[reklama2]
W drugiej połowie czerwca tegoż roku, rozmawiałem na skypie z Wojtkiem Szymańskim. Nasza kolejna rozmowa dotyczyła (w tym temacie debatujemy co najmniej od roku) przeprowadzki z Nowego Jorku na Florydę, do Miami Beach. Choć od kilku miesięcy temat był mi dobrze znany, to zawsze gdy podejmowaliśmy kryptonim przeprowadzka, bywała w tak zwanych powijakach. Jednak tym razem Wojtek operował już konkretnymi datami florydzkiego przedsięwzięcia.
Wszystko zależało od kupna jego domu na Long Island, bo dużo wcześniej posiadł (kupił) piękny dom na Florydzie, ba! Nawet przesłał mi cudowne FOTO nowej posesji. Długo czekał na nabywcę swojego domu, aż stało się. Dom na Long Island został sprzedany. Sporządzono z nabywcą notarialną, wstępną umowę kupna. Podczas naszej kosmicznej rozmowy, przyszedł moment smutny, powiedziałbym bardzo smutny, szczególnie dla Wojtka.
– Słuchaj Antek, wraz z przeprowadzką na Florydę mam również inny problem, powiedziałbym problem całego, mojego, dorosłego życia. Są rzeczy, których nie mogę zabrać z sobą do Miami Beach, a są mi bardzo drogie. Chodzi mianowicie o analogowe (LP) płyty długogrające. Przez blisko 50 lat uzbierał się w mojej dyskografii cały, światowy rock’n’roll i inne pochodne temu stylowi. A jest tego dużo, powiedziałbym, że bardzo dużo. Chciałbym całe moje, rock’n’rollowe życie w postaci płyt, choć z bólem serca, przekazać w odpowiednie ręce. Czy mógłbyś kogoś takiego znaleźć, zaproponować? Może również być to instytucja.
Tą informacją Wojtek zaskoczył mnie bardzo, choć wiedziałem o jego potężnych, płytowych zasobach to jednak na moje usta samoistnie pchała się informacja, - Jak dużo masz tych płyt? Szymon na moment się zastanowił, po czym odpowiedział, - Dużo Antek, bardzo dużo. Zripostowałem natychmiast. – Powiedz konkretnie ile? Nastąpiła w naszej rozmowie przerwa, kilkuminutowa, po której to Wojtek dotarł do swojego, prywatnego katalogu (wszystkie płyty single i LP alfabetycznie spisywał) i powiedział, - W/g mojego wykazu jest tego ponad 1000, konkretnie 1087 (słownie: jeden/tysiąc/osiemdziesiąt/siedem szt) a ważą blisko 450 kg, czyli jak zauważyłeś jest tego sporo. Już w trakcie naszej rozmowy w mojej głowie świtało; - Idealny prezent dla Fundacji Sopockie Korzenie, przecież ta instytucja tworzy, buduje muzeum polskiego rock’n’rolla w Sopocie, a w tym roku przypada V Rocznica powstania tej Fundacji.
W naszej płytowej dyskusji poprosiłem Wojtka o pozostanie przy skypie a sam natychmiast wykonałem telefon (choć było późno, dochodziła godzina 23.00) do Wiesława Śliwińskiego (wiceprezes Fundacji Sopockie Korzenie). Wiesław na szczęście jeszcze nie spał a wręcz przeciwnie w ramach swoich zawodowych obowiązków znajdował się w Warszawie, w mieszkaniu Marka Karewicza, gdzie obaj przed capstrzykiem rozmawiali o najbliższych, wspólnych, planowanych wyjazdach po Polsce, Europie. Na spotkania, wystawy, koncerty jazzowe, odczyty związane nie tylko z gawędami mistrza fotografii ale jego wspaniałymi pracami w dziedzinie FOTOGRAFIA, w postaci rollapów, fotogramów czy projektów okładek płyt gramofonowych. Wiesławowi przedstawiłem treść rozmowy z Szymonem, w trakcie której się znajdowałem (Wiesław poznał Szymona gdzie wspólnie uczestniczyli w marcu 2011 roku w Tomaszowie, w Spotkaniu po latach, w naszej kultowej Literackiej) po czym zaprosiłem go do wspólnej dyskusji.
Przystawiłem swoją komórkę do głośnika komputera i poprosiłem Szymona by od początku powtórzył problem z przekazem w dobre ręce swojego największego skarbu życia, długogrających płyt analogowych. Już po kilku słowach wypowiedzianych przez Wojtka, Wiesiek przerwał dyskusję skierowując do mnie te słowa; - Antek przekaż Szymonowi, żeby powstrzymał się z poszukiwaniem innego odbiorcy, bierzemy jako Fundacja całą płytotekę. Nic piękniejszego na jubileusz V Rocznicy nie mogło nas spotkać, jak nieoczekiwanie, najcenniejszy prezent od Wojtka. Jest już noc, jutro od rana prezes fundacji Wojtek Korzeniewski przejmie pałeczkę i zapewniam, że temat zrealizujemy do końca. Podaj mi tylko pocztę mailową i telefon do Szymona. O Boże! Jaki cudowny dar trafił się mojej fundacji, porównać to można tylko z kaszą manną jaka na pustyni Mojżeszowi, spadła z nieba.
Już nazajutrz, od wczesnego ranka rozgorzała gorąca linia w postaci wymiany informacji mailowych w powstałym trójkącie, Sopot – Tomaszów Maz - Nowy Jork. Nieopatrznie stałem się ważnym łącznikiem, katalizatorem tego przedsięwzięcia. W trakcie wymiany listów przez Atlantyk, w jedną i drugą stronę, wszystkie docierały również na moją pocztę. Stałem się więc świadkiem szczególnego przedsięwzięcia pod kryptonimem, darowizna. Wyłonił się w trakcie wymiany korespondencji na linii – Sopot, Nowy Jork - drobny niuans, który urósł do rangi problemu, tak dla Wojtka Szymona jako darczyńcy, jak również dla Fundacji Sopockie Korzenie jako odbiorcy. Wojtek załadował całą dyskografię w szesnaście paczek (pakowanie wg obowiązujących norm przez przewoźnika), w całości ważące blisko 450 kg, co automatycznie wyeliminowało przerzut do Polski drogą lotniczą. Do zrealizowania wysyłki pozostał tylko transport morski. Szymon pozyskał informację, że opłata za przerzut płytowej darowizny do kraju drogą morską, wyniosła by ca 1.400 dolarów amerykańskich czyli około 4.500 złotych. Takich pieniędzy nie posiadał Wojtek, nie posiadała Fundacja Sopockie Korzenie. Pozostało Fundacji znalezienie bogatego sponsora, ewentualnie poszukanie przewoźnika, który dostarczyłby do Polski gratis, wojtkową darowiznę.
Do akcji wkroczył współtwórca i aktualny prezes Fundacji, Wojtek Korzeniewski (był przed laty dyrektorem sopockiego festiwalu i pełnił wiele ważnych funkcji w trójmiejskim świecie kultury). Pan Korzeniewski odwiedził dyrekcje portów w Gdańsku i Gdyni, której przedstawił problem z morskim przewozem nowojorskiej darowizny. Początkowo wysyłką miało zająć się polskojęzyczne Radio Chicago, w którym to Wojtek Korzeniewski miał wielu przyjaciół, byłych mieszkańców Trójmiasta. Często udzielał w nim wywiadów dla potrzeb amerykańskiej polonii. Istniała tu instytucja, która zajmowała się morskim przewozem materiałów z USA do Europy.
Kiedy protegowany przez Fundację, Wojtek Szymon, telefonicznie skontaktował się z decydentami wysyłkowej firmy w Radio Chicago, ci zrozumieli albo tak chcieli rozumieć, że za przewóz do Polski płyt, należy uiścić w/w przez Wojtka, należność. Troszkę się pogmatwała sytuacja ale nieustępliwy pan Wojtek Korzeniewski nie dał sobie żadnych szans na odpoczynek i już w następnym dniu po interwencji w gdyńskim porcie szybko znalazł się drugi przewoźnik, firma CH Hartwig.
Z tą firmą skontaktował się Wojtek Szymon i wydarzenia z przewozem darowizny do Polski, lawinowo, bardzo szybko dobiegły końca. Po blisko trzytygodniowej, komputerowej operacji, wymianie listów o kryptonimie, darowizna, największy skarb życia Szymona, około 10 lipca został załadowany na statek w porcie Nowego Jorku obierając atlantycki kierunek do Europy, do portu w Gdyni. Planowe dotarcie statku towarowego firmy Hartwig wyznaczone zostało na dzień 8/9 sierpnia 2013 (piątek/sobota) roku.
Kiedy piszę ten tekst, morska przesyłka znajduje się blisko gdyńskiego brzegu. O zakończonej podróży nowojorskiej darowizny, jak również o uroczystościach umieszczenia ich (jako ekspozycję) w specjalnej Sali budynku administracji Opery Leśnej w Sopocie, będę na łamach portalu Nasz Tomaszow wszystkich czytelników Subiektywnej Historii R&R, informował.
Jeszcze przed wysyłką darowizny, Szymon przesłał na moją i Fundacji pocztę, alfabetyczny wykaz (29 list) longplayów, które stanowiły zawartość morskiej przesyłki. Muszę powiedzieć, że przeżyłem szok zaglądając, tylko pobieżnie, w listę wykonawców i tytuły ich płyt. Teraz dopiero zrozumiałem cierpienie Wojtka po utracie takiego skarbu, pomijając kompletną zawartość twórczości płytowej największych z największych; jak Elvisa, Jerry Lee, Brendy Lee, Billa Haleya, Carla Perkinsa, Wandy Jackson, Chucka Berryego, Little Richarda, Roya Orbisowna, The Beatles, The Rolling Stones, The Animals czy Cliffa Richarda z zespołem The Shadows, znalazły się również na tych listach całe bloki płyt przeróżnych styli około rock’n’rollowych, jak country (Johnny Cash, Jim Reeves, Dwight Yokam, Dolly Parton czy Patsy Cline), blues (BB King, John Lee Hooker, Muddy Waters czy Big Joe Turner), rock-a-billy (Billy Lee Riley, Barbara Pittman, Carl Mann, Waren Smith, Sonny Burgess czy Andy Williams), gospel (George Beverly Shea, Harlem Gospel Choir, Choeur Gospel czy Fellicite Taylor), rhythm and blues (Fats Domino, Beyonce Knoweles, Tina Turner, Kinks, Procol Harum, Yardbirds, Blood czy The Who), doo wop (The Drifters, The Coasters, Little Anthony, Frankie Lymon czy The Tokens), jazz (Louis Armstrong, Ray Charles, Duke Ellington, Acker Bilk, Count Bassie czy Dave Brubeck).
Wśród setek tytułów płyt, wykonawców znalazłem kilka rodzynków z naszych szczenięcych lat, kiedy każdy dzień przeżyty z rock’n’rollem był darem od Boga.
Zauważyłem zapomniane dawno z LP nazwisko, Bill Justis i jego wielki hit z połowy lat 50-tych – Raunchy z cudownym altowym saksofonem, który to hit często, można powiedzieć codziennie, nawet w reklamach, przez dłuższy okres słyszalny był w Radio Luxembourg.
Bill Justis to wspaniały saksofonista, kompozytor, również muzyki filmowej (Mistrz kierownicy ucieka, Kaktus Jack czy do filmu z Elvisem Kissin’ Cousins, w którym również gra w filmowym zespole na saksofonie).
Drugi, Dave Bartholomew, może nie tyle zapomniany, co występujący na drugim planie wielkiego bandu Fatsa Domino, jego przyjaciel, trębacz, tekściarz, piosenkarz, kompozytor (stworzył większość przebojów dla Domino), My Ding a Ling. Odwieczny kierownik artystyczny zespołu i … w czasie trwania koncertu najczęściej prowadzący bardzo dowcipnie, konferansjerkę.
Dostrzegłem jeszcze jeden krążek długogrający, niejakiego Big Boppera z nieśmiertelnym utworem Chantilly Lace. Big Bopper to 28-letni DJ amerykańskiego radia (tyle miał lat w dniu tragicznej katastrofy). Zasłynął tym, że przez okres 122 godzin, bez przerwy w swoim radio prezentował najukochańszą audycję muzyczną, This Is Rock’n’Roll.
Pisał także teksty do różnych kompozycji, dla różnych wykonawców. Również zaczął komponować, śpiewać i nagrywać. Zdążył nagrać kilka utworów, które po jego zaskakującej śmierci, uzbierano w całość. Dzięki temu powstała, jedyna, unikatowa płyta LP pod tym samym tytułem co wspomniany utwór.
Big Boppera w pierwszą, dziewiczą trasę (styczeń/luty 1959r) koncertową, jak się okazało ostatnią, zabrał dobrze już znany na muzycznym, amerykańskim rynku, Buddy Holly. Ogromne opady śniegu, duży panujący mróz, były wielkim utrudnieniem dla wielu muzyków i piosenkarzy biorących udział w tym tourne w północno zachodnich Stanach USA. Odpowiedzialny za grupę Buddy, wynajmuje dla najbardziej odczuwających trudy przemieszczania się, awionetkę. W nocy z 2/3 lutego, tuż po północy, w samolocie znajdował się, oprócz pilota – Buddy Holly, Ritchie Valens i Big Bopper. W kwadrans po starcie maszyna runęła na ziemię, nikt nie ocalał. Po Bopperze pozostał skomponowany i wykonywany przez wielu piosenkarzy, przebój Chantilly Lace.
Kiedy opadł pył bitewny i ucichły emocje związane z operacją darowizna, przyszedł czas na refleksję - do czego przyrównać mogę Wojtka prezent? Przypomnę tylko, że aktualna wartość rynkowa analogowych płyt oscyluje w przedziale 13.000/15.000 dolarów amerykańskich. Czy mogę wycenić przesyłkę tylko wartością w zielonych? Szymon nie brał finansowej strony pod uwagę, to wiem na pewno. Dla niego PŁYTY to coś więcej niż pieniądze, to duża część jego dorosłego życia, to jego DUSZA. Uważam ten płytowy przekaz polskiej placówce kulturalnej, Fundacji Sopockie Korzenie, zajmującej się oświatowym krzewieniem i historią Rock’n’Rolla na świecie i w Polsce, za głęboki wyraz patriotyzmu. Znając Wojtka, jego stosunek i uczucia do kraju, do historii, wiem, że nie przesadzam , że uczynił to z pobudek wyłącznie patriotycznych. Dlatego z dużą niecierpliwością oczekuję piątku, dnia 20 września 2013 r, w którym to dniu w sopockiej Operze Leśnej odbędą się uroczystości z okazji V Rocznicy powstania Fundacji Sopockie Korzenie oraz finał V Edycji konkursu WSPOMNIENIA MIŁOŚNIKÓW ROCK’n’ROLLA. W tym konkursie udział bierze Wojtka Szymona darowizna płytowa i moja praca konkursowa SUBIEKTYWNA HISTORIA ROCK’n’ROLLA W TOMASZOWIE MAZ (poprawione, pierwsze 50 felietonów). Myślę, że nasze miasto godnie będzie reprezentowane, o czym będę opowiadał na tym portalu, a tymczasem z niecierpliwością oczekuję wieści z Gdyni, czy do portu dopłynął statek z firmy CH Hartwig?
Napisz komentarz
Komentarze