Już pierwszy utwór na płycie „Let’s Rock Tonight” nie pozostawia cienia wątpliwości; wyrazisty wokalista, który brzmi jak skrzyżowanie Szymona Wydry i Grzegorza Markowskiego, przy czym nie ma nic wspólnego ze sztucznym „ID-e-OL-ogicznym” produkcyjniakiem, co jest grzechem tego pierwszego, ani póki co, nie jest tak długowieczny jak ten drugi. Stara się przy tym brzmieć drapieżnie i choć w tytułowym „schlagworcie” („Let’s Rock…”) wypada jak Wojciech Gąssowski w anglojęzycznym repertuarze, można mu wierzyć. Zwłaszcza, że sporym ratunkiem dla tej kompozycji i mocny wsparciem dla niego samego jest gitarzysta i mocna sekcja. Inny dowód stanowi „Motor” – rock ’n’rollowa nawalanka; nic tu nikogo nie dziwi, wszystko jest jasne i klarowne – to pieśń może nie na miarę harleya, ale taka panonia śmiało może przyjmować od zespołu wszelkie hołdy.
„Mr. Killer”, zaczynający się jak partia klawiszy stanowiąca podkład dla występów tanecznych rewiowej grupy Sabat na pokładzie „Achille Lauro”, okazuje się być przyzwoitą rockową kompozycją w stylu dawnego Perfectu (podobieństwo do wokalnych popisów Markowskiego jest w tym utworze chyba najwyraźniej słyszalne). Inne składniki tego utworu to m.in. lekkie wpływy IRY i siermiężna pseudo-aktorska zagrywka z „offu” (w założeniu humorystyczna, ale mnie jakoś nie ubawiła). „Być Albo Nie” to odpowiedź Zakazu Wjazdu na nu-metalowe wpływy na hard rockowy styl (podobnie w kompozycji „Wciąż Samotny”), trzeba przyznać, że dosyć wyrazista i podparta odpowiednimi argumentami. W „Niedzielnym Bluesie” można dostrzec wyraźne wpływy southern rocka, zwłaszcza w jego współczesnym wydaniu (patrz: ostatnie płyty starych wyjadaczy tego gatunku, Lynyrd Skynyrd). I to jest w porządku, zwłaszcza, że kolejna pieśń („Ona”) nosi znamiona obu nurtów – nu metalu i „grania od południowej strony”, fajnie brzmi i zawiera tym razem fajny patent w postaci „orientalnie” brzmiących instrumentów klawiszowych.
Dopiero przy okazji siódmego utworu na płycie odkrywamy Wielką Tajemnicę tego krążka. Zakaz Wjazdu to specjalista od wykonywania utworów balladowych w rodzaju „Kochaj Mnie Teraz”. Gitarowe „mewy”, partia saksofonu „a-la Sting” (a raczej Marsalis), śpiew wokalisty nie naznaczony wysiłkiem. Tego się słucha. Podobnie jak „Krzyku”, utworu wypełnionego niezłymi muzycznymi pomysłami (głos raportującego żołnierza lub reportera, pieśń mujahedina, sterylne bębny i jazz-rockowy dialog gitary i klawiszy, anty-wojenna tematyka). Automatycznie sięgam pamięcią do „Pierwszego Karabinu” grupy TSA i dobrze mi z tym skojarzeniem. „Bez Reguł” to sporo funku, o którym wspominałem na początku, ale że zbytnio nie lubię funku, przechodzę od razu do następnej piosenki – „Kalendarza”, któremu towarzyszy inne moje skojarzenie – ze słynną „Cegłą” Dżemu. Przez chwilę robi się rockowo, a przy tym lekko i tanecznie.
Że Zakaz Wjazdu to grupa specjalna od zjawisk balladowo-rockowych wyjaśniło się już wcześniej. W całości potwierdza to „Tylko w Twoich Rękach”, „Krystyna”, akustyczna ballada „Pomiędzy Świtem a Nocy Zniknieciem” i nagrany na żywo w studio „Pozwól (List Do K.)”. Tematy damsko-męskie to repertuarowe clue zespołu, ale i najbardziej wdzięczne pole dla jego muzycznego popisu. „Koszula” wreszcie jest zabawna, udało się to co nie wyszło przy okazji „Mr. Killera”, stanowiąc przykład radosnego, rock’n’rollowego grania. Warto wspomnieć i o tym, że to właśnie w balladach słyszy się kunszt wokalisty (w mocniejszych partiach bywa, że jego partie czasem nieco nużą) oraz zauważyć, iż składzie grupy gra naprawdę niezły gitarzysta. Dlatego należy uczciwie stwierdzić, że słuszną drogę wybrali muzycy nagrywając tę płytę. Siedząc w studio nagrań, nie wypisali co prawda ani jednego mandatu, ale też sami nie złamali żadnego zakazu.
Zakaz Wjazdu, „Zakaz Wjazdu”. Wydanie własne.
Dla naszych czytelników jak zwykle mamy do rozlosowania kilka płyt zespołu wśród osób, które przyślą odpowiedź na pytanie: jaki tytuł nosi płyta zespołu Zakaz Wjazdu.
Napisz komentarz
Komentarze