Od pierwszych taktów „2.43” nabieramy przekonania, że mamy do czynienia z grupą usytuowaną gdzieś pomiędzy grunge a post rockiem. Cechą charakterystyczna tej muzyki jest dbanie o melodię i akcenty kompozycyjne urozmaicające poszczególne utwory. Zakres podobieństw jest ogromny. Od Ocean Colour Scene po Dave Matthews Band w hipnotycznym „Breaker”. „Sometimes” praktycznie mógłby znaleźć się na każdym albumie takich grup z lat dziewięćdziesiątych jak Soul Asylum, Blind Melon, Stone Temple Pilots.
Nieco mocniejszy „Myself”, balada „Hate and Love” dowodzą, że Pull No Punches to zespół grający muzykę na światowym poziomie. Zupełnie nie spóźnioną, jeśli brać pod uwagę współczesne gatunkowe normy. „Hate and Love” może mierzyć się z każdą piosenką, także i w tym przypadku, gdyby musiała rywalizować, z którymś z przebojów Kings of Leon.
„Mr. Driver” ma rewelacyjny „flow” i ten charakterystyczny grunge’owy „wokal z tłumikiem” przełamywany gitarowymi interwałami. Gdyby został zaśpiewany nieco mrocznej, zagrany o kilka strojów niżej nie uwierzylibyście, że tego nie gra Alice In Chains. „Yesterday and Tomorrow” to kolejna ballada na „Shooting Stars…”, którą powinno się słuchać z zamkniętymi oczami. Nie potrzeba w jej przypadku dużo wyobraźni, żeby pomyśleć, iż natknęliśmy się na jakąś nieznaną kompozycję Jeffa Buckleya. Chociażby to pokazuje klasę wokalisty, swobodnie poruszającego się po różnych stylistykach. „Yesterday and Tomorrow” to tylko jego głos i dźwięki akustycznej gitary…
„Bleed” spodoba się każdemu, kto uwielbia odpowiednią motorykę i wyraziste riffy. Wokalista „pieje” jak należy, muzycy napędzają się wzajemnie, acz delikatnie, jakby nad ich „pędem” unosi się duch dawno zapomnianego i nazbyt przebojowego Billy’ego Idola. Na tym tle „Waking Up” wzrusza, bo cofa nas do czasów kraciastych koszul i MTV. Zanim zacznie się „Soul to Squeeze” pamięć mamy już całkiem odświeżoną i wraca do nas podejrzenie, że w tym utworze musiał maczać palce genialny Dave z dalekiego RPA.
Mając w pamięci poziom, który „na żywo” zaprezentował przed laty zespół Prima Linea, nie ma powodów dziwić się, że i Pull No Punches znacznie odbiega od „średniej krajowej”. Gdyby ktoś powiedział mi, że to nieznany zespół z okolic Seattle, albo z Johannesburga, uwierzyłbym bez problemu. I to się muzykom chwali, to się liczy.
Pull No Punches, „Shooting Stars and Marshmallow”. SFEM – The Lads Productions
Napisz komentarz
Komentarze