Spróbuję na to spojrzeć z perspektywy proporcjonalności, czyli na ile wyniki i faktyczne poparcie wyborców przekłada się na obraz polityczny miasta i przyczyny takiej sytuacji. Powiat pomijam, ponieważ układ Rady Powiatu możemy chyba uznać za w miarę reprezentatywny albo przynajmniej nie tak przesadnie zdeformowany jak ma to miejsce w samym mieście. Zresztą koalicja podpisana przez 7 radnych PIS, 6 PSL i 3 z PO jest tego dowodem.
Ostatnimi laty z wielu stron sceny politycznej dobiegają głosy jakoby wybory większościowe zamiast proporcjonalnych są zbawieniem i przyszłością. Patrząc na tomaszowski casus należałoby się zapytać czy aby na pewno ta przyszłość jest tym, o co chodzi głoszącym te idee. Jak widać wybory większościowe działają według reguły wygrany bierze wszystko, czyli w tym przypadku mając np. 25% głosów w okręgu do Rady Miasta przy 5 kontrkandydatach, którzy ogółem zdobędą łącznie pozostałe 75% głosów - ciągle radnym zostaje człowiek z 25% poparcia. Mało tego pozostałe 75% głosów oddane na pozostałych kandydatów przepada, a z nimi potrzeby i poglądy 75% wyborców. I tu jest sedno.
Jak widać w przypadku wyborów większościowych liczą się najsilniejsi kandydaci i stojące za nimi bloki polityczno-wyborcze. Mali przepadają. Coś za coś. Teoretycznie dzięki temu tak zwani niezależni kandydaci mogą się przebić. Przykład tomaszowski pokazuje, że ta idea jest tyleż piękna co nie działa według wyobrażeń jej piewców. A na pewno żaden to ideał i lekarstwo na wszystko…
Do uprawiania polityki wymyślono partie polityczne. Można ich nie lubić, ale do tego służą, tak jak wojsko do obrony, czy policja do utrzymania porządku, a szpitale do leczenia. Partie polityczne gromadzą członków i wystawiają ich w wyborach, a wyborcy decydują, która partia ma rządzić i robi to lepiej lub gorzej przez jakiś okres czasu. Każdy z nas ma wybór czy zapisuje się do którejs z partii lub choćby z jej list kandyduje i mozolnie uczestnicząc wpływa na jej kształt, w tym wkład w lokalną sytuację. Można tez stworzyć ad hoc komitet lokalny ze znajomymi czy osobami, które zwyczajnie lubimy czy cenimy. W samorządach lokalnych im mniejszy samorząd, tym więcej lokalnych partii nie związanych z polityką ogólnokrajową czyli tak zwanych komitetów wyborców czy stowarzyszeń zgromadzonych wokół lokalnych haseł i problemów. Dobrze, gdy istnieją one dłużej niż w okresie wyborów i dobrze, gdy są zbudowane wokół głębszej idei i programu. Rzeczywistosc bywa tutaj bardzo kolorowa.
Trudno się dziwić, bo im bardziej samorząd zajmuje się mniejszą społecznością np. mała wiejska gmina tym bardziej nie ma sensu układać lokalnych sporów według linii podziału rodem z Sejmu. Co innego też samorząd wojewódzki, gdzie kandydowałem, który jest bardzo upolityczniony. Przy okazji dodam, że o tym, że jest szalenie prawdopodobne, że Pani wojewoda zostanie dalej na stanowisku nie mogąc tym samym pełnić funkcji radnej i że po niej wejdzie kolejna osoba z największą liczba głosów była szeroko znana, komentowana w mediach i nie była żadną tajemnicą. Gdybym inaczej oceniał tę sytuację to bym do Sejmiku nie kandydował, bo realna szansa pokonania na numerze 1 osoby o znanym nazwisku i z dużym dorobkiem jest szalenie mało prawdopodobna. Liczyłem, że albo mimo małych szans jednak zajmę 1 miejsce swoim wynikiem, ale tez liczyłem, że ostatecznie drugi wynik i tak pozwoli mi do sejmiku wejść. Tak też się stało. Nie ma tu żadnego przypadku tylko rozsądek i ciężka praca oraz drugi wynik na liscie – spośród 10 kandydatów do Sejmiku, którzy co najmniej kilku prowadzili baaaardzo intensywną kampanię. Ale słyszę, że to fart i przypadek i wynik drugiego miejsca na liscie, a nie drugiego wyniku na tej liscie. Zresztą różnica wyniku wojewodziny 4200 do moich 3500 nie jest powalająca i raczej dobrze swiadczy o moim poparciu na drugiej pozycji - niż lidera listy PO na jedynce.
Naszemu miastu naprawdę jest potrzebny głos i udział w sejmiku i powinnismy się wszyscy z tego mandatu cieszyć i współpracować, bv go jak najlepiej wykorzystać. Niemniej jak mówię to była przemyslana decyzja kandydowania z 2 miejsca i zakończyła się sukcesem według reguł zdroworozsądkowych. To jest twardy i jedyny fakt.
Wróćmy do Tomaszowa i wyborów samorzadowych. Tu kandydował 1 reprezentant prawicy czyli PIS oraz 5 innych osób o mniej lub bardziej umiarkowanym wizerunku. Przyjmijmy, że 4 osoby o poglądach centrowych, w tym dwóch deklarujących przynależność do PO (Gajewski oraz wyrzucony za ten start Król) oraz jeden reprezentant lewicy z SLD. Mieliśmy 3 kandydatów politycznych i 4go niby członka PO, z niby z niezależnego z komitetu Wszyscy Razem oraz 2-3 niezależnych.
Moim zdaniem w Tomaszowie wystarczyłoby śmiało 3-4 kandydatów, ale jak widać z jakichś powodów nie było to możliwe. Oczywiście jak każdy z kandydatów i lokalnych liderów ponoszę za tę mnogość współodpowiedzialność. Za to przepraszam i mówię, że długo szukałem wspólnego, godzącego wiele srodowisk kandydata, który mógłby i powinien wygrać 2 turę wyborów. Do końca szukałem takiego rozwiązania i to jest moja porażka – podobnie jak i innych srodowisk spoza PIS, na czele dotychczasowym Prezydentem Zagozdonem. Nie udało mi się to i nie udało też innym.
Od początku, czego też nigdy nie kryłem, stawiałem swój priorytet na kandydowanie do Sejmiku. Uważałem, że do 2 tury wejdzie kandydat z PIS i urzędujący prezydent miasta. Niestety realnie nie widziałem szans na zmianę tego scenariusza. Pani Łuczak pokazała, że to możliwe. Chylę czoła bo uważałem, że to jest niemożliwe. Tylko co z tego skoro i tak nie wygrała. Może inny kandydat by 2 turę wygrał. Tego się już nie dowiemy. Niemniej uważałem, że warto wypowiedzieć swoje tezy programowe, pokazać swoje przemyślenia i propozycje i wziasć udział w wyścigu na Prezydenta. Tak też zrobiłem -równolegle do Sejmiku. Mam takie prawo i mam też prawo stawiać priorytet na wybory do sejmiku województwa. Oczywiście mandatów tych nie można łączyć i to mi bardzo szkodziło. No cóż Polak mądry po szkodzie J . Wiele osób to wiedząc, miało dylemat i dlatego mój wynik w Tomaszowie do Sejmiku był zdecydowanie lepszy niż tenże na Prezydenta, bo x osób oddawało głos na mój sejmik, a na Prezydenta wybierało kogo innego. Jako jedyny kandydat na Prezydenta walczyłem w dwóch różnych wyborach z czego do sejmiku w 5 powiatach od tomaszowskiego, przez opoczyńskie, rawskie i brzeziński, aż do Skierniewic.
Do drugiej tury wszedł z hukiem kandydat PIS, który nie posiadał prawicowej konkurencji – chwałą mu za to. Pozostali kandydaci podzielili się głosami z czego chyba największym przegranym był urzędujący Prezydent, ale nie mi to ostatecznie osądzać. Czarnym koniem okazała się rzekomo niezależna redaktor lokalnej gazety, która jeszcze w maju kandydowała z list Twojego Ruchu pana Palikota do europarlamentu. Na potrzeby kampanii na urząd prezydenta określiła się jako komitet lokalny MOŻEMY i dobiła ostatecznie swoim startem i tak podzieloną scenę oferty prezydenckiej spoza PIS - zarówno w rywalizacji o stołek prezydenta jak i przede wszystkim do Rady Miasta. Mnie ta nagła niezależność jakos nie przekonała i uważam, że był to kandydat bardzo polityczny o poglądach zbliżonych do Twojego Ruchu niezależnie do przekazu o niezależności to start Twojego Ruchu do EU był sygnałem oczywistym i czytelnym. Oczywiście o tym, że jednak kandyduje i kandydatka i z nią 12-13 kandydatów do Rady dowiedzieliśmy się we wrześniu. Wczesniej różne chadzały na ten temat informacje i sprzeczne.
Inicjatywa MOŻENY zrodzona była moim zdaniem ad hoc. Nikt bliżej nie wie kto finansował kampanię ani jaki jest program. Na pewno nie wiem tego ja. Stworzono niezły wizerunek medialny i po serii miłych spotkań z wyborcami, ale przede wszystkim na bazie wieloletniej dzialalnosci jako dziennikarka lokalna, gdzie opisywała innych, to owa Pani znalazła się w drugiej turze wyborów i to z posłem PIS Marcinem Witko. Uważam, że bez doświadczenia politycznego chociażby jako radny i bez doświadczenia w administracji to kandydowanie na Prezydenta jest zbyt ryzykowną operacją. I to mimo wielu zbieżnych poglądów na szereg spraw lokalnych. Nie przekonuje mnie to i już. Mam wrażenie, że takie podejście z mojej strony budzi złosć, żal i ataki na mnie. Może się mylę, ok. No cóż. Po prostu uważam, że prezydent musi być zweryfikowany w pracy czy działalnosci społecznej czy jest z PIS czy z PO czy skądkolwiek.
Jak wiemy wyraźnie wygrał poseł Witko i cała sprawa skończyła się niczym. Cały plan polityczny przypominał wersję sprzed 4 lat, gdy upadł projekt generała na prezydenta. W wyborach liczy się ostateczny wynik i nie ma znaczenia o ile kto przegrał. Tak działa ta branża i już. Przegrani nie mają racji, a wygrani decydują i rządzą aż do następnych wyborów. Każdy znając tę logikę musi dokonywać własnych wyborów i podejmować ryzyko na własną odpowiedzialność i mieć o ostateczne wyniki pretensje wyłącznie do siebie bo inaczej jest niepoważny. Musi też uwzględniać to jak jego genialne i autentyczne plany realnie nadają się do realizacji i jaki to ma wpływ na miasto i powiat.
Ostatnio słychać, że przegrana jest wygraną de facto i że kandydatka z maja Twojego Ruchu czy 5 miesięcy później już apolitycznego Możemy jest świetna i inni są źli i że przegrana jest sukcesem. Czytam, że nie będzie dobrze, bo jest zło wokół i na przykład jest to zły Gajewski, Ok. Źle bo wszedłem do sejmiku na podstawie drugiego wyniku z 2 miejsca, bo mam uprawnienia ministerialne do Rad Nadzorczych. Nawet to, że smiałem zrobić studia podyplomowe o kierunku Menedżer Sportu by mieć dodatkowe kompetencje i wiedzę okazuje się być złe. Może lepiej uznać, że żeby było lepiej to należy najpierw zacząc od siebie i swoich blędów??? Ok. Można i tak, że winni są inni i basta. Prawie wszyscy radni różnych szczebli, gdzies pracują i dają radę lepiej lub gorzej i że wiele osób zasiada w wielu gremiach nadzorczych, opiniujących i tych społecznych i nie tylko, według swoich kwalifikacji i zainteresowań. Cóż w tym złego dopóki mają stosowne kwalifikacje i doswiadczenie. Za 4 lata będą znów wybory samorządowe i tam kto chce znów swój mandat odnowi, zdobędzie lub go straci. Normalna demokratyczna kolej rzeczy...
Jednak frustracja osobista i niezadowolenie z tego jakie są ostateczne wyniki wyborów i obraz władz miasta i że komitet NIC nie osiągnął nie może przesłaniać faktu, że przegranie 2 tury z kandydatem PIS to zaskoczenie. PIS ma szklany sufit poparcia ok 40%, którego przekroczenie graniczy z cudem. Na tym tle, o ile wejście do 2 tury należy zapisać jako wielkie osiągnięcie, o tyle, nie ma ono żadnego znaczenia jeśli się przegrywa drugą turę z kandydatem PIS. Każdy kontrkandydat spoza PIS powinien mieć ogromne szanse i na logikę i na arytmetykę powinien był to wygrać w II turze… Najbardziej zdziwiony swoją wygraną bez walki był chyba sam M. Witko. No cóz innego kandydata nie poznaliśmy i jego wyniku z w starciu z Witko i już nie poznamy. Prywatnie w gronie znajomych twierdziłem, że po sukcesie PIS do Rady Miasta byłoby złe i szkodliwe dla miasta aby Prezydentem był kandydat inny niż też z PIS. 4 lata kopania się, walki i populistycznych gestów by pokazać, kto jest lepszy rada czy Prezydent? Ja dziękuję za taki scenariusz, który nie dawał nic pożytecznego poza spektaklem. Nikogo ani ja sam ani PO też nie popieraliśmy oficjalnie. Prywatnie decydował każdy sam. Apelowałem o udział w wyborach jak zawsze to robię. Uważałem i uważam, że Pan Marcin choć z PIS to umiarkowany, rozsądny i doświadczony polityk. Mam prawo tak uważać i to dla miasta zdrowsze rozwiązanie, gdy władza jest na 4 lata jednolita i za tym jednolita jest odpowiedzialność. Przede wszystkim można dzięki takiej wersji sytuacji pracować w spokoju. To bardzo wiele i uszanujmy własne poglądy na ten temat.
Ciekawszy jest casus wyborów do Rady Miasta Tomaszowa. Tutaj mamy do czynienia z bardzo prostymi schematami, gdzie takie komitety jak Możemy czy Wszyscy Razem czy nawet Forum Samorządowe z PO i SLD stworzyły sytuację, gdzie przepadli niemal wszyscy kandydaci poza tymi z PIS. Może i ktoś nie lubi PO albo PSL czy Forum. Ok. Tylko, że poprzez to rozbicie Rada Miasta w wyborach większościowych stała się monolitem PIS co jest przesadą patrząc na poglądy tomaszowian oraz na liczby oddanych głosów na radnych Rady Miasta.
Logika wyborcza nakazywała połączyć siły. Lokalne ambicje i spory były jednak silniejsze, a sytuację ostatecznie dobiło 13, a raczej 12 kandydatów komitetu Możemy, którzy pojawili sie chyba jako ostatni w 12 spośród 23 okręgów wyborczych. Komitet powołany w ostatniej chwili, który jak nikt inny najlepiej jak to było możliwe pomógł przechylić szalę do Rady Miasta na rzecz kandydatów PIS. W tych 12 okręgach przeciw kandydatowi silnego i popularnego PIS kandydowało 5 innych kandydatów do Rady Miasta. V kolumna czy głupota połączona z naiwnością i brakiem wiedzy czy bezgraniczny cynizm? Któras wersja odpowiedzi na pewno jest prawdziwa. Musi być.
O realnej jakości i tym co stoi za takimi inicjatywami i im podobnymi najlepiej świadczy fakt, że pełnomocnik finansowy tego komitetu został w trakcie wyborów aresztowany przez policję za malwersacje finansowe w jego działalności. Przykładowo lokalny tygodnik ten fakt w kampanii pominął. Czemu, to już odpowiedź zostawmy czytelnikom. Faktycznie ja i nasz komitet nie biegaliśmy do mediów to nagłaśniać ten fakt, bo nie o to chodzi w kampanii.
Nie będzie dobrze w Tomaszowie jeśli masę głosów będzie marnowanych przez cudowne i znikąd nagle tworzone pod publiczkę i wybory byty polityczne połączone lokalnymi osobistymi sympatiami i z nie wiadomo bliżej czyimi pieniędzmi i nie wiadomo skąd, będą jak rakiety wpadały z impetem na wybory i po krótkiej demolce znikały w niepamięci i niechwale. Nie będzie dobrze jeśli będziemy w ten sposób rozmawiać medialnie zamiast współpracować i przed wyborami dokonywać mądrzejszych wyborów, by nawet kosztenm straty części swoich koncepcji ostatecznie mieć wpływ na losy miasta i powiatu nie tylko z pozycji widzów i komentatorów.
Liderzy zmiany w Tomaszowie jak Pani redaktor Agnieszka Łuczak i im podobni na przyszłość wierzący, że są najlepszym wyborem dla miasta powinni najpierw głęboko przemyśleć skutki swoich działań i ostateczne efekty jakie osiągają czyli jakie konsekwencje w Tomaszowie de facto osiągną. Na tym też polega polityczne i demokratyczne rzemiosło. Tu dodatkowa konkurencja do Rady Miasta wywindowała ponad progi realnego poparcia udział PIS w lokalnej władzy. Oczywiście można to obśmiać i snuć sterty miłych tekstów że partie złe i my tylko dobrzy, i w ogóle inni bebe. Tylko nasi kandydaci i nasz komitet najlepiej apolityczny był najlepszy. Ok. Fakty są takie, że mamy 20 radnych PIS sposród 23 ogółem. Liczą się fakty i realne skutki, a nie dobre chęci i słowa, które nic nie kosztują. To są włodarze miasta i szanując ich dyskutujmy i współpracujmy z nimi, a kiedy trzeba krytykujmy i polemizujmy. A przed wyborami trzeba po prostu budować szersze i silniejsze bloki. Na tych błędach należy się uczyć. Każdy, w tym ja sam…
Ludziom, którzy wierzyli w skuteczność ich lidera trzeba powiedzieć zwyczajnie i po ludzku przepraszam. Nie wyszło mimo wiary i pracy i tyle. Chciałam/em dobrze i jakoś tak to nie wyszło i do tego pośrednio dzięki moim działaniom PIS jest w naszym mieście hegemonem. Ja ze swej strony przepraszam za wiele swoich błędów, w tym łączenie kandydowania do dwóch organów samorządu czy nieumiejetnosc znalezienia kandydata, który by wygrał II turę. Choć to nie moje decyzje tak to ukształtowały, że kandydowałem do dwóch organów. Jestem zawsze gotów do spokojnej współpracy z każdym człowiekiem dobrej woli. Umiem przepraszać i to niniejszym robię. Mam pokorę i dobrą wolę do współpracy z każdym, również tymi którzy w samorządach nie zaistnieli, bo tak potoczyła się historia.
Nie będzie lepiej dopóki będziemy traktowali wybory jak wojnę kultur i złych - z dobrymi ludźmi. Wszyscy jesteśmy wielobarwni i brak przesady, mniej emocji oraz stawiania bardzo jednostronnych i krzywdzących innych tez – najlepiej dobrze zrobi temu - by było lepiej…
Arkadiusz Gajewski
radny Sejmiku Województwa Łódzkiego
Napisz komentarz
Komentarze