Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 22 stycznia 2025 21:44
Reklama
Reklama

Chiny (Yangchun, Guangdong) - "Szkolna" wycieczka do Guangzhou.

Zgodnie z ostatnią pieczątką wjazdową, po 12 listopada (czy coś koło tej daty), nie powinno mnie już być w Chinach. Po przyjeździe do Yangchun, zdecydowałem skorzystać z okazji, zatrzymać się i, przed wyruszeniem w dalszą podróż, trochę popracować i spędzić tutaj zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia. Tylko, że...... o ile nic się nie zmieniło, Boże Narodzenie nadal wypada 25 grudnia, czyli, jakby nie patrzeć, nieco po 12 października. Trzeba zająć się sprawami paszportowymi.

Musiałem się więc zająć sprawami papierkowymi. Wizę chińską, można bez większego problemu przedłużyć na miejscu. Moją, 30-dniową, dwukrotną L-kę da się zgodnie z przepisami przedłużyć dwa razy. Wystarczy znaleźć miasto prefekturalne, w którym znajduje się wydział imigracyjny (Exit and Entry Department) Biura Bezpieczeństwa Publicznego (Public Security Bureau). Najbliższa jednostka, którą znalazłem, szperając na szybko w Internecie, mieściła się w oddalonym o nieco ponad 200 kilometrów Guangzhou. Wyciągając mój szpanerski telefon, zaznaczyłem sobie w kalendarzu na czerwono datę 7 października.

 

Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić jest uzyskanie meldunku. Obcokrajowców, mogą oficjalnie meldować jedynie międzynarodowe hotele, które przeważnie są dość drogie. Tymczasowy adres, można uzyskać również u znajomych, ale wiąże się to z koniecznością wizyty na posterunku policji, pozbycia się jednego zdjęcia i wypełnieniu kilku kopii długaśnego formularza. Nie chciałem kłopotać tym, wystarczająco już zajętej, Laury. Napisałem więc post na jednej z grup Couchsurfingu. Tego samego dnia, skontaktowała się ze mną pochodząca z Kanady, a pracująca na stałe w jednym z uniwersytetów, Mary. Obiecała pomóc mi w załatwieniu roboty papierkowej, jednocześnie przepraszając, że nie będzie mogła tego zrobić osobiście, ale na miejscu będzie czekał na mnie jej mąż z jednym ze studentów.

 

Duzo roboty papierkowej, ale za to drzew jest w okolicy pod dostatkiem.

 

Do Guangzhou, zdecydowałem się jechać pociągiem. Gdy tylko powiedziałem Laurze, że "ten dzień" się powoli zbliża, usłyszałem "Jadę z Tobą!". "No fajnie - mogłem nie kłopotać niepotrzebnie Mary", pomyślałem. Niestety, nie było czasu żeby wszystko odkręcać.

 

Do stolicy prowincji Guangdong, dojechaliśmy wcześnie rano po całej nocy spędzonej w połowie na stacji, w połowie w pociągu. Hans, mąż Mary, czekał na nas punktualnie, o 7.30 w bramie uniwersytetu. Zostaliśmy zaproszeni do jego mieszkania na prawdziwe zachodnie śniadanie - tosty francuskie z niemieckim dżemem i egipskim miodem. Po dwóch miesiącach żywienia się specjałami kuchni chińskiej, coś, czego sam nigdy bym sobie nie przygotował, wydało mi się prawdziwym rarytasem.

 

Okazało się, że Hans, pochodzi z Niemiec, a do Kanady wyemigrował niewiele przed obaleniem Żelaznej Kurtyny, w wieku nastoletnim. Dlatego, mimo iż, Kanadę nazywa swoim domem, zostały w jego mózgu pewne charakterystyczne dla mieszkańców "Starego Kontynentu" poglądy.

 

W zapomnienie poszły wszystkie typowo polsko-niemieckie antagonizmy. Rozmawiając z Hansem, miałem wrażenie, że rozmawiam z sąsiadem zza płotu.

 

Troche jak na wycieczce szkolnej.

 

Po śniadaniu, udaliśmy się na lokalny komisariat policji. Tutaj niestety, pojawił się pierwszy problem. Ponieważ Hans mieszka na kampusie uniwersyteckim, funkcjonariusz zarządał od nas dostarczenia listu polecającego od władz uczelni. Papierek, udało nam się załatwić dopiero wczesnym popołudniem. Później przyszedł typowy dla południa Chin czas obowiązkowego spania, podczas którego urzędy nie pracują, więc mieliśmy przymusową przerwę na zachodni lunch, przy którym dołączyła do nas Mary. Dokument, dostarczyliśmy dopiero po 16.00. Trzymając w łapce różowy kwitek, udaliśmy się z Laurą do biura SBecji, które mieści się w trudnym do niezauważenia budynku. Znaleźliśmy szybko odpowiednie stanowisko zajmujące się obcokrajowcami. Niestety, moje dane nie figurowały w komputerze, a na moim potwierdzeniu meldunku, brakowało stempelka.


- Dlaczego nie mam stempelka? Zapytałem.
- Z tym pytaniem to już na policję trzeba się zgłosić.
- Nie da się tego jakoś ominąć? Mam wszystkie inne dokumenty.
- Najlepiej będzie jak wrócisz na komisariat i wyjaśnisz sprawę.
- Ale komisariat jest pół godziny drogi stąd.
- Ja nic nie mogę zrobić, mamy system komputerowy i nie możemy pobrać Twoich danych.

 

 



Pobiegliśmy więc na najbliższy komisariat, w którym tylko zmarnowaliśmy pół godziny. Po przeanalizowaniu dogłębnie sprawy, bowiem, skierowali nas spowrotem skąd przyszliśmy. Została tylko godzina do zamknięcia sbecji. Taksówką, pojechaliśmy na posterunek, w którym zapomniano wklepać moje dane do systemu. W drodzę, szykowaliśmy się już na opcję zostania w Guangzhou na noc i powtórkę z rozrywki dnia kolejnego.

 

- Dzień dobry. Potrzebuję jeszcze tylko stempelek
- Witam ponownie, odparła sympatyczna pani, ale ja jeszcze zbieram dokumenty i Twoje dane wpiszę dopiero wieczorem. Jutro będziesz zameldowany.
- Ale ja nie chcę być jutro w Guangzhou.
- Takie mamy zasady. Dane wpisujemy dopiero wieczorem.
- Prooooooosssssszzzzzzzęęęęęęęęęę - wyszczerzyłem zęby w najmilszym uśmiechu jaki chyba kiedykolwiek udało mi się zrobić.
- No dobrze, poczekajcie chwilkę.

 

Nie mam nic przeciwko Guangzhou - to ladne i czyste miasto, ktore skojarzylo mi sie troche z czyms pomiedzy Warszawa i Kopenhaga. Ale jest to duze miasto, a ja za duzymi miastami nie przepadam.

 

Kilkanaście minut później, miałem wydruk z moimi danymi i stempelkiem. Upewniwszy się, że już wszystko było w należytym porządku, wróciliśmy metrem do biura PSB.


- 17.30! Możemy zwolnić - na pewno już nieczynne. Zawołała Laura.
- Nie patrz na zegarek bo będziesz się tylko niepotrzebnie denerwować, jak już tu jesteśmy spowrotem to wejdźmy i spróbujmy, odpowiedziałem.



Po wdrapaniu się po ruchomych schodach na piąte piętro biurowca, w którym zostało tylko kilku agentów i ekipa sprzątająca, okazało się, że Laura miała rację - zostaliśmy zaproszeni następnego dnia. Laura jednak ucięła sobie krótką pogawędkę z jedną z pań. Zostałem zaprowadzony na szóste piętro. Agentka PSB, dokładnie przeanalizowała moje dokumenty, odpowiadając na wszystkie głupie pytania, które mi się po drodzę nasunęły i.....



- Zdjęcia są niedobre.
- Dlaczego?
- Muszą być na niebieskim tle. 
- Ale rozmiar się zgadza - jest napisane "zdjęcie paszportowe".
- Chińskie zdjęcia paszportowe są na niebieskim tle.
- Ma Pani niebieską kredkę?
- Nie, ale wiem gdzie jest fotograf.
- Gdzie?
- Na drugim piętrze.
- A poczeka pani chwilkę? Proooooosssssszzzzzzzzęęęęęęęę.
- Dobrze.

 

Ledwo nie łamiąc sobie karku, zleciałem po schodach na drugie piętro. Punkt fotograficzny, jak to po godzinach, był już oczywiście zamknięty. Zapukałem - nic. Zapukałem drugi raz - nic. Dopiero za trzecim razem otworzyła dziewczyna, tłumacząc, że złożyli już sprzęt.

 

- A można chociaż wrzucić te zdjęcia, przerobić tło na niebieskie i wydrukować?
- Nie, już zamknięte.
- Proooooooooosssssssssszzzzzzzzzęęęęęę.
- Dobrze, tylko włączę komputer.

 

Podziękowałem za usługę, wybiegłem z punktu fotograficznego i wróciłem spowrotem na szóste piętro przeciskając się pod zsuwającą się na dół kratą. Tam, dumny z siebie, wręczyłem pani agentce pliczek niebieskich zdjęć, mając nadzieję, że nic już nie brakuje. Bach, bach - pani postawiła dwie pieczątki, zabrała tylko jedną fotkę, wręczyła pokwitowanie i zaprosiła po odbiór paszportu za tydzień. Gdy wychodziliśmy z budynku biura sbecji, była 18.00, czyli pół godziny po oficjalnym zakończniu pracy agentów.

 

Bilety do Yangchun, udało nam się dostać na 20.22. Niestety, bez miejsc siedzących - czyli po całym dniu biegów przełajowych, mieliśmy przed sobą perspektywę stania do północy. Okazało się jednak, że wolne miejsca były, a konduknor nie miał nic przeciwko gdy, podobnie jak inni pasażerowie, zaczęliśmy układać się do kolejowej drzemki.

 

 

Mogliby zgasic te swiatla w nocnych pociagach :-).

 

 

 

Po tygodniu, znów pojawiłem się w Guangzhou - tym razem sam. Po przyjeździe na miejsce, paradoksalnie, przypomniało mi się, że ostatnio byłem z Laurą, która wiedziała którym autobusem i którą linią metra gdzie dojechać. Ja, ślepo za nią podążając, tylko mówiłem, w które miejsca kolejno iść, a ona odszukiwała je na mapce z napisanymi po chińsku ulicami. Na szczęście, w Guangzhou wydaje się być więcej przedstawicieli mniejszości niż większości W autobusie miejskim, zaczynającym bieg na dworcu, przypomniało mi się, że obowiązuje odliczona kwota, a ja miałem w kieszeni całe 10 juanów. Jedynym współpasażerem, który mógł mi rozmienić pieniądze był młody kameruńczyk, którego dla upewnienie zapytałem o właściwy przystanek, podając nazwę ulicy.

 

- Aaaaaa jedziesz do tego biura, w którym stempluje się paszporty, wyrabia wizy, itp?
- No, właśnie tam jadę.
- To pokażę Ci gdzie wysiąść.

 

Pytanie kameruńczyka było całkiem logiczne - najlepsze osoby do pytania o drogę do PSB to właśnie obcokrajowcy, z których większość, wcześniej czy później, muszą ten urząd odwiedzić.

 

Udało mi się wszystko załatwić bez żadnego problemu, dzięki czemu przepełniała mnie duma porównywalna do tej, którą odczuwa kilkuletnie dziecko, które mama wysyła pierwszy raz na zakupy. 

 

Po wdrapaniu się na 5 piętro, odbiorze numerka, faktury i uiszczeniu na trzecim piętrze opłaty w wysokości 160 juanów, agentka PSB, wręczyła mi spowrotem mój paszport, kwitując: "Polska! Kiedyś mieliście wizy za darmo!".

Teraz w paszporcie mam coś, co jest wizą, ale nią nie jest.



Dlaczego jest to wiza, ale równocześnie nie jest to wiza?


Według Słownika Wyrazów Obcych Kopalińskiego, wiza to "pisemne pozwolenie na przekroczenie granicy państwowej wydawane przez organy danego kraju". Do definicji, dodałbym jeszcze prawo pobytu na terenie tego kraju - bo po co przekraczać granicę skoro nie można tam zostać ani chwili? Moja nowa wlepka w paszporcie jest wizą ponieważ:

- widnieje na niej napis: "Visa"
- uprawnia mnie do pobytu w chinach do 10 grudnia 2011



Równocześnie nie jest to wiza bo, ponieważ znajduję się już w Chinach, nie mogę na niej wjechać na teren tego państwa, co jest wyraźnie zaznaczone w sekcji "liczba wjazdów: 0".

 

Ponieważ nadal, Boże Narodzenie wypada 25 grudnia, będę musiał całą zabawę powtórzyć jeszcze raz. Dobrze, że tym razem wiem, jak przygotować dokumenty.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie
Igor MatuszewskiIgor Matuszewski Chce skutecznie kontrolować, czy jedynie więcej zarabiać? Radny Piotr Kucharski może to robić i nie trzeba do tego pełnić żadnej funkcji. Można być zwyczajnym radnym, ale może to też robić każdy obywatel. Takie prawo daje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Więc pisanie o jakiejś próbie blokowania czegoś jest dość śmieszne i przypomina próbę udowodnienia, że ziemia jednak jest płaska. Jak widać za 350 złotych miesięcznie można wywołać burzę w szklance wody. Jednymi z najbardziej istotnych uprawnień, jakie posiadają radni samorządowi są możliwości sprawowania kontroli nad działalnością miasta lub powiatu. Można je realizować za pomocą organu ustawowego, jakim jest komisja rewizyjna w danym samorządzie, ale także indywidualnie. Co ciekawe zmiany w ustawodawstwie wprowadzone przez PiS dają większe uprawnienia kontrolne radnym indywidualnie, niże wtedy, kiedy działają oni w formie komisji. Każdy radny ma prawo wstępu niemalże wszędzie oraz żądania wszelkich dokumentów związanych z realizacją zadań nałożonych ustawami. Co ważne (bo część urzędników próbuje to robić) jedyne ograniczenia muszą wynikać bezpośrednio z ustawy. W tomaszowskiej Radzie Miejskiej funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej pełni Piotr Kucharski. Okazuje się jednak, że inni członkowie tego gremium mają go dosyć i zamierzają odwołać. Czy chodzi o to, że jak sam twierdzi, jest niewygodny dla Prezydenta? Czy tylko o 350 złotych diety więcej. Radny już w poprzedniej kadencji dał się poznać, jako główny samorządowy śledczy. Badał nawet kaloryczność węgla w spółce ZGC. Usilnie poszukiwał nieprawidłowości w TTBS, a następnie próbował załatwiać mieszkania dla własnych kłopotliwych lokatorów. Analiza aktywności radnego z ubiegłej kadencji pokazuje dużą liczbę interpelacji i małą liczbę konkretnych i merytorycznych wniosków.
Reklama
Reklama
Walentynkowe Ale Kino Walentynkowe Ale Kino Tuż przed walentynkami Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza do sali kinowej Kitka w MCK Tkacz na czarną komedię "Tylko kochankowie przeżyją". Będzie romantycznie, ale i trochę strasznie, bo tytułowi kochankowie, to... para wampirów. Projekcja odbędzie się 12 lutego o godz. 18. Bohaterowie „Tylko kochankowie przeżyją” to wampiry zmęczone setkami lat życia i zdegustowane tym, jak rozwinął się świat. Nie są jednak typowymi przedstawicielami swojego wymierającego gatunku: wprawdzie żywią się krwią i preferują mrok nocy, ale najważniejsza jest dla nich sztuka, literatura, muzyka – i trwająca od wieków miłość. To wyrafinowani smakosze życia, wytworni dandysi zatopieni w XXI wieku, wciąż pamiętający jednak intensywność romantyzmu.Adam (Hiddleston) jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem, skrzyżowaniem Syda Barreta i Davida Bowiego z Hamletem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę końca świata. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy (Swinton). Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy – Ava (Wasikowska).Film Jima Jarmuscha to pytanie o nieśmiertelność, o siłę uczucia i moc obietnic w obliczu nieskończenie płynącego czasu. Piękne, wysmakowane zdjęcia nocnych miast w połączeniu z atmosferą melancholii, mroczną muzyką Black Rebel Motorcycle Club, ale i charakterystycznym dla Jarmuscha wyrafinowanym, subtelnym humorem, dają w efekcie stylową, dekadencką perełkę. (Opis filmu za Gutek Film.)Bilety w cenie 10 zł jak zawsze można kupić w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 lub online przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Tylko-kochankowie-przezyja/Tomaszow-Mazowiecki). Zapraszamy. Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.02.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
bezchmurnie

Temperatura: 0°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1015 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kolejna osoba odchodzi ze szpitala. Już czwarta. Tym razem jest to Konrad Borowski, dyrektor ds. pielęgniarstwa w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Złożył już wypowiedzenie i obecnie przebywa na urlopie. Jak sam twierdzi na chwilę obecną nie widzi możliwości współpracy zarówno z Prezesem szpitala, jak i Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Pojawia się więc wakat na kolejne stanowisko. Kto je zajmie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że Starosta na tę funkcję chce powołać bliską mu politycznie Ewę Kaczmarek zastępca Pielęgniarki Koordynującej Oddz. Chorób Wewnętrznych. Na liście nazwisk pojawia się też córka radnego Szczepana Goski, która zdaniem pracowników TCZ ma zostać umieszczona w roli odchodzącego Borowskiego lub osoby koordynującej tomaszowskie ratownictwo medyczne. Zapewne wkrótce dowiemy się czy pogłoski ze szpitalnych korytarzy się potwierdzą. W ten sposób pełnię odpowiedzialności nad szpitalem przejmuje "ośrodek decyzyjny" w postaci Mariusza Węgrzynowskiego oraz Adrian Witczak, którego w spółce reprezentuje prokurent Glimasiński. Otwarte zostaje pytanie: kto następny: dyrektor - główna księgowa Alina Jodłowska? Z całą pewnością zostaną dyrektorzy, którzy sami nie wiedzą co w spółce robią.Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Wczorajsza sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zawierała co prawda tylko jeden punkt merytoryczny, ale dyskusja (jeśli można ją tak nazwać) trwa ponad 3 godziny. Jak opisać, to co się działo, by oddzielić własne opinie od prezentacji zdarzeń? Jest to w moim przypadku niezwykle trudne ponieważ sam byłem aktywnym ich uczestnikiem. Dlatego czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania dwóch tekstów. Jeden z subiektywną oceną, w formie felietonu, mojego autorstwa. Drugi współpracującej z portalem dziennikarki. Gotowi?
Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Od kilku lat głośno krytykowana jest polityka kadrowa Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Mówi się nawet, że przerost zatrudnienia sięga ok 100 osób przy równoczesnym niedoborze profesjonalnej kadry urzędniczej wyspecjalizowanej w zakresie budownictwa, geodezji, gospodarowania nieruchomościami itd. Piotr Kagankiewicz szacuje, że nadmierne wydatki sięgają nawet czterech milionów złotych. Kolejne umowy miały być podpisywane z początkiem tego roku, a więc kolejne setki tysięcy złotych. Zatrudnienie znajdują członkowie rodzin polityków PiS. Dla przykładu do Wydziału Promocji trafiła córka wójta gminy Będków, Dariusza Misztala, podobnie jak Mariusz Węgrzynowski działacza PiS oraz bliskiej osoby Antoniego Macierewicza. Wójt w ubiegłej kadencji zatrudniał z kolei radnych przyjaznych Staroście. Informacja o tym, co robi konkretnie dany pracownik, okazała się być najbardziej strzeżoną przez wójta tajemnicą. Promocja pęka w szwach. Pracuje w niej kilka osób więcej niż 10 lat temu. Czy jakieś efekty działania można uznać za spektakularne? Chyba tak. Należą do nich niespotykane nigdzie indziej zakupy dewocjonaliówUmorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Umorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie w 2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i szefa gabinetu politycznego szefa MON Antoniego Macierewicza. Sprawa dotyczyła tego, że 30 sierpnia tamtego roku w bełchatowskim starostwie podopieczny Antoniego Macierewicza miał obiecywać dobrze płatną pracę powiatowym radnym Platformy Obywatelskiej, w zamian za ich poparcie w głosowaniu nad powołaniem wicestarosty bełchatowskiego.
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama