Ma to szczególne znaczenie na gruncie lokalnym, na którym samorządy mają możliwość czerpania z wiedzy, kreatywności i aktywności własnych mieszkańców. Niestety system, który mógłby stać się swoistym perpetuum mobile, napędzającym rozwój miast i miasteczek, został na przestrzeni lat wykoślawiony. Organizacje sprowadzono do roli petentów lub klientów, pozbawiając całkowicie roli partnerów.
Przykro to mówić ale stało się tak trochę na własne życzenie tych podmiotów, które zainteresowane nie są dialogiem ale konsumpcją budżetowych pieniędzy. Takie działania tworzą karykaturę społeczeństwa obywatelskiego, w którym władza rozdzielając publiczne środki decyduje o bycie (lub niebycie) podmiotów teoretycznie od siebie niezależnych.
Nikt nie narazi się przecież swojemu „dobroczyńcy” krytykując jego działania albo wykazując mu, że jednak nie jest nieomylny. Nikt też nie jest zainteresowany w stymulowaniu działań administracji publicznej, bo to ona ma bezpośredni wpływ na rozdział pieniędzy. Szkoda, bo jest to ewidentnie niewykorzystany potencjał ludzki.
Mówimy o niebagatelnych środkach finansowych, bo sięgających w samym mieście, dwóch milionów złotych, dodatkowymi funduszami dysponuje przecież Powiat. Jest więc o co zabiegać a najlepiej mieć wpływ na rozdział tych funduszy.
Stąd na listach wyborczych różnych partii i komitetów znajdują się działacze społeczni, często ideologicznie nie mający nic wspólnego z daną partią. Są dalecy zarówno ludzko, jak i światopoglądowo. Komitety o takie osoby zabiegają, bo liczą na poparcie zrzeszonych w stowarzyszeniach członków. W ten sposób do Rady Miejskiej i Powiatu trafiają ludzie, których podstawowym celem bywa pozyskanie środków dla własnych klubów sportowych, stowarzyszeń i fundacji. Przykłady radnych powiatowych opisaliśmy w artykule Radnemu łatwiej. Postawiliśmy wtedy pytanie dotyczące etyki takiego działania. Jeden z opisanych wtedy radnych odpowiedział nam wprost, że po to do Rady kandyduje aby te pieniądze załatwiać, a jego wyborcy głosują na niego, by był w tym skuteczny.
Tyle, że skuteczność z punktu widzenia wąskiej grupy zainteresowanych osób jest czymś całkowicie innym niż skuteczność w zarządzaniu miastem, jako złożonym organizmem. W ten sposób interesy wszystkich mieszkańców miasta podporządkowywane są interesom małych grupek i grupeczek.
Samorządowe patologie występują u nas od lat. Jeszcze kilka lat temu powszechne było zatrudnianie radnych bezpośrednio w jednostce, w którego skład organu stanowiącego wchodzili. Ustawodawca postanowił więc nieco system uszczelnić, wprowadzając system zakazów. Kilka lat temu stało się niemożliwe nie tylko zatrudnienie wprost w danym urzędzie ale również zakazano prowadzenia działalności gospodarczej z wykorzystaniem samorządowego majątku.
Dotyczy on zarówno przedsiębiorców, jak i organizacji społecznych. Zakaz zatrudnienia w jednostce macierzystej szybko zaczęto omijać, poprzez korumpowanie radnych przez oferowanie im posad w jednostkach podległych. Zakaz dotyczący zakazu prowadzenia działalności jest jednak dosyć trudny do ominięcia. Przekonał się o tym w ubiegłej kadencji radny Wiesław Pawłowski, który z mandatu musiał zrezygnować, z uwagi na pełnienie funkcji prezesa, tomaszowskiej Lechii. Radny, trzeba przyznać, że honorowo sam złożył mandat i zwrócił pobrane diety, mimo że funkcja prezesa była raczej tytularna a działalność gospodarcza klubu ograniczała się do jego działalności statutowej i dochód w całości na nią był przeznaczony.
Pojawiały się wtedy również pytania dotyczące innych radnych, w tym pani Krystyny Wilk. Ktoś jednak uznał, że prowadzony przez nią Tomaszowskie Uniwersytet Trzeciego Wieku pod zapisy ustawowe nie podlega, a w statucie nie ma zapisanej działalności gospodarczej. Mimo to sprawa wydaje się mocno wątpliwa i warta wyjaśnienia chociażby w kontekście zbliżających się w przyszłym roku wyborów samorządowych. Dlatego też postanowiliśmy wystąpić w tej sprawie z prośbą o weryfikację do organu nadzoru, jakim jest wojewoda łódzki. Teraz pozostaje poczekać na rozstrzygnięcie nadzorcze pani Jolanty Chełmińskiej, a właściwie jej służb prawnych.
Samo korzystanie z dotacji przez organizację kierowaną przez radnego nie jest zakazane prawem. Jest natomiast mocno wątpliwe etycznie. Z jednej strony bowiem ogranicza konkurencję w pozyskiwaniu pieniędzy ze środków publicznych, z drugiej blokuje swobodę działalności samorządowca. Nietrudno sobie wyobrazić, że w któryś kolejnych wyborach do Rady Miejskiej wybranych zostanie 23 podobnych społeczników z różnych organizacji pozarządowych. Jak będą pracować nad kolejnymi budżetami i jakie będą składać oficjalne i nieoficjalne wnioski.
System jest szkodliwy również dla samych organizacji, które swoją aktywność w pozyskiwaniu środków ograniczają jedynie do składania sztampowych (co roku identycznych) wniosków o udzielenie wsparcia finansowego. Tymczasem samorząd nie jest tylko i wyłącznie od finansowania pomysłów hobbistycznych, nawet tych najbardziej oryginalnych i ciekawych. Jego zdaniem jest wspierać działania i zapewniać dla nich warunki lokalowe. Organizacje powinny same poszukiwać sponsorów, darczyńców i łożyć składki na ich utrzymanie. Uzależnienie się od jednego strumienia finansowego doprowadza wcześniej, czy później do upadku, szczególnie jeśli przybiera ono formę ubezwłasnowolnienia.
To nie przypadek, że podmioty trzeciego sektora, rzadko biorą udział w konsultacjach społecznych, że gremia, w których uczestniczą nie wypracowują żadnych konstruktywnych merytorycznie wniosków. A jeśli już takie się pojawiają są przez urzędników, przekonanych o własnej nieomylności, odrzucane bez szerszej dyskusji i komentarza.
Wielu tzw. działaczy społecznych w swojej działalności znalazło sobie sposób na życie i przeżycie. Niedawno tomaszowska prokuratura zajęła się nieprawidłowościami w jednej z fundacji, gdzie fałszowano dokumenty i wyprowadzano na różne sposoby pieniądze pochodzące między innymi z dotacji. Proceder trwał dłuższy czas. Pokazuje to, że kontrola nad publicznymi środkami jakie są transferowane pozostawia wiele do życzenia.
Napisz komentarz
Komentarze