Na zakończenie uroczystego obiadu odbył się koncert Simon Thacker’a i Justyny Jabłońskiej. Około 24.00 odwieziono nas do domu pani Teresy Elas, która z kolacją nas oczekiwała. – Czekam na was z kolacją bo wiem jak wyglądają „uroczyste obiady” na tego typu uroczystościach. Podniecą żołądki i człowiek wychodzi głodny po takim obiedzie. Niesamowita kobieta. Faktycznie miała rację, zjedliśmy na gorąco lekko strawne leczo, przekąszając kawałkiem ciasta i udaliśmy spać. – Jutro śniadanie o 10.00 – docierał do nas udających się do pokoi głos gospodyni.
Edynburg.-Poniedziałek-23-czerwca-2014r
Wstaliśmy jak zwykle późno, około 9.00 rano, wiedząc, że dzisiaj wszystko się już kończy a samolot z Glasgow mamy dopiero o 20.40 (21.40 polskiego czasu). Zresztą z panią Teresą tak się umówiliśmy. Pozostało nam tylko się spakować, co zaplanowaliśmy po śniadaniu. Śniadanie mieliśmy w pomieszczeniu pani Elas (Biuro Office), bo poza konsumpcją chcieliśmy z gospodarzami porozmawiać, podsumować swój pobyt, podziękować im za szczególną gościnność.
Tak też się stało, w wyniku przyjacielskich rozmów otrzymaliśmy zaproszenie od gospodarzy na każdy inny termin, że zawsze dla nas znajdzie się wolne łóżko i wikt. Marek gospodarzom podarował swoją This Is Jazz a ja pozostawiłem im dwa filmy, które zabrałem z sobą, Marek Karewicz – Złoty Fryderyk w Tomaszowie i 75 urodziny Marka Karewicza w Tomaszowie. Po śniadaniu wyszliśmy na mały spacer do pobliskiego parku, by pooddychać świeżym powietrzem i pożegnać się ze Szkocją, z Edynburgiem. Na godzinę 17.00 umówieni byliśmy z kierowcą, który miał nas odwieź na lotnisko w Glasgow.
Przy kolacji otrzymaliśmy od gospodyni przygotowane paczki z suchym prowiantem, - Na wypadek opóźnienia lotów, byście nie byli głodni proszę przyjmijcie te paczki. Na pewno się przydadzą. Samochód przyjechał punktualnie i po pożegnaniach udaliśmy się na lotnisko w Glasgow. Tu, nieoczekiwanie dla nas, spotkaliśmy się z Kingą Plich, która znalazła się w terminalu lotniska (mniej więcej o tym czasie odprowadzała kogoś na samolot do Stanów) by nam podziękować za przybycie na imprezę i nas pożegnać.
O czasie wsiedliśmy do samolotu i po edynburskiej przygodzie wylecieliśmy do Polski. Krótko po północy naszego czasu wylądowaliśmy na warszawskim Okęciu. Taryfą, Marylę zawieźliśmy do jej domu na Łucką a ja z Markiem i Wiesiem dotarłem na chatę na Nowolipki, do Karewicza. Nie jedząc kolacji, zmęczeni, pełni wrażeń poszliśmy spać. Rano udałem się na Dworzec Zachodni z stąd PKS-em udałem się do Tomaszowa Mazowieckiego.
Napisz komentarz
Komentarze