W tym roku na przekór wszystkim nienawistnikom WOŚP znowu pobił rekord zbiórki. W Tomaszowie Mazowieckim zebrano ponad 150 tysięcy złotych. Część z tych pieniędzy być może trafi do nas z powrotem w postaci sprzętu medycznego. Być może datki te wrócą też do nas w innej formie. Dobro wraca do ludzi, tak samo jak wyrządzane zło. Kiedyś redakcja naszego portalu sprawdzała jak dużo i jakiej wartości sprzętu trafiła do naszego miasta. Zliczyliśmy też pieniądze, jakie udało się zebrać. Bilans był jak dotąd dodatni. A przecież w kategorii zysków nie da się wszystkiego przeliczyć na pieniądze.
Podstawowy zarzut, jaki stawia się Jerzemu Owsiakowi jest taki, że on i jego rodzina żyją z Fundacji, którą prowadzą. Że sam Owsiak zarabia 10 tysięcy złotych. Och, ach, ech... Prawdopodobnie tak jest, tylko cóż z tego? Jeśli ktoś poświęca każda chwilę na pracę i działalność w organizacji, to dlaczego ma nie zarabiać i z czego miałby żyć? Uważa się u nas powszechnie, że każdy powinien prowadzić działalność za darmo i nie pobierać wynagrodzenia.
Wszak jednak każdy, to nie znaczy, że i my sami. Na własne działania patrzymy z większą dozą tolerancji, żeby nie powiedzieć pobłażliwości. Ale, ale przecież angażujemy się też za darmo. No pewnie, że tak. Tylko czy tej non profit działalności poświęcamy całe nasze życie? Skoro ślusarz za wymianę zamka w drzwiach potrafi zainkasować 100 zł, a takich zamków można wymienić w ciągu dnia 10, to znaczy, że ma możliwość zarobkowania na poziomie wyższym niż zarobki Owsiaka, o jakich mówi się w Internecie. Mimo to zawiść budzą nie nasza ale cudza kasa. Bo to co nas podnieca, to się nazywa...
Ale przecież ten Owsiak to jeździ Land Roverem. Cóż to za okropny typ. Lepiej byłoby, aby śmigał po Polsce rowerem. Cóż nawet na wyczynowym sprzęcie zbyt daleko by jednak nie zajechał. Przypomina mi się scena sprzed kilku lat, kiedy jeden z moich przyjaciół, pracujący w podobnej fundacji, jak ta Owsiaka ale działającej na dużo mniejszą skalę i pomagającej narkomanom wrócić do społeczeństwa, krytykował swojego szefa za to, jakim samochodem tamten jeździ. Zapytałem, czy zna kogoś, komu ten jego szef uratował życie. Bez zastanowienia odpowiedział, że zna wiele takich osób. Zapytałem więc na ile ludzkich istnień przeliczyłby wartość tego samochodu. Zaczerwienił się i powiedział: przepraszam, nigdy na to w ten sposób nie patrzyłem. Oczywiście problemem była zawężona percepcja.
Tak, tak, co z tego że pomaga, ale gdyby nie brał kasy, to więcej pieniędzy szło by na zakup sprzętu medycznego. Tyle tylko, że gdyby tej kasy nie brał, musiałby zapewne zająć się czymś innym i orkiestrowej zbiórki nie miałby kto organizować. Widzieliście kiedyś orkiestrę bez dyrygenta? Że znalazłby się ktoś inny? Że robiłby za darmochę? To dlaczego tej osoby wciąż nie ma? Bo aby chcieć, to trzeba móc, a także mieć... charyzmę.
Niestety wiele osób nie pojmuje, że robota w takiej fundacji, to robota przez cały rok. Najczęściej więcej niż przez 8 godzin dziennie i w dodatku z gigantyczną odpowiedzialnością, osobistą, karną, skarbową itd. Ale, co ja Wam będę gadał, wiecie przecież lepiej. Chłop bierze kasę, znaczy złodziej. No i ten samochód... Nieprawdaż? Już nawet mnie zaczyna wkurzać ten Land Rover. Jak sobie zarobię, to może sobie kupię, albo poproszę mamę, albo żonę.... zrobią zrzutkę i będę "brykał". W sumie jednak wciąż wolę motocykle.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest ewenementem w skali świata. Można powiedzieć (i to bez przesady), że to nasz narodowy produkt, który promuje Polskę i Polaków na całym świecie. Dzięki niej stajemy się czymś więcej niż tylko bywalcami dyskontów. Akcji przeprowadzonej na taką skalę nie ma nigdzie. Czegoś, co angażowałoby tysiące ludzi i wyzwalało pozytywną energię. Bo to o nią przecież także chodzi.
No dobra, powtórzymy to jeszcze raz, każdy by to przecież zrobił, gdyby miał do dyspozycji takie środki i możliwości. Ta telewizja, te media, gazety, internet... Czemu więc nie robi? Nawet za 10 "tysiów" na miesiąc. Przecież ludzie dadzą.
[reklama2]
Znaczy się frajerzy dadzą, bo przecież Ci co dają na Jerzego Owsiaka, to głupcy i frajerzy. Tylko, że oni nie na Owsiaka dają, a w skomasowanej nagonce, doprawdy trudno uwierzyć, by ktokolwiek z tych "niedojdów" wrzucał datek do puszki, nie mając świadomości, że przecież pan Jerzy pobierze z tych pieniędzy wynagrodzenie.
No i dobrze, niechaj bierze. Znam lekarzy, którzy w tomaszowskim szpitalu wystawiają rachunki zbliżające się do 40 tysięcy złotych co miesiąc. A co, chcecie tyle? Cóż, lekarzy w Polsce brakuje. Jeśli to prawda, że animator WOŚP zarabia "dyszkę", to znaczy tylko jedno: ten człowiek jest żenująco słabo wynagradzany. I piszę to całkiem serio, bo i takich Owsiaków w Polsce wciąż jest za mało.
WOŚP ma jeszcze jedną zaletę. Jest nią walor edukacyjny. Oczywiście nie w rozumieniu publicznego systemu oświaty, ale w wymiarze humanitarnym. Jestem głęboko przekonany o tym, że tysiące innych akcji organizowanych w całej Polsce przez cały rok od ćwierć wieku, udaje się tylko dlatego, że dzięki "medialności" Owsiaka nasze dzieci od najmłodszych lat uczą się dobroczynności i tego, że pomagać to powód do dumy a nie wstydu. Dzieciaki pomagają swoim kolegom w szkołach, chorym dzieciom itd. Ten walor, tę zaletę trudno jest wycenić.
Jest jeszcze ten znienawidzony Przystanek Woodstock. Wszak to rozpasanie, te publiczne orgie, kąpiele w błocie, ta "sodomia" i "gomoria", seks i narkotyki, to wszystko też z pieniędzy, jakie do puszek są wrzucane pochodzi. Cóż, od najmłodszych lat uczestniczyłem w setkach takich imprez. Każda z nich wnosiła do mojego życia coś pozytywnego. "Akademia Sztuk Przepięknych" to naprawdę rewelacyjny pomysł.
Mam trochę pretensji do zwolenników akcji. Właśnie o to, że wdając się w dyskusje z internetowymi "napinaczami", sami reagują agresją na agresję, a czy na pewno nam wszystkim o to chodzi? W ten sposób dobrowolnie przekraczacie linie podziału, które ktoś wyznaczył za Was i dokładnie o to mu chodziło. Jak mały szkolny łobuziak, na tyle cwany, by bić kolegów tak, aby nikt nie widział i na tyle tchórzliwy, by pobiec na skargę, kiedy sam dostanie od kogoś "klapsa".
Trudno mi też pogodzić się ze społeczną presją, graniczącą z ostracyzmem. "Nie było Cię na finale, to jesteś przeciw nam, my przeciwko Tobie i jesteś nic nie wart". W ten sposób krzywdzi się wiele osób. Ponadto takie myślenie odbiera im prawo do osobistej wolności i swobody decydowania o własnym zachowaniu.
Wspierasz, no i bardzo dobrze. Nie chcesz? Nic w tym złego. Granica naszej wolności jest tam, gdzie zaczyna się wolność kogoś innego. Wchodząc w zwarcia chcąc nie chcąc bierze się udział w zohydzaniu fajnej idei i ludzi, którzy wciąż w nią wierzą i mają prawo do tej wiary, tak jak mają prawo do wiary w Boga, istnienie obcych cywilizacji i przepowiednie Królowej Saby.
Napisz komentarz
Komentarze