdarzenia, wciąż było czynne i niezabezpieczone a większość osób wchodziło na teren właśnie tędy. Co ciekawe, 30 metrów dalej funkcjonuje kolejna furtka, z której korzystać mogą także osoby na wózkach. To wejście zostało jakiś czas temu przebudowane na wniosek radnych z Komisji Zdrowia Rodziny i Spraw Społecznych.
Magdalena Kowalczyk wyjaśnia, że w związku z wypadkiem pracownicy informowała pisemnie Starostę o konieczności przebudowy schodów. Sprawą miał zająć się odpowiedzialny za inwestycje Leszek Ogórek. Minął miesiąc a w Ośrodku nikt ze starostwa się nie pojawił. Wicestarosta zajmuje się ważniejszymi niż bezpieczeństwo dzieci sprawami.
O wypadku dyrektorka szkoły powiadomiła też wydział merytoryczny w Starostwie Powiatowym, jednak w Wydziale Edukacji, jak się dowiedzieliśmy, naczelniczkę Beatę Stańczyk, Starosta Mariusz Węgrzynowski, wyłączył całkowicie z nadzoru nad placówką i teraz za wszystkie sprawy związane z jej prowadzeniem odpowiadać ma jej zastępca, Łukasz Cerazy. Zastępca wypadek potwierdza ale nie wie, czy powinien o szczegółach na jego temat informować.
Za to o wypadku nie wiedzą nic radni. W ubiegłym tygodniu SOSW wizytowała Komisja Edukacji Kultury i Sportu. Nikt o zdarzeniu nie poinformował i nie zgłaszał konieczności naprawy schodów. Zapytany o to Sławomir Żegota nie kryje zdziwienia.
Wypadek, mimo uszkodzenia kręgosłupa osoby poszkodowanej uznano za lekki. Kto za taki go uznał? Ponoć Państwowa Inspekcja Pracy. Nikt nie ma tego na piśmie, po zawiadomienie o wypadku było telefoniczne a pracownik PIP, na podstawie przekazanych w rozmowie informacji stwierdził, że mamy do czynienia z mało groźnym zdarzeniem.
Wieloletni dyrektor szkoły, a równocześnie radny powiatowy, przywołany wcześniej, Sławomir Żegota uważa, że przede wszystkim sprawą powinien się zająć "behapowiec" a nawet specjalna komisja. To on spisuje wstępny protokół ze zdarzenia. Do PIP-u powinno się wystąpić na piśmie. W zależności od kwalifikacji wypadku. Jego zdaniem kwalifikacja może być inna, kiedy poszkodowana stanie na komisji lekarskiej i zostanie przebadana przez biegłego lekarza specjalistę.
W razie wypadku ucznia bądź pracownika należy postępować zgodnie z procedurami dotyczącymi wypadków, jakie obowiązują w danej placówce. Procedury dotyczące wypadków są najczęściej załącznikami dokumentów wewnętrznych szkoły (np. procedura dot. wypadków uczniów stanowi załącznik do regulaminu uczniów, a procedura dotycząca wypadków pracowników załącznik do regulaminu pracy).
Dokument dotyczący wyżej wymienionych procedur powinien zawierać przede wszystkim obowiązki osoby znajdującej się w miejscu zdarzenia i tryb powiadamiania dyrektora. Najwięcej problemów stwarza określenie, co jest, a co nie jest wypadkiem w szkole (tak jak w opisanej wyżej sytuacji).
Napisz komentarz
Komentarze