Mieszkanie przez tak długi czas w hotelowym pokoju odpadało. Zwłaszcza, że w najtańszym pokoju, który udało mi się znaleźć, a który był i tak drogi, była klimatyzacja, był telewizor, ale nie było OKNA! Powodowało to bardzo nieprzyjemny zapach wilgoci w środku i konieczność włączania klimatyzatora żeby osuszyć powietrze. Bardzo nie lubię klimatyzacji. Nie jest to zdrowe urządzenie. W łatwy sposób, można nabawić się przeziębienia w środku lata. Niektórzy, mają też tendencję do przesadzania i przy temperaturze ponad 30 stopni za oknem, życzą sobie 18 stopni wewnątrz. Później narzekają, że ich gardła bolą :-). Sam, używam w samochodzie klimatyzacji tylko zimą w celu szybszego odlodzenia i ew. odparowania wilgoci z szyb. Później, przełączam się na tryb "cieplutko".
Probowalem szukac na wlasna reke - calkiem przystepna cena. Z tego co mi sie udalo rozkodowac to 50mkw za 400 juanow (ok. 60 usd)/mies.
Zaczęliśmy od poszukiwania mieszkania. Jeszcze przed wizytą w kościele, zdecydowałem, na własną rękę, połazić trochę po agencjach nieruchomości. Znalazłem kilka mieszkań w przyzwoitych cenach, porobiłem zdjęcia ofert. Wynajem mieszkania w Chinach nie jest problemem. Ten kraj, przeżywa prawdziwy boom budowlany i, najprawdopodobniej, lokali na rynku jest więcej niż klientów. W dużych miastach, można dostać anglojęzyczne gazety. Można też skorzystać z usług agencji zajmujących się obsługą obcokrajowców - ale wtedy nie unikniemy drożyzny. W mniejszych, lub mniej popularnych miejscowościach, ceny są bardzo przystępne, ale liczyć można wyłącznie na pomoc znajomych bo nawet agenci nieruchomości mówią tylko po chińsku.
Oglądałem też dwa mieszkania razem z Sue i Laurą. Pierwsze, nieumeblowane, od razu odpadło. Za krótki czas pobytu przewiduję by zajmować się remontami czyichś ścian. Drugie, podstawowo umeblowane, choć bardzo mi się spodobało, porzuciłem na rzecz propozycji Laury. Mianowicie, nieodpłatnie, zaoferowana mi została jedna z pracowni w jej szkole językowej z dwoma oknami i dwiema łazienkami.
Przyszedł czas by zabrać się do roboty. Zacząłem od usunięcia zbędnych ławek i krzeseł. Nadmiar, zniosłem do magazynu. To, co się nie zmieściło, ustawiłem tak by mieć maksymalną ilość wolnej przestrzeni. Myślałem przez chwilę by zrobić wyprzedaż, ale nie chciałem denerwować Laury znikającymi ławkami :-D.
Jak dla jednej osoby, troche za duzo miejsc siedzacych.
Następnie, przyszła pora na łóżko. Zostałem zaprowadzony na zaplecze czterogwiazdkowego hotelu, prowadzonego przez bliskiego znajomego właścicielki szkoły. Tam, udostępnili mi kilka części i pomocnika. Wymyśliłem sobie, że skoro mam dwa okna i dwie łazienki to strzelę sobie również dwupoziomowe łóżko :-). Laura przyniosła mi pościel i w ten sposób, w krótkim czasie, łóżko było gotowe.
Juz prawie gotowe.
Musiałem też zrobić małe zakupy. Właściwie, przy chińskich cenach, nie muszę gotować - byłoby to nawet droższe niż stołowanie się na mieście, ale kawę muszę rano pić :-D. Z tego luksusu, tak długo jak tylko będę miał możliwość, nie będę rezygnował.
zakupy pierwszej potrzeby.
Pół dnia zajęło mi znalezienie czajnika elektrycznego za mniej niż 30 juanów. Wszędzie była drożyzna. W końcu, w jednym z supermarketów, udało mi się znaleźć jakąś wyprzedaż. Potrzebowałem jeszcze tylko wąż i słuchawkę do prysznica by pokój był w pełni gotowy do zamieszkania. Komplet, znalazłem w tym samym supermarkecie. Kupiłem jeszcze 2 przecenione butelki soku z kokosa (czy naturalnego - tego nie wiem - smak miał trochę zbyt wyraźny)
Na targu mozna kupic wszystko, oprocz tego, co jest akurat potrzebne.
Po powrocie do szkoły, wszedłem na chwilę do hotelu pożyczyć skrzynkę z narzędziami. Musiałem zamontować prysznic. Ze ściany wystawały zaworki z gwintami więc podłączenie węża to była jedna z prostszych rzeczy, którą można sobie wyobrazić. Z robotą, uwinąłem się w 10 minut. Prysznic działał.
Kocham chinskie standardy - nie trzeba sie meczyc dobieraniem wlasciwej srednicy - wszystko pasuje jak ulal (prawie).
Patrząc na swoje dzieło przepełniała mnie duma. Jeszcze tylko troszeczkę dokręcić bo lekko cieknie i....... buuum. Zawór wyskoczył ze ściany. Jakoś dziwnie się mój nastrój zmienił z zadowolonego, przez zdziwionego po zakłopotanego (co teraz?). Na wysokości pasa, lała mi się ze ściany struga wody.
- Sue, Sue - zawołałem
- Co?
- Gdzie jest główny zawór zamykający wodę?
- A co się stało?
- Nic, potrzebuję odciąć na chwilę wodę.
- Nie wiem. Laura powinna tu być za godzinę.
- Aha.
Próbując na siłę wkręcić zaworek, tryskałem wodą po całej łazience, dachach sąsiadów i części pokoju. Na szczęście, łazienki w Chinach to przeważnie tzw. "mokry pokój", z podłogą ukształtowaną tak by woda ściekała ukosem do odpływu gdzieć po środku podłogi, więc mogło się lać, ile chciało. Nie było to jednak specjalnie wygodne, więc stwierdziłem, że muszę się przyjrzeć zaworkowi. Znalazłem szmatkę, którą wcisnąłem do ściany za pomocą szczoteczki do zębów - czyli pierwszego, lepszego, długiego i wąskiego przedmiotu, który mi się nawinął. No tak, gwint urwany. Fajnie - reszta została w ścianie.
Chyba znalazlem przyczyne wiosennych powodzi w Chinach. Wyglada mi to na celowy sabotaz celem oslabienia panstwa :-).
Może wrócę do pokoju bez okna? Wykręciłem jednak numer do Pana Whyetta:
- Hej Mike, jak się masz?
- A dobrze, co u Ciebie?
- Nic specjalnego, za godzinę kończę pracę - może się zobaczymy?
- Bardzo chętnie. Słuchaj, masz jeszcze to wino?
- A co? Masz ochote?
- Nie, potrzebuję korek
- Korek?
- Mam powódź ze ściany
- Urwał się zawór? To się często zdarza, ale mogę Ci go podrzucić dopiero za godzinę
- No ok.
Po jakimś czasie walki ze ścianą, przyjechała Laura, zakręciła wodę i stwierdziła, że trzeba wezwać hydraulika. Powiedziała, że to częsty problem i te zawory łamią się na gwintach na potęgę. Chyba znalazłem już przyczynę wiosennych powodzi w Chinach :-P. Hydraulik, wyjął ze ściany resztę zaworu, zamontował prysznic i sobie poszedł.
Na sucho, to i ja bym potrafil :-P.
Po odkręceniu spowrotem wody, ciśnienie było w jednej łazience, a, jak na złość, w tej, w której kilka godzin wcześniej, wziąłem najgorszy prysznic mojego życia, było suchutko. Kombinowałem z głównym zaworem przez kolejną godzinę, w końcu zostawiając to na kolejny dzień. Coś jednak zaczęło szumieć w środku nocy - wszedłem do łazienki, odkręciłem kurki. Jest! Jest! Naprawiło się! Swoją drogą, dobrze, że nie mam dostępu do kuchni bo..... ogień nie woda :-).
GOTOWE !!!!!
W ten sposób, w jeden dzień, skompletowałem sobie wszystko co potrzebuję do życia. Nadal nie wiem, ile tutaj zostanę. Póki co, mam jeszcze trochę czasu zanim będę musiał zacząć myśleć o przedłużeniu lub wyprowadzce do innego kraju. Mam zamiar nacieszyć się troche dobrą pogodą i przyjaźnie nastawionymi ludźmi.
Napisz komentarz
Komentarze