Czyżby król znajdował się w fazie rozkładu a jego zwolennicy starali się przed nami coś ukryć? Nie, nie, nie! Mowa tutaj tutaj o zupełnie innym królu - nie królu Lwie, nie królu Słońcu, nie chodzi nawet o króla żadnego kraju. Chodzi o uznawanego przez Azjatów za króla owoców - ogromnego, dobrze chronionego na wiele rozmaitych sposobów, duriana. Durian to niesławna duma i swego rodzaju symbol Azji południowo-wschodniej. To owoc, który przyciąga by zaraz odepchnąć i odrzucić. Jak, zresztą..... typowy polityk.
Odkąd obejrzałem moje pierwsze w życiu obrady cyrku na Wiejskiej, wiedziałem, że nic dobrego z tych podstarzałych panów w garniturach w przyszłości nie wyrośnie. Kiedy odebrałem dowód osobisty, z dumą poszedłem wrzucić swój głos do urny. Oczywiście, zanim to zrobiłem, przeczytałem dokładnie wszystkie możliwe instrukcje obsługi i obietnice zarówno tych mainstreamowych, jak i niszowych partii. Jakież było moje zdziwienie kiedy ta najbardziej obiecująca zaczęła realizować dokładną odwrotność programu.
Nie rozumiałem polityki ale też nie potrafiłem jej jednoznacznie zdefiniować. Polityka śmierdzi - to jest pewne. Ale jak śmierdzi? Jak skarpetki? Jak przepocona koszulka? Jak świeże odchody słonia wywołane przedawkowaniem oleju rycynowego? Przecież oczywistą oczywistością jest, że te rzeczy, omijane byłyby szerokim łukiem. Jak więc możliwe, że chociaż śmierdzi, cały czas przyciąga tłumy, które wiele się spodziewając, kuszą się, odchodzą z kwitkiem i później spłacają?
Dużo obiecuje....
Po co photoshop? Nie można by tak w otwarte karty, bez przeróbek?
Sprawiedliwość jest ślepa, miłość jest cierpliwa, milczenie jest jak złoto, kobieta jest jak kwiat, a polityka jest jak.... no właśnie, jak co? Nazywany pieszczotliwie po polsku zbuczykowocem, Durian jest nie tylko psychologicznym, ale i fizycznym portretem przeciętnego pierdzistołka i polityki jako dziedziny. Podobnie jak wysoko postawieni dygnitarze zakłócający megafonami niedzielne spacery, durian już z daleka rozpoznawalny jest po ciekawym zapachu. Ten, jednak jeszcze wcale nie jest jakiś odrażający.
Zapach stoiska z tymi kolczatymi rosnącymi na ogromnych drzewach wybrykami natury można przyrównać do zapachu wszystkich owoców na raz. Już to porównanie powinno skłonić do zastanowienia się dwa razy nad wyborem. W końcu, jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Rzut okiem z bliska i pojawia się uczucie szacunku, grozy i ciekawości. Fantazja sięga zenitu. Co może kryć się pod tym garniturem.... przepraszam, skorupką? Jak się do tego dobrać? Jak to złapać? Już wiem - krawat.... znaczy się.... czubek. Szkoda, że nie można kilku na raz tak przenieść bo boli. Chwila zastanowienia, szybka decyzja. Ile? Dużo, bardzo dużo, ale co tam.... tyle obietnic?
Patrz i nie rusz.
W takiej oprawce nie może przecież kryć się nic rozczarowującego. Durian dużo obiecuje a co daje? Gówno - w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie dość, że dużo kosztuje - podobnie jak diety, renty, emerytury, jachty i drogie limuzyny - to jeszcze ciężko dobrać się do prawdy.... znaczy się do środka. A jak i to się w końcu uda, czeka na nas nieprzyjemna niespodzianka w postaci odpychającego zapachu przypominającego cebulę i czosnek. Czy coś w tej skorupie zdechło? Próba reklamacji - nie, to najlepszy okaz, mówi kilka osób po przystawieniu nosa do zapachowych walorów lepkiego miąższu. Dobrze trafiłeś! Chcę oddać - no przecież sam chciałeś, sam wybierałeś, sam pokazałeś który chcesz. Jak możesz teraz narzekać? Reklamacji nie przyjmuje się. Czyż nie brzmi znajomo?
Ktoś przyrównał zapach duriana do przepoconych skarpetek. Nie, nie, nie, nie, parmezan śmierdzi przepoconymi skarpetkami i świetnie nadaje się jako przyprawa do większości potraw z przegotowanego w sposób al dente makaronu. Ale co tam? Znajomi powiedzieli mi, że z durianem jest jak z cierniami i gwiazdami. Kto zniesie zapach, tego kubki smakowe przeżyją orgazm.
Ba, zwolennicy króla dbający o jego pozytywny image, co chwila wypuszczają na rynek artykuły reklamowe różnej maści: durianowe cukierki, czipsy, lody.... tylko perfum durianowych jakoś brak. Pierwsza próba - dobrze, że kupiłem w promocji w supermarkecie. Jeśli tak ma wyglądać orgazm podniebienny to ja dziękuję. Toż to warzywo powinno być - mieszanka czosnku, cebuli i cukru waniliowego z delikatnie bananowym posmakiem.
Jakby tego było mało to brudzi ręce i zostawia na nich ciężko zmywalny lepki osad. Warzywo, warzywko..... czyli utrzymuj mnie, podlewaj, a ja będę zwodził Cię obietnicami, że urosnę większy i zarobisz na mnie krocie. Szukanie najlepszego okazu - kompletna strata czasu. Dobieranie się do środka, to samo. W końcu okazuje się, że wyrzuciliśmy pieniądze w błoto bo przecież raz nadgryzionego, raz wybranego, nie można już oddać. I na nic zdadzą się narzekania - mamy demokrację i wolność wyboru. A jeżeli komuś nie pasuje to niech sam kupi sobie ładny garnitur, obklei swoimi zdjęciami słupy i zacznie wołać, że w stolicą Polski Tokio czy tam Dublin niedługo będzie.
Jak prawdziwy polityk - ładnie się prezentuje (w garniturze), dużo obiecuje, gówno daje, śmierdzi, jest brudny i nie jest tym za kogo się podaje - jest owocem a smakuje jak warzywo.
Napisz komentarz
Komentarze