Lechia ma problem ze strzelaniem goli. Co ciekawe naszym zdaniem ten problem nie wynika z braku umiejętności piłkarzy Trzy ostatnie spotkania pokazały że ryzykiem i prostymi schematami można osiągnąć cel w postaci bramki.
W pierwszej połowie meczu z Bronią Radom, Lechiści zaprezentowali się fatalnie. Barcelona z Nowowiejskiej została zdominowana. Przy wyniku 0: 1 skończyła się jednak kalkulacja i zaczęliśmy posyłać piłkę do przodu. Nagrodą za taką grę był gol na remis.
Co prawda chwilę później straciliśmy gola numer dwa, jednak zmiany ofensywne, których dokonał Dariusz Rogulski i posyłanie piłki do napastników przyniosły rezultaty.
Z Ursusem podobnym mecz, tyle że Lechiści zagrali dużo lepszą pierwsza odsłonę. Niestety schematyczna gra piłką korzyści nie przyniosła, co więcej Daniel Szymczyk ukarany został czerwoną kartką. Ursus wykorzystał przewagę w polu i objął prowadzenie w ostatnich 10 minutach. Lechiści po raz kolejny pokazali jednak charakter, zaczęli częściej posyłać piłki i strzelili gola. Do wygranej to jednak nie wystarczyło.
Ostatni mecz z ŁKS rozpoczął się dla nas dobrze. Pierwszy kwadrans Lechia zdominowała, kolejne już jednak były słabsze. W drugiej odsłonie za swoją asekurację zostaliśmy po raz kolejny ukarani. Zielono czerwoni ponownie mając przysłowiowy „nóż na gardle” musiała wziąć się do gry. Kalkulacje poszły na bok i trzeba było zaryzykować. Po częśći opłaciło się przez 10 minut obejrzeliśmy więcej groźnych uderzeń na bramkę rywala jak w poprzednich osiemdziesięciu. Szkoda jednak kolejnych straconych punktów, tym bardziej, że beniaminek prezentował się w sobotę bardzo przeciętnie.
Ktoś może napisać że się czepiam. Debiut nowego szkoleniowca w meczu z rezerwami Pogoni Siedlec był przecież jak marzenie. Trzy strzelone rywalowi bramki i zero z tyłu. Ktoś dociekliwy może się jednak zastanawiać czy była to wreszcie silna Lechia, czy też kryzys przeciwnika wpłynął na taki rezultat, bowiem Pogoń przegrała łącznie cztery gry z rzędu tracąc aż 13 goli?
Liga jest wyrównana to fakt, jednak gołym okiem widać, iż naszemu zespołowi brakuje liderów – szczególnie w formacji pomocy. Żaden z zawodników poczynając od pozycji numer sześć, nie jest w stanie wziąć ciężaru gry na siebie, zrobić różnicy w pojedynku „jeden na jeden”. Co ciekawe nie ma takiego, który by wykazywał chęć. Obserwując grę - pół żartem, pół serio można odnieść się wrażenie że piłkarze w swoich kontraktach rozliczani są z celnych podań, bądź ze strat piłki.
Pisząc już poważniej - dziury starają się łatać Mirecki i Matysiak z obrony, ale i oni nie są w stanie sami pociągnąć meczu. Gra Matysiaka zresztą imponuje. Kompletny brak jakiegokolwiek strachu przed przeciwnikiem często owocuje bólem zawodnika. Tak wygląda jednak dzisiejsza piłka nożna. Wygrywają ci, którzy nogi nie odkładają. Czasem trzeba kopnąć dwa razy przeciwnika na początku meczu, aby zaczął czuć do nas respekt. U większości piłkarzy Lechii tego elementu gry psychologicznej nie widzimy.
Dużą korzyścią z gry pozycyjnej Lechii jest fakt, iż przez pełne 90 minut mamy szansę na korzystny wynik i to jest wielki plus. Niestety w tym całym schemacie – brakuje jednej prostej rzeczy tj. gry do przodu. Klepanie piłki na własnej połowie, albo w okolicach środka boiska, zagrania do tyłu i na boki to nie jest rozwiązanie – wygrywać i tak seryjnie nie wygrywamy, a jednak wciąż jesteśmy świadkami jakiś piłkarskich szachów Lechii w okolicach bramki Holewińskiego. Znajdzie się jednak także uwaga do Jeżyka. Nasz bramkarz także sam często opóźnia wnowienie gry, zbyt wolnym wyrzutem, bądź kopnięciem piłki. To są detale, jednak nie rzadką mające pozytywny wpływ na przebieg rywalizacji.
Wracając do ostatniego ligowego pojedynku z ŁKS Łódź - do gry wrócił Kamil Szymczak. Zapewne naszego kapitana niebawem zobaczymy w wyjściowej jedenastce. Tutaj już dzisiaj trzeba jasno rzec - nie może zdarzyć się taka sytuacja, iż pozostali piłkarze, będą zrzucać odpowiedzialność na zawodnika, który wrócił do po dłuższym przerwie z piłką. Kamil owszem wzmocni zespół, ale obciążanie go presją przez kolegów będzie mocno niestosowne, a i samemu Szymczakowi nie ułatwi powrotu. Podobna odpowiedzialność ciąży na kibicach. Nie możemy od razu oczekiwać od piłkarza z numerem 10 cudów na boisku.
Podsumowując tekst. Trener Dariusz Rogulski stara się iść w dobrym kierunku, jednak musi znaleźć piłkarzy, którzy zaczną ciągnąć tą całą drużynę, zrobią różnicę w grze jeden na jeden, zaczną rozgrywać piłki z rywalem na plecach, albo mając ich dwóch koło siebie. Prościej mówiąc liderów z piłkarskimi jajami do gry na połowie przeciwnika, a nie na własnej. Takich, którzy podejmą ryzyko niezależnie od sytuacji na murawie.
Już w sobotę trudny wyjazd do Kleszczowa. Omega podnosi się z kolan, co udowodniła w meczu z Polonią w Warszawie. Nie będzie to dla nas łatwy pojedynek, ale wierzymy w dobrą grę zielono – czerwonych.
Napisz komentarz
Komentarze