Gdzie się podziały tamte prywatki niezapomniane/ Elvis, Sedaka, Speedy Gonzales albo Diana/ pod paltem wino a w ręku kwiaty/ wieczór, bambino i Ty/ same przeboje Czerwonych Gitar/ tak bardzo chciało się żyć. Refren - Gdzie się podziały tamte prywatki/ gdzie te dziewczyny, gdzie tamten świat/ gdzie się podziały tamte wspomnienia/ naszych szalonych, wspaniałych lat. – Rodzina w kinie na drugim seansie już z nudów ziewa/ tutaj Paul Anka, Stonsi, Beatlesi, Cliff Richard śpiewa/ tuż przed maturą kwitły kasztany/ żyło się tak jak we śnie/ gdzie te prywatki niezapomniane/ czy jeszcze pamiętasz mnie.
Tą przepiękną melodię do słów dziennikarza radiowo/telewizyjnego obchodzącego w tym (2013) roku 55 lat pracy w zawodzie - Marka Gaszyńskiego – skomponował były lider zespołów Czerwono Czarni i Trubadurzy, wspaniały wykonawca piosenek, muzyk i kompozytor - Ryszard Poznakowski. Utwór ten może być tak piękny, nostalgiczny, autentycznie brzmiący tylko dlatego, że wszyscy trzej (kompozytor, autor słów i wykonawca) tworzący to muzyczne dzieło, reprezentują jedno pokolenie i tamten czas, czas prywatek, mówiąc kolokwialnie, oni wszyscy czuli bluesa.
Dziś, kiedy analizuję swoją młodość, ten najwspanialszy okres życia każdego człowieka, to stwierdzam, że dla rozwoju i rozpowszechniania rock’n’rolla, prywatki miały ogromny jeśli nie decydujący wpływ. Jakość domowych, muzycznych spotkań zależała na pewno od uczestniczących osób (chłopców, dziewcząt), rodzaju mieszkania (chaty), w której miało odbyć się spotkanie ale przede wszystkim od rodzaju muzyki i sprzętu do jej odtwarzania.
By obiektywnie opowiedzieć o epoce prywatek koniecznie trzeba podzielić je na dwa etapy. Pierwszy, kiedy jeszcze nie istniał magnetofon a muzykę odtwarzał gramofon (adapter). Wówczas liczyły się tylko płyty, właściwie wybór dotyczył, czy to singiel (dwa lub cztery nagrania po obu stronach, „A i B”, płyty) czy płyta długogrająca (longplay), która na stronie miała od 5/8 nagrań czyli do 16 utworów (nieraz więcej) na całej płycie. Jeśli chodzi o obsługującego prywatkę, przeważnie był to gospodarz, wygodniej było mieć na imprezie same longpleye, mniej pracy przy obsłudze adapteru. Puściło się płytę i … z głowy. Ale płyta długogrająca miała również swoje mankamenty, na danej stronie nie zawsze wszystkie utwory były tanecznie ciekawe czy melodyjne. Prostsza sprawa była z singlem, jeżeli był to hit, nie było problemu, tyle, że trwało to zbyt krótko. W tym układzie wymagane było częściej zmieniać krążki. Kłopoty występowały później, kiedy obecni na prywatce wzmocnieni tańcami, szczyptą alkoholu, rozkręcili się, zaczęli czuć się bardziej na luzie, swobodniej. Wówczas sytuacja stała się inna, tańczące pary wymagały teraz serii nagrań, by non stop leciały piosenki tak zwane, nagrania migdałowe. I to był główny problem płyt analogowych, długogrających. W takich momentach nic gorszego nie było jak ciągła zmiana rytmu, wolny, szybki, wolny, szybki … i tak na przemian, bo tak układane było stopniowanie napięcia przez decydenta konstruującego kolejność utworów na danej płycie.
Inaczej działo się kiedy nastała era magnetofonów, czyli drugi etap prywatek, wówczas każdy mógł być decydentem, co do układania kolejności i jakości utworów. Przeważnie wszystkie prywatki rozpoczynały się hitchcockowskim trzęsieniem ziemi czyli puszczane utwory na początku spotkania były najbardziej rytmicznie szalonymi, by po jakimś czasie, kiedy wszystko się ułożyło i wiadomo, kto z kim, właściwe było puszczenie w ruch migdałowej strony taśmy.
Napisz komentarz
Komentarze