„Gdy sie działem w samolocie lecą cym na mundial do Hiszpanii, byłem już dwukrotnym mistrzem Polski, ojcem dwóch synów (Ebi urodził się w tak udanym dla mnie roku 1981, Mariusz w 1979) i reprezentantem Polski znajdują ym się na fali wznoszącej, czyli takim, na którego grę z wielką nadzieją liczyli wszyscy, a jednocześnie przed którym dopiero stoi otworem pił karska kariera.
Na co liczyłem, jadąc na te mistrzostwa? To była tak naprawdę dla wszystkich wielka niewiadoma. W kraju stan wojenny, nie rozgrywaliśmy żadnych meczów towarzyskich na szczeblu reprezentacji, tylko jakieś sparingi z klubowymi drużynami. Mieliśmy przed tym turniejem za grać towarzysko z Belgią, ale mecz odwołano (ciekawe komu lepiej przydałby się ten mecz i czy parę miesięcy później również udałoby się tak pięknie ograć Belgów). Czas po kazał, że nierozegranie meczu z Belgią mogło wpłynąć na naszą korzyść. Z tą drużyną spotkaliśmy się na mundialu i to my byliśmy górą.
Wyjechaliśmy na zgrupowanie między inny mi do Hiszpanii, gdzie chwalono nas za piękną i ciekawą grę, a włoscy dziennikarze nie opuszczali nas na krok. Byliśmy jedyną reprezentacją, która przed tymi mistrzostwami nie rozegrała oficjalnie żadnego meczu międzypaństwowego. Nie stawiano nam takich celów jak drużynie Gmocha (nawet złoty medal). Mówiło się jedynie o godnym reprezentowaniu kraju, wyjściu z grupy i chyba dobrze, że tak się stało.
Cały ten turniej i związane z nim wydarzenia zamykają się w czterech najważniejszych pytaniach: 1) Dlaczego tak słabo zaczęliśmy ten turniej? 2) Czy roszady personelu w składzie to decyzja trenera, czy pomogło mu trochę szczęście? 3) Czy pozostawienie Andrzeja Szarmacha na ławce w meczu z Włocha mi to błąd Piechniczka (pytania zadawane do znudzenia, ale ważne)? 4) Jaki był klimat w drużynie i okoliczności towarzyszące naszemu pobytowi w Hiszpanii?
Zatem po kolei. Mówi się, że trzeba budować na wielkich turniejach formę sportową stopniowo, jeżeli chce się osiągnąć jak najwięcej, i trze ba wiedzieć, jak to zrobić. O naszym pobycie w Hiszpanii napisano już bardzo dużo: o jego kulisach, przygotowaniach, odprawach itp. Istnieją nawet opisy naszego każdego dnia w Hiszpanii.
Jak to więc było z tą naszą formą? Czasami trzeba dobrze „zapalić” i później już dalej idzie to sprawnie. Dokonuje się drobnych korekt w składzie drużyny, trochę zmienia się taktykę na następne mecze, ale drużyna gra swoje, bo wie, co i jak ma grać. O ile jesz cze pierwszy mecz z Włochami zakończony wynikiem 0:0 wszyscy w kraju byli w sta nie przyjąć za poprawny, a na wet dobry – bo przecież Włosi to zawsze Włosi: groźni i silni, o tyle za remis z Kamerunem chciano już nas zlinczować.
Spójrzmy jednak inaczej na te spotkania. Kamerun zremisował z Polską, z Peru i Włochami 1:1. Bardzo… nieszczęśliwie z reprezentacją włoską, bo wszyscy uważają, że Włosi zdobyli gola ze spalonego. Włochy również zremisowały wszystkie mecze, z tym że w stosunku 2:2 z Peru. Sytuacja wyglądała w ten sposób, że Kamerun i Włochy miały po trzy punkty. Włosi jednak o jedną bramkę strzeloną więcej i dlatego to oni wyszli z grupy z drugiego miejsca. Tak na marginesie, zastanawiam się, czy to do koń ca jest słuszne rozwiązanie. No bo tak: w meczach pucharowych przy wynikach remisowych o awansie decyduje większa liczba zdobytych bramek na wyjeździe. Ma to zwiększyć poziom sportowy widowiska. Jestem w sta nie zrozumieć to, jeżeli chodzi o puchary, bo rzeczywiście, im więcej pada bramek, tym mecz jest atrakcyjniejszy. Nie wiem jednak, czy jest to do koń ca słuszne rozwiązanie w meczach w rozgrywkach grupowych.
No bo przecież wówczas, co prawda, Włosi strzelili jedną bramkę więcej niż piłkarze z Kamerunu, ale z kolei stracili również jedną bramkę więcej niż pił karze z Afryki. W naszej grupie Kamerun i Włochy miały po trzy punkty. Bilans bramkowy Włochy 3:3, Kamerun 2:2. Dalej zagrali Włosi.
War to też pamiętać o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy, którą zastaliśmy zaraz po przylocie do Hiszpanii w ośrodku, w którym mieszkaliśmy. Otóż przy hotelu Porto Cobo w Santa Cruz nie było trawiastego boiska. Nie ma się co dziwić, że przez pierwsze dni trzeba było prostować sprawy organizacyjne, zamiast skoncentrować się wyłącznie na treningach. To tak że mogło mieć wpływ na nasze dwa pierwsze mecze.
W ostatnim meczu grupowym graliśmy z Peru, drużyną, którą przed turniejem zaliczano nawet do grona potencjalnych medalistów. Takie przypuszczenia wysnuto po serii spotkań, które Peruwiańczycy rozegrali przed tymi mistrzostwami w Europie. Wygrywali z najlepszymi.
Mecz z Peru. Kupcewicz w środku, Boniek znów w ataku. Czyj to był pomysł? Mówi się wiele, że to piłkarze wchodzili trenerowi na głowę, aby właśnie tak ustawił drużynę. Piechniczek słuchał, co się mówi, no bo w końcu od te go jest trener, ale decyzję ostateczną podjął on sam. Zresztą wtedy w Hiszpanii Piechniczek starał się być cały czas z nami: chodził ciągle po pokojach hotelowych, interesował się wszystkim. Przed meczem z Peru była atmosfera lekkiego podenerwowania, podświadomie czuliśmy, że to wszystko musi wreszcie „zaskoczyć”. Wowczas swoją funkcję spełnił „bank informacji”. Trener zwracał nam uwagę, że bramkarz zespołu Peru lubi wychodzić daleko na przedpole, dryblować. Mieliśmy więc być na to uczuleni i jeżeli zauważymy takie jego zachowanie, to od razu go atakować. La to strzelił mu bramkę niemal z połowy boiska. Po za tym obrońcy, odzyskawszy piłkę, mieli ją jak najszybciej przekazywać pomocnikom. Po takiej akcji zdobyłem prowadzenie. Do przerwy znów 0:0 i nie uznana bramka ze spalonego, którą strzelił Boniek. Na spalonym byłem ja. Siedziałem w szatni niezadowolony z siebie w przerwie te go meczu, ale nikt nie miał do mnie o to pretensji.
Worek z bramkami otworzył się po przerwie i czuliśmy, że zaczynamy łapać wiatr w żagle. No i zaczęło się. W 55. minucie zdobywam gola na 1:0 – o Boże, jaki byłem wtedy szczęśliwy! To po tym meczu Jan Ciszewski komentujący to spotkanie nazwał mnie „królem bezpańskich piłek” i „królem gąszczów w polu karnym”. Trochę to dziwne i skomplikowane tytuły, ale trafnie oddające mój styl gry.”
To tylko fragment tych niezwykle interesujących wspomnień, które polecamy czytelnikom portalu.
Napisz komentarz
Komentarze